[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziś niemal nikt się do niczego nie stosował.Nie było praw.Ja-ta, ja-ta, bum!A z drugiej strony:- Lord Sempeturn.Sławcie Lorda Sempeturna! Sławcie go, sławcie, sławcie!Deszcz padał coraz gęściej.Ruszaj się, powiedziała sobie Millilain.Górale na placu, Bogini jedna wie, jakie szaleństwo przed tobą, Rycerze Dekkereta srożą się gdzieś z tyłu - kłopoty, nic tylko kłopoty.Nawet jeśli między rycerzami był Kristofon, nie chciała go widzieć, nie chciała widzieć jego nieprzytomnych, przepełnionych oddaniem oczu, nie chciała widzieć dłoni wzniesionej w nowej wersji znaku gwiazdy.Zaczęła biec.Przez Malibor do Dizimaule, wzdłuż Dizimaule do tej alejki łączącej ją z Malamola.czy ośmieli się wejść w alejkę?Ja-ta, ja-ta, bum!Nagle z ulicy Dizimaule wyłonił się prący wprost na nią tłum.Maszerujący szli niczym bezduszne maszyny - dostrzegła dziewięciu czy dziesięciu w rzędzie, podnosili i opuszczali ręce, lewa, prawa, lewa, prawa i ten krzyk wydobywający się z ich gardeł w ciągłym, nachalnym, rwanym rytmie.Przejdą po niej i nawet tego nie zauważą! Zanurkowała z powrotem w alejkę tylko po to, by przy jej drugim końcu zobaczyć hordę mężczyzn i kobiet ze złoto-zielonymi opaskami na ramionach, wrzeszczących na chwałę nowego Lorda Stiamota.Jest w pułapce! Tej nocy z ukrycia wyszli wszyscy szaleńcy!Millilain rozejrzała się rozpaczliwie, po lewej stronie dostrzegła na wpół otwarte drzwi i natychmiast w nie wskoczyła.Znalazła się w ciemnym korytarzu, kończącym się salą, z której dobiegł do niej cichy śpiew i ostry zapach jakiegoś niezwykłego kadzidła.Czy to coś w rodzaju świątyni? Pewnie któryś z tych nowych kultów.Przynajmniej tu chyba nikt nie zrobi jej krzywdy.Może uda się jej pozostać wśród jego wyznawców, aż oszalałe, panujące na ulicach tłumy przeniosą się w inną część miasta.Ostrożnie przeszła korytarzem.Zajrzała do sali.Ciemność.Przyjemny zapach.Po jednej stronie coś w rodzaju balkonu, po którego obu stronach umieszczono niczym maszty flagowe suszone ciała dwóch małych smoków morskich.Stał między nimi Liimen, ponury i cichy, troje oczu płonęło mu jak węgielki.Millilain miała wrażenie, że go rozpoznaje - uliczny handlarz, który sprzedał jej raz kiełbaskę za pięć koron.A może to nie on? Niełatwo przecież odróżnić jednego Liimena od drugiego.Okryta płaszczem z kapturem postać, pachnąca jak Ghayrog, podeszła do niej i powiedziała szeptem:- Nadeszłaś w czas złączenia, siostro.Witaj i niech będzie z tobą pokój królów oceanu.Królów oceanu?Ghayrog wziął ją delikatnie pod ramię i równie delikatnie popchnął w głąb sali, by mogła zająć miejsce wśród klęczącej, szepczącej kongregacji.Nikt na nią nie spojrzał, nikt nie patrzył tu na nikogo, oczy wszystkich utkwione były w Liimenie stojącym między dwoma małymi, suszonymi smokami.Millilain także patrzyła na niego.Nie chciała widzieć nikogo spośród otaczających ją ludzi - bała się, że może rozpoznać przyjaciół.- Bierzcie.pijcie.złączcie się.- rozkazał Liimen.Wśród rzędów klęczących postaci krążyły czary wina.Kątem oka Millilain dostrzegła, że każdy, gdy przychodzi jego kolej, przykłada czarę do ust i bierze z niej głęboki łyk; naczynia były bezustannie napełniane.Najbliższe z nich znajdowało się teraz trzy czy cztery rzędy przed nią.Liimen powiedział:- Pijemy.Łączymy się.Ruszamy w objęcia królów oceanu.Przypomniała sobie - Liimeni nazywają smoki morskie królami oceanu.Mówi się, że mają je za bóstwa.Cóż, pomyślała, może w tym coś jest? Wszystko inne zawiodło, więc oddajmy świat smokom.Dostrzegła, że czara jest od niej o dwa rzędy, lecz wędruje bardzo powoli.- Weszliśmy pomiędzy królów oceanu, polowaliśmy na nich, wyciągaliśmy ich z morza - mówił dalej Liimen.- Jedliśmy ich ciało, piliśmy ich mleko.Taki był ich dar dla nas, taka była dobrowolna ofiara, są bowiem bogami, a bogowie powinni dawać swemu ludowi ciało i mleko, by go wyżywić, by wiernych uczynić bogami.A teraz przyszedł czas, w którym nadejdą.Bierz.Pij.Złącz się.Czara wędrowała w rzędzie, w którym klęczała Millilain.- Są wielkimi tego świata - zaintonował Liimen.- Są jego panami.Są jego władcami.Są jego prawdziwymi potęgami, do nich należymy.My i cały lud Majipooru.Bierzcie.Pijcie.Złączcie się.Klęcząca po jej lewej ręce kobieta piła właśnie z czary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]