Home HomeRoberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzeniaRoberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzeniaRoberts Nora Marzenia 01 Smiale marzeniaChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Wyznania EgzorcystyLem Stanislaw Summa TechnologiaeTerry Pratchett Johnny i BombaArthur C. Clarke Spotkanie Z Ramaborland c unleashedDikotter Frank Wielki głód
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Dziś niemal nikt się do niczego nie stosował.Nie było praw.Ja-ta, ja-ta, bum!A z drugiej strony:- Lord Sempeturn.Sławcie Lorda Sempeturna! Sławcie go, sławcie, sławcie!Deszcz padał coraz gęściej.Ruszaj się, powiedziała sobie Millilain.Górale na placu, Bogini jedna wie, jakie szaleństwo przed tobą, Rycerze Dekkereta srożą się gdzieś z tyłu - kłopo­ty, nic tylko kłopoty.Nawet jeśli między rycerzami był Kristofon, nie chciała go widzieć, nie chciała widzieć jego nieprzy­tomnych, przepełnionych oddaniem oczu, nie chciała widzieć dłoni wzniesionej w nowej wersji znaku gwiazdy.Zaczęła biec.Przez Malibor do Dizimaule, wzdłuż Dizimaule do tej alejki łą­czącej ją z Malamola.czy ośmieli się wejść w alejkę?Ja-ta, ja-ta, bum!Nagle z ulicy Dizimaule wyłonił się prący wprost na nią tłum.Maszerujący szli niczym bezduszne maszyny - dostrzegła dziewięciu czy dziesięciu w rzędzie, podnosili i opuszczali rę­ce, lewa, prawa, lewa, prawa i ten krzyk wydobywający się z ich gardeł w ciągłym, nachalnym, rwanym rytmie.Przejdą po niej i nawet tego nie zauważą! Zanurkowała z powrotem w alejkę tylko po to, by przy jej drugim końcu zobaczyć hordę mężczyzn i kobiet ze złoto-zielonymi opaskami na ramionach, wrzeszczą­cych na chwałę nowego Lorda Stiamota.Jest w pułapce! Tej nocy z ukrycia wyszli wszyscy szaleńcy!Millilain rozejrzała się rozpaczliwie, po lewej stronie do­strzegła na wpół otwarte drzwi i natychmiast w nie wskoczyła.Znalazła się w ciemnym korytarzu, kończącym się salą, z której dobiegł do niej cichy śpiew i ostry zapach jakiegoś niezwykłego kadzidła.Czy to coś w rodzaju świątyni? Pewnie któryś z tych nowych kultów.Przynajmniej tu chyba nikt nie zrobi jej krzyw­dy.Może uda się jej pozostać wśród jego wyznawców, aż oszala­łe, panujące na ulicach tłumy przeniosą się w inną część miasta.Ostrożnie przeszła korytarzem.Zajrzała do sali.Ciemność.Przyjemny zapach.Po jednej stronie coś w rodzaju balkonu, po którego obu stronach umieszczono niczym maszty flagowe su­szone ciała dwóch małych smoków morskich.Stał między nimi Liimen, ponury i cichy, troje oczu płonęło mu jak węgielki.Mil­lilain miała wrażenie, że go rozpoznaje - uliczny handlarz, któ­ry sprzedał jej raz kiełbaskę za pięć koron.A może to nie on? Niełatwo przecież odróżnić jednego Liimena od drugiego.Okryta płaszczem z kapturem postać, pachnąca jak Ghayrog, podeszła do niej i powiedziała szeptem:- Nadeszłaś w czas złączenia, siostro.Witaj i niech będzie z tobą pokój królów oceanu.Królów oceanu?Ghayrog wziął ją delikatnie pod ramię i równie delikatnie popchnął w głąb sali, by mogła zająć miejsce wśród klęczącej, szepczącej kongregacji.Nikt na nią nie spojrzał, nikt nie pa­trzył tu na nikogo, oczy wszystkich utkwione były w Liimenie stojącym między dwoma małymi, suszonymi smokami.Millila­in także patrzyła na niego.Nie chciała widzieć nikogo spośród otaczających ją ludzi - bała się, że może rozpoznać przyjaciół.- Bierzcie.pijcie.złączcie się.- rozkazał Liimen.Wśród rzędów klęczących postaci krążyły czary wina.Ką­tem oka Millilain dostrzegła, że każdy, gdy przychodzi jego kolej, przykłada czarę do ust i bierze z niej głęboki łyk; naczynia były bezustannie napełniane.Najbliższe z nich znajdowało się teraz trzy czy cztery rzędy przed nią.Liimen powiedział:- Pijemy.Łączymy się.Ruszamy w objęcia królów oceanu.Przypomniała sobie - Liimeni nazywają smoki morskie kró­lami oceanu.Mówi się, że mają je za bóstwa.Cóż, pomyślała, może w tym coś jest? Wszystko inne zawiodło, więc oddajmy świat smokom.Dostrzegła, że czara jest od niej o dwa rzędy, lecz wędruje bardzo powoli.- Weszliśmy pomiędzy królów oceanu, polowaliśmy na nich, wyciągaliśmy ich z morza - mówił dalej Liimen.- Jedliśmy ich ciało, piliśmy ich mleko.Taki był ich dar dla nas, taka była do­browolna ofiara, są bowiem bogami, a bogowie powinni dawać swemu ludowi ciało i mleko, by go wyżywić, by wiernych uczy­nić bogami.A teraz przyszedł czas, w którym nadejdą.Bierz.Pij.Złącz się.Czara wędrowała w rzędzie, w którym klęczała Millilain.- Są wielkimi tego świata - zaintonował Liimen.- Są jego panami.Są jego władcami.Są jego prawdziwymi potęgami, do nich należymy.My i cały lud Majipooru.Bierzcie.Pijcie.Złącz­cie się.Klęcząca po jej lewej ręce kobieta piła właśnie z czary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •