[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rzecz to oczywista - odezwał się Palmerin de Launfal, rycerz z liliowanym krzyżem.-Prawdziwie godną jest wasza postawa.Iście, lękam się mocno, że znieważę propozycją, alemimo tego propozycję złożę.Wyrzeczcie się tego kontraktu, panie wiedzminie.Nie dybcie nasukkuba, ostawcie go w spokoju.Nic panom ni księżnej nie mówiąc.A na honor, my,panowie z Toussaint, przebijemy ofertę pań.Zadziwiając was naszą hojnością.- Propozycja - rzekł zimno wiedzmin - w istocie niezbyt daleka od zniewagi.- Panie Geralt - Palmerin de Launfal miał twarz twardą i poważną.- Powiem wam, co nasdo propozycji ośmieliło.Owóż była to fama o was, głosząca, że zabijacie wyłącznie tepotwory, co które są zagrożeniem.Zagrożeniem realnym.Nie imaginowanym, z niewiedzyalbo uprzedzeń się biorącym.Pozwólcie sobie tedy rzec, że sukkub nie zagraża ani nieszkodzi nikomu.Ot, nawiedza w snach.Od czasu do czasu.I trochę dręczy.- Ale wyłącznie pełnoletnich - dodał szybko Peyrac-Peyran.- Damy z Toussaint - rzekł Geralt, rozglądając się - nie byłyby rade, dowiedziawszy się otej rozmowie.Podobnie księżna.- Absolutnie się z wami zgadzamy - mruknął Palmerin de Launfal.- Dyskrecja jest zewszech miar zalecana.Nie należy budzić śpiących bigotek.- Otwórzcie mi konto w którymś z tutejszych krasnoludzkich banków - powiedział wolnoi cicho Geralt.- I zadziwcie mnie hojnością.Uprzedzam jednak, że niełatwo mnie zadziwić.- A jednak się postaramy - obiecał dumnie Peyrac-Peyran.Wymieniono pożegnalne ukłony.Wrócił Regis, który oczywiście wszystko słyszał swym wampirzym słuchem.- Teraz - rzekł bez uśmiechu - też możesz oczywiście twierdzić, że to był mimowolnyodruch i niewytłumaczalny impuls.Ale z otwartego bankowego konta trudno ci będzie sięwykręcić.Geralt patrzył gdzieś wysoko, hen, ponad wierzchołki cyprysów.- Kto wie - powiedział - może jednak spędzimy tu parę dni.Zważywszy na żebra Milvy,może być to nawet więcej niż parę dni.Może parę tygodni? Nie zaszkodzi więc, jeśli na tenczas zdobędziemy niezależność finansową.* * *- A więc to stąd konto u Cianfanellich - pokiwał głową Reynart de Bois-Fresnes.No, no.Gdyby księżna dowiedziała się o tym, byłyby jak nic zmiany na stanowiskach, byłby nowyrozdział patentów.Ha, może i ja bym awansował? Słowo daję, aż żal, że człowiek nie mazadatków na donosiciela.Opowiedz teraz o słynnej biesiadzie, na którą tak się cieszyłem.Takpragnąłem być na tej uczcie, pojeść, popić! A posłali mnie na granicę, na strażnicę, w chłód ipsią szarugę.Ech, hola, hola, rycerska dola.- Wielką i szumnie zapowiadaną ucztę - zaczął Geralt - poprzedziły poważneprzygotowania.Trzeba było odnalezć Milvę, która ukryła się w stajniach, trzeba byłoprzekonać ją, że od jej udziału w bankiecie zależy los Ciri i bez małą całego świata.Trzebabyło siłą nieomal ubrać ją w suknię.Potem trzeba było wymóc na Angouleme przysięgę, żebędzie unikać mówienia: "kurwa" i "dupa".Gdyśmy wreszcie wszystko to osiągnęli i mielizamiar odpocząć przy winie, zjawił się szambelan Le Goff, pachnący lukrem i nadęty jakświński pęcherz.* * *- W danych cyrkumstancjach zaznaczyć muszę - zaczął nosowo szambelan Le Goff - żeza stołem Jej Miłości nie ma miejsc poślednich, nikt miejscem za stołem mu przyznanymurażon czuć się nie ma prawa.Jednak my tu, w Toussaint, dawnym tradycjom i zwyczajompilniej dochowujemy obserwacji, a wedle tychże zwyczajów.- Przejdzcie, panie do rzeczy.- Uczta jutro.Rozsadzić mi trzeba stół wedle honoru i rangi.- Jasne - powiedział poważnie wiedzmin.- Już mówię, co i jak.Najgodniejszym wśródnas, tak rangą, jak i honorem jest Jaskier.- Pan wicehrabia Julian - rzekł szambelan, zadzierając nos - gościem jestekstraordynaryjnie honorowym.Jako taki po prawicy Jej Miłości zasiądzie.- Jasne - powtórzył wiedzmin, poważny jak sama śmierć.- A względem nas nie wyjawił,kto jaką ma rangę, tytuł i honory?- Wyjawił - szambelan chrząknął - tyle jeno, że waszmościowie i waćpanny incognito wmisji są rycerskiej, a detalów tejże, jako i prawdziwych imion, herbów i tytułów zdradzićwam nie lza, bo śluby bronią.- Tak właśnie jest.W czym więc problem?- Wżdy ja rozsadzić muszę! Gośćmi jesteście, nadto pana wicehrabiego komilitonami,więc was i tak bliżej głowy stołu posadzę.Między barony.Ale przecie tak być nie może,byście wszyscy byli równi, waszmościowie i waćpanny, bo tak nigdy nie bywa, żeby wszyscyrówni byli.Jeśli kto z was rangą albo urodzeniem wyższy, winien przy górnym stole, przyksiężnej.- On - wiedzmin bez wahania wskazał wampira, który opodal w skupieniu podziwiałzajmujący całą niemal ścianę gobelin - jest hrabią.Ale o tym sza.To tajemnica.- Pojmuję - szambelan o mało nie zachłysnął się z wrażenia.- W danychcyrkumstancjach.Usadzę go po prawicy hrabiny Notturny, szlachetnie urodzonej wujenkiksiężnej pani.- Nie pożałujecie, ani wy, ani wujenka - Geralt miał twarz jak z kamienia.- Nie ma ci onrównych ni w obyczaju, niw sztuce konwersacji.- Rad jestem to słyszeć.Wy zaś, panie z Rivii, usiądziecie obok czcigodnej pani Fringilli.Tak każe tradycja.Nieśliście ją do Kadzi, jesteście.hmmm.jej rycerzem, tak jakby.- Pojąłem.- To dobrze.Ach, panie hrabio.- Słucham? - zdziwił się wampir, który właśnie odszedł od arrasu, przedstawiającegowalkę olbrzymów z cyklopami.- Nic, nic - uśmiechnął się Geralt.- Tak sobie gawędzimy.- Aha - kiwnął głową Regis.- Nie wiem, czy panowie zauważyli.Ale ten cyklop nagobelinie, o, ten z maczugą.Spójrzcie na palce jego stóp.On, nie bójmy się tego powiedzieć,ma dwie lewe nogi.- Faktycznie - potwierdził bez cienia zdziwienia szambelan Le Goff.Takich gobelinówjest w Beauclair więcej.Mistrz, który je tkał, to był prawdziwy mistrz.Ale strasznie dużo pił.Jak to artysta.* * *- Czas już na nas - przemówił wiedzmin, unikając wzroku podochoconych winemdziewczyn zerkających ku niemu od stołu, przy którym bawiono się we wróżby.- Zbierajmysię, Reynart.Płaćmy, wsiadajmy na konie i jedzmy do Beauclair.- Wiem, dokąd ci tak śpieszno - wyszczerzył zęby rycerz.- Nie bój się, czeka twojazielonooczka.Ledwo co biła północ.Opowiedz o uczcie.- Opowiem i jedziemy.- I jedziemy.* * *Widok ustawionego w gigantyczną podkowę stołu przypominał dobitnie, że jesieńprzemija i ma się ku zimie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]