[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyciąga po nas ręce i wsysa z powrotem.Nigdy nie pozwoli nam się uwolnić.- Wreszcie znaleźliśmy sposób - odezwał się chłopak z tablicą - żeby zakończyć tę walkę.Jeśli ludzie z przyszłości mogą cofnąć się w przeszłość, nie ma powodu, dla którego i my nie moglibyśmy tego zrobić.Niewiele jest osób, którym będzie przykro z tego powodu, że wyniesiemy się stąd.Większość powinna przyjąć to z radością.- Myślę - rzekł dziennikarz - że coś takiego można by nazwać ruchem społecznym.Większość akcji, które podejmowaliście, określano jako ruch społeczny.Czy moglibyście powiedzieć, iłu spośród was.- Nie moglibyśmy - odparła pierwsza dziewczyna.- Teraz jest nas nie więcej niż piętnaście, może dwadzieścia osób.Kiedy jednak opublikuje pan artykuł albo przedstawi nas w telewizji, zrobią się z tego tysiące.Nadciągną z Chicago, Nowego Jorku, Bostonu i Los Angeles.Będzie nas więcej, niż to miasto jest w stanie pomieścić.Rozumie pan, po raz pierwszy mamy realną szansę naprawdę się stąd wynieść.- W porządku - odparł dziennikarz.- Rozumiem wasz punkt widzenia.Ale jak macie zamiar to przeforsować? Rzucicie się przez ulicę i zaczniecie łomotać do drzwi Białego Domu?- Jeśli chodzi panu o to - rzekł młodzieniec - że nikt nie zwróci na nas uwagi, to może i ma pan rację.Ale za dwadzieścia cztery godziny będą musieli zwrócić na nas uwagę, a za czterdzieści osiem wyjdą tu, na ulicę, i zaczną z nami rozmawiać.- Wiecie zapewne, że na razie nie dysponujemy tunelami czasowymi.Możliwe, że nigdy nie będziemy ich mieli.Do ich budowy potrzebne są materiały i siła robocza.- Siły roboczej jest tu pod dostatkiem, proszę pana.Wystarczy tylko poprosić.Dajcie nam kilofy i łopaty.Dajcie nam śrubokręty.Dajcie nam narzędzia i powiedzcie, co mamy robić.Będziemy pracować do upadłego.Zrobimy wszystko, byleby tylko się stąd wynieść.Nie chcemy żadnej zapłaty za pracę, nie chcemy w ogóle nic, z wyjątkiem pozwolenia na odejście.- Niech im pan to wyjaśni - dodała druga dziewczyna.- Proszę przekazać im dokładnie to, co mówiliśmy.- Nie wyszliśmy na ulicę po to, żeby przysparzać kłopotów - ciągnął chłopak.- Nie chcemy być przyczyną jakiegoś zamieszania.Chcemy tylko, by rząd dowiedział się o wszystkim, a jedynie w ten sposób możemy zwrócić na siebie uwagę.- Nie będziemy o nic prosić, jeśli tylko pozwolą nam się wynieść - znów mówiła pierwsza dziewczyna.- Co najwyżej chcielibyśmy trochę motyk, siekier, może jeszcze jakieś naczynia.A jeśli nie będą chcieli nam nic dać, odejdziemy z pustymi rękoma.- Ludzie pierwotni robili sobie narzędzia z kamieni - dodał młodzieniec.- Jeśli będziemy zmuszeni, poradzimy sobie w ten sam sposób.- Po co tu stoisz i rozmawiasz z nimi? - wtrącił się jakiś krzepki typek z cygarem wetkniętym między zęby.- Do cholery, oni chcą tylko gadać.Mają gęby pełne bzdur.Nie mają zamiaru donikąd się wynosić.Chcą tylko porozrabiać.- Mylisz się - odparł chłopak trzymający tablicę.- Chcemy zrobić dokładnie to, o czym mówiliśmy.Po co mielibyśmy tu sterczeć, i to obok takich frajerów jak ty?Osiłek z cygarem wyciągnął rękę do drzewca tablicy, lecz w tej samej chwili jedna z dziewczyn kopnęła go w goleń.Chciał się uchylić przed kopniakiem i nie sięgnął tablicy, która spadła mu na głowę.Mężczyzna stojący obok typka z cygarem trafił chłopaka z tablicą w szczękę.Wybuchła bójka, ale szybko została stłumiona przez policję.35.Judy siedziała za biurkiem.Na brzegu biurka zaczynało przybywać notatek.Migotały lampki na pulpicie centrali.- Przespałaś się choć trochę? - zapytał Wilson.Uniosła na niego wzrok.- Niewiele.Nie mogłam zasnąć.Bałam się i rozmyślałam.Nie jest dobrze, prawda, Steve?- Nie jest - odparł.- Za dużo, żeby sobie z tym poradzić.Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby nie poganiał nas czas, gdybyśmy mieli go choć trochę.Wskazała na drzwi prowadzące do sali konferencyjnej.- Tego chyba im nie powiesz?Uśmiechnął się.- Nie, tego im nie powiem.- Pytali już, kiedy masz zamiar zwołać konferencję.- Zaraz.- Chyba mogę powiedzieć ci to teraz - rzekła.- Nie ma co odkładać.Wracam do domu, do Ohio.- Ale jesteś mi potrzebna.- Możesz wziąć jakąś dziewczynę z sekretariatu.Po kilku dniach nawet nie dostrzeżesz różnicy.- Nie to miałem na myśli.- Wiem, co miałeś na myśli.Potrzebujesz kogoś do łóżka.Od jak dawna to trwa? Od sześciu miesięcy? Wszystko przez to cholerne miasto.Czego by się człowiek nie dotknął, ubrudzi ręce.Możliwe, że gdzie indziej udałoby się nam.Ale tu nic z tego nie wyjdzie.- Do cholery, Judy! - syknął.- Co w ciebie wstąpiło? Tylko dlatego, że nie przyszedłem ostatniej nocy.- Możliwe, że w jakimś stopniu z tego powodu.Ale to, oczywiście, nie wszystko.Wiem, dlaczego musiałeś tu zostać.A ja byłam samotna, tak wiele rzeczy się działo, siedziałam, myślałam i coraz bardziej się bałam.Próbowałam dodzwonić się do matki, ale linia była zajęta.Na miłość boską, biedna, przerażona dziewczynka, uciekająca pod skrzydełka mamusi.Nagle wszystko się zmieniło.Nie byłam już ulizaną, wykwalifikowaną cipcią z Waszyngtonu.Znów byłam dziewczynką z kucykami z małego miasteczka w Ohio.Wszystko przez ten strach.Powiedz mi szczerze: czy miałam powód, by się bać?- Pewnie, że miałaś - odparł uczciwie.- Sam mam stracha.Wszyscy się boimy.- Co się z nami stanie?- Gdybym to ja wiedział! Ale nie o tym przecież mówiliśmy.- Potwory na wolności - kontynuowała.- Zbyt wiele gąb do nakarmienia.Wszyscy walczą ze wszystkimi albo szykują się do walki.- Mówiliśmy o twojej decyzji powrotu do Ohio.Nie mam zamiaru cię pytać, czy myślałaś o tym poważnie, gdyż wiem, że tak.Sądzę, że jesteś szczęśliwa, mając się gdzie schronić.Większość z nas nie ma dokąd iść.Powinienem cię prosić, żebyś została, ale to byłoby nie fair.Poza tym kierowałbym się egoizmem.Chciałbym jednak, żebyś została.- Zarezerwowałam już miejsce w samolocie - odparła.- Biorąc pod uwagę zablokowanie telefonów, byłam zdziwiona, że mi się to w ogóle udało.Cały kraj ogarnęła panika.W podobnych chwilach wszystkich ogarnia straszliwe poczucie bezsilności.- Nie spodoba ci się w Ohio.Pożałujesz, kiedy tylko się tam znajdziesz.Jeśli tak bardzo boisz się w Waszyngtonie, będziesz tak samo bała się w Ohio.- Nie zmienisz mojej decyzji, Steve.O szóstej piętnaście wieczorem będę na pokładzie samolotu.- Nie mogę już nic zrobić?- Nie, nie możesz.- W takim razie wpuść już dziennikarzy do sali.Mam dla nich kilka nowin.36.Senator Andrew Oakes uniósł się nieco z głębin fotela, w którym siedział.- Nie jestem pewien, panie prezydencie - powiedział - czy sprowadzenie naszych oddziałów do kraju jest rozsądnym posunięciem.Musimy przecież utrzymać obsadzone bazy.Odnoszę wrażenie, że zaczynamy ulegać zbędnemu pośpiechowi.Jakieś tam malutkie potworki obrobiły kurnik gdzieś w Zachodniej Wirginii, a my decydujemy się na ściągnięcie wojsk do kraju.Nie jest to chyba wystarczający powód.Poza tym uważam, że błędem było poinformowanie prasy o tych potworkach.Może to doprowadzić do powszechnej paniki.- Myślę, że panu się coś pomyliło, senatorze - odparł kongresmen Nelson Able.- Nie zostaliśmy tu zaproszeni, by podejmować decyzję o ściągnięciu naszych oddziałów do kraju, ale raczej po to, żeby dowiedzieć się, iż rozkaz powrotu został wydany, i poznać przyczyny, dla których to zrobiono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]