Home HomeLackey Mercedes Wiatr zmianLackey Mercedes Wiatr furiiHoward Robert E Ludzie Czarnego Kregu (SCAN dalKiry3 Bu3yczow Ludzie jak ludzieBulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Siesicka Krystyna Pejzaz SentymentalnyKrystyna Siesicka Zapach Rumianku (2)Krystyna Siesicka Zapach Rumiankumein kampfBiblia Gdanska
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fantazia.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wyglądają jak nie ubrana choinka.I pomyślałem wtedy, że są ludzie, którzy godzinami czuwają, aby zobaczyć moment, kiedy pączek rośliny zamienia się w liść, że są również tacy, którzy z kamerą pilnują chwili, w której pisklę wydobywa się ze swo­jej skorupki.I że mnie trafia się inna okazja.Mogłem zobaczyć, jak z gestów, ze słów, ze spojrzeń i lekkich dotknięć ręki powstaje mo­że.przyjaźń, może.miłość.Obudził mnie wiatr: Kiedy otworzyłem oczy, biała, przejrzysta firanka, którą przysłonięte, było okno w moim pokoju, wydymała się jak nieforemny balon.Było ciemno, musiały na­dejść chmury i przesłonić księżyc.Chciałem zapalić lampkę przy swoim łóżku, ale świa­tła nie było.Widać wichura uszkodziła gdzieś przewody, to często zdarzało się w leśniczó­wce.Przy płomyku zapalniczki spojrzałem na zegarek.Dochodziła druga.Prąd zimnego po­wietrza szedł od okna, zrobiło mi się chło­dno, postanowiłem wstać i wyjrzeć na dwór.Po omacku odnalazłem swój gruby sweter, naciągnąłem go na siebie i podszedłem do ok­na.Widać było stąd doskonale ciemny zarys budynku, w którym mieściła się stara kuchnia, a kiedy mój wzrok przywykł do ciemności, potrafiłem nawet od reszty domku odróżnić przybudówkę-spiżarnię.Dokoła panowała cisza i spokój, żaden cień nie przemykał się w pobli­żu, żadne światło nie migotało w oknach ku­chni, nie działa się żadna z tych rzeczy, któ­rych mogłem oczekiwać.Zamknąłem okno i usiadłem na łóżku.Ćmiąc fajkę wpatrywałem się przed siebie, zafascynowany tajemniczą nieruchomością sprzętów, które nocą wyglądają inaczej niż za dnia.Na wprost mojego łóżka, pod ścianą, stała skrzynia Prota.Prosta, dębowa skrzynia.Pa­miętałem miejsca, w których zdobiły ją oku­cia, i chociaż nie widziałem ich teraz wyraźnie, mógłbym i tak bezbłędnie trafić ręką wprost na metalowe, półokrągłe uchwyty po jej bokach, mógłbym, nawet z zamknięty­mi oczyma, dotknąć płaskich rzeźbionych ozdób i małej pociemniałej od rdzy kłódki.Znałem tę skrzynię na pamięć - była tak piękna, że oglądałem ją wiele razy.Teraz stała na niej moja torba podróżna, w której, jak sobie przypomniałem, powinna być la­tarka.Wstałem więc i idąc pewnym krokiem zbliżyłem się do skrzyni.Kiedy oparłem się o nią kolanem, poczułem, że uwiera mnie jakiś dziwny przedmiot.Co to może być? Przecież nie kłódka, bo kłódka wisiała z boku.Nie, tomusiało być coś zupełnie nowego, coś, czego tu dotąd nie było.Odsunąłem kolano i dotknąłem ręką dzi­wnego przedmiotu.Był duży i ciężki.A je­dnak.jeszcze raz przesunąłem po nim dło­nią, jeszcze raz uniosłem do góry.tak, to jednak była kłódka.Tylko inna, nowa.Kłó­dka, której z pewnością nie widziałem odpo­czywając w swoim pokoju po powrocie z mias­teczka.Kto i kiedy ją założył?Nie potrzebowałem zastanawiać się długo, aby rozwiązać tę zagadkę, była prostsza od zagadek Krystyny.Kłódkę założył Prot, kie­dy oglądałem zdjęcia na ganku, teraz przypomniałem sobie, jak wyszedł na dwór, jak wrócił i niósł w ręku swoje drewniane pu­dło z podręcznymi narzędziami.Tak, to Prot, zaniepokojony naszą rozmową w kancelarii, zabezpieczył skrzynię przede mną! Dlaczego? Na to pytanie już nie umiałem znaleźć odpowiedzi, bo łączyła się ona chyba z zagadką Krystyny.Przewracając bezładnie wszystkie rzeczy w torbie znalazłem wreszcie latarkę.Skiero­wałem światło na kłódkę.Prot nawet nie usi­łował przymocować jej dyskretnie, z boku.Chyba nawet przeciwnie, celowo zawiesił kłódkę na najbardziej widocznym miejscu, aby stała się dla mnie ostrzeżeniem.Właściwie, dopiero teraz ogarnął mnie prawdziwy niepo­kój.W tej skrzyni istotnie musiało być coś, czego Prot strzegł przed ludźmi.Jeżeli nie by­ły to witraże, to.to co?Znowu podszedłem do okna, wyjrzałem na dwór.Stara kuchnia przycupnięta w kącie podwórza spała spokojnie, spokojnie spały psy w swoich budach, chyba tylko ja jeden snułem się tu tej nocy, targany niepokojem o starego przyjaciela.Sen chwycił mnie nagle, tak, że rano obu­dziłem się na kołdrze, wypalona fajka leżała obok łóżka, na podłodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •