[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ba! wiele lepsi! odparł pan Migurski. Wszelako to ciężki lud rzecze pan Wierszułł. %7łeby tak na mnie, podjąłbym się zmoimi Tatary we dwa dni tak ich zmorzyć, iż trzeciego już bym ich jako barany mógł wyrzy-nać. Co waść gadasz! Niemcy dobrzy żołnierze.A na to ozwał się pan Longinus Podbipięta swoją śpiewną litewską mową: Jak to Bóg w miłosierdziu swoim różne nacje różnymi cnotami obdarzył.Jako słyszałem,nie masz w świecie nad naszą jazdę, a znowu ani nasza, ani węgierska piechota porównać sięz niemiecką nie może. Bo Bóg jest sprawiedliwy rzecze na to pan Zagłoba. Waści na przykład dał wielkąfortunę, wielki miecz i ciężką rękę, a za to mały dowcip. Już się do niego przypił jak końska pijawka rzekł śmiejąc się pan Skrzetuski.226A pan Podbipięta oczy zmrużył i rzekł ze zwykłą sobie słodyczą: Słuchać hadko! Waści dał język, pono za długi! Jeśli utrzymujesz, że zle zrobił dając mi taki, jaki mam, tedy pójdziesz do piekła razemze swoją czystością, bo woli jego chcesz kontrować. Et, kto tam waści przegada! Gadasz i gadasz. A wieszże waćpan, czym człowiek różni się od zwierząt? A czym? Oto rozumem i mową. Ot, dałże mu, dał! rzecze pułkownik Mokrski. Jeżeli tedy waćpan nie pojmujesz, dlaczego w Polsce najlepsza jazda, a u Niemców pie-chota, to ja ci to wytłumaczę. No, dlaczego? dlaczego? spytało kilka głosów. Oto, gdy Pan Bóg konia stworzył, przyprowadził go przed ludzi, żeby zaś jego dziełochwalili.A na brzegu stał Niemiec, jako to się oni wszędy wcisną.Pokazuje tedy Pan Bógkonia i pyta się Niemca: co to jest? A Niemiec na to: Pferd! Co? powiada Stwórca to tyna moje dzieło pfe mówisz? A nie będziesz ty za to, plucho, na tym stworzeniu jezdził ajeśli będziesz, to kiepsko.To rzekłszy, Polakowi konia darował.Oto dlaczego polska jazdanajlepsza, a zaś Niemcy, jak poczęli piechotą za Panem Bogiem drałować a przepraszać, taksię na najlepszą piechotę wyrobili. Bardzoś to waść misternie wykalkulował rzekł pan Podbipięta.Dalszą rozmowę przerwali nowi goście, nadbiegli z doniesieniem, iż jeszcze jakieś wojskodo obozu się zbliża, które nie może być kozackie, bo nie od Konstantynowa, ale całkiem zinnej strony, od rzeki Zbrucza, nadciąga.Jakoż we dwie godziny pózniej weszły te chorągwiez takim grzmieniem trąb i bębnów, że aż książę się rozgniewał i posłał do nich rozkaz, by bylicicho, bo nieprzyjaciel w pobliżu.Pokazało się, iż był to pan strażnik koronny Samuel Aaszcz,sławny zresztą awanturnik, krzywdziciel, warchoł i zabijaka, ale żołnierz wielki.Wiódł onośmiuset ludzi takiego jak sam pokroju, częścią szlachty, częścią Kozaków, którzy by wszy-scy, na dobrą sprawę, wisieć powinni.Ale książę Jeremi nie zrażał się swawolą tego żołnier-stwa, dufając, że w jego ręku zmienić się na pokorne owieczki muszą, a zaś zaciekłością imęstwem inne braki nagrodzą.Był to tedy szczęśliwy dzień.Wczoraj jeszcze książę, zagrożo-ny odejściem wojewody kijowskiego, już był postanowił wojnę aż do chwili przybytku siłzawiesić i do spokojniejszego kraju się na czas jakiś uchylić dziś stał znów na czele bliskodwunastotysięcznej armii, a choć Krzywonos pięć razy tyle liczył, jednak ze względu, iżwiększość wosk zbuntowanych składała się z czerni, obie siły za równe poczytywane być mo-gły.Teraz też książę już ani myślał o odpoczynku.Zamknąwszy się z Aaszczem, wojewodąkijowskim, Zaćwilichowskim, Machnickim i Osińskim, naradzał się nad dalszą wojną.Krzy-wonosowi nazajutrz postanowiono wydać bitwę, a gdyby nie nadszedł, tedy mieli iść ku nie-mu w odwiedziny.Noc zapadła już głęboka, ale od czasu ostatnich deszczów, które pod Machnówką tak bar-dzo dokuczały żołnierzom, pogoda ustaliła się wyborna.Na ciemnym sklepieniu niebios świe-ciły roje gwiazd złotych.Księżyc wytoczył się wysoko i ubielił wszystkie dachy rosołowskie.W obozie nikt spać nie myślał.Wszyscy odgadli jutrzejszą bitwę i gotowali się do niej gwa-rząc po staremu, śpiewając i wielkie sobie rozkosze obiecując.Oficerowie i znaczniejsze to-warzystwo, wszyscy w wybornych humorach, zebrali się naokół wielkiego ogniska i zabawialisię szklankami. Mówże zaś waćpan dalej! wołali na Zagłobę. Gdyście tedy przez Dniepr przeszli, có-żeście czynili i jakim sposobem dostaliście się do Baru?Pan Zagłoba wychylił kwartę miodu i rzekł:227.Sed jam nox humida coelo praecipitat,Suadentque sidera cadentia somnos,Sed si tantus amor cognoscere nostros,Incipiam. Moi mości panowie! gdybym zaczął wszystko szczegółowie opowiadać, tedy i dziesięciunocy by nie starczyło, a pewnie i miodu, bo stare gardło jak stary wóz smarować trzeba.Dość,gdy waćpaństwu powiem, iżem do Korsunia, do obozu samego Chmielnickiego z kniaziównąposzedł i z tego piekła bezpieczniem ją wyprowadził. Jezus Maria! toś chyba waćpan czarował! zakrzyknął pan Wołodyjowski. Co prawda, to czarowałem odpowiedział pan Zagłoba bom się też tego piekielnegokunsztu jeszcze za młodych lat od jednej czarownicy w Azji wyuczył, która zakochawszy sięwe mnie, wszystkie arcana czarnoksięskiej sztuki mi dywulgowała.Ale wiele czarować niemogłem, bo sztuka na sztukę.Pełno tam wróżków i czarownic koło Chmielnickiego, ci tylemu diabłów do usług posprowadzali, iż on nimi jak chłopami robi.Spać idzie, to mu diabełmusi buty ściągać; szaty mu się zakurzą, to je diabli ogonami trzepią, a on jeszcze, gdy pijany,tego lub owego w pysk, że to powiada zle służysz!Pobożny pan Longinus przeżegnał się i rzekł: Z nimi moce piekielne, z nami niebieskie. Byliby też mnie czarni zdradzili przed Chmielnickim, ktom jest i kogo prowadzę, alemich pewnym sposobem zaklął, że milczeli.Bałem się też, żeby Chmielnicki mnie nie poznał,bom się z nim w Czehrynie rok temu ze dwa razy u Dopuła zetknął; było też i kilku innychznajomych pułkowników, ale cóż? Brzuch mnie spadł, broda wyrosła do pasa, włosy do ra-mion, przebranie resztę zmieniło, więc nikt nie poznał. Toś waćpan widział samego Chmielnickiego i mówiłeś z nim? Czym widział Chmielnickiego? Tak, jako waszmościów widzę.Przecie on mnie jakoszpiega na Podole wysłał, żebym jego manifesty chłopstwu po drodze rozdawał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]