[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włóczyli się po supermarketach, gdzie kupowali sobie małe smakołyki.W ciasnym saloniku Mecira pili herbatę, którą on nazywał „szympansią”, i robili grzanki na elektrycznym słoneczku.Dzięki Poplątanemu Absolutnie-Mary nareszcie mogła oglądać telewizję.Najbardziej lubiła programy dla dzieci, szczególnie Jaskiniowców.Pewnego razu, rozbawiona swoją śmiałością, chichocząc, wyznała Poplątanemu, że Fred i Wilma przypominają jej pracodawców, na co on równie odważnie wskazał najpierw na nią, potem na siebie, uśmiechnął się szeroko i powiedział: „Betty i Barney”.Później, podczas dziennika, jakiś Anglik o wyglądzie lisa chytrusa, z cienkim wąsikiem i błędnym spojrzeniem, wygłosił płomienne ostrzeżenie przeciwko imigrantom, na co Absolutnie-Mary machnęła ręką w stronę telewizora i dała wyraz swojego oburzenia w niezrozumiałym dla gospodarza języku.Natychmiast pospieszyła z tłumaczeniem:- Niepotrzebnie strzępi sobie język.Nieszczęśnik! Wyłącz to.Nierzadko przeszkadzali im dwaj maharadżowie, którzy schodzili na dół, by umknąć przed żonami oraz by telefonować do innych kobiet z automatu, który znajdował się w mieszkaniu portiera.- Zapomnij o nim, maleńka - mówił hołdujący rozrywkom książę P., który zawsze paradował w tenisowej bieli.Opasły złoty rolex ginął niemal w czarnym owłosieniu jego nadgarstka.- Zaznasz więcej przyjemności ze mną niż z nim.Zechciej tylko wejść do mojego świata.Maharadża B.był starszy, brzydszy i bardziej rzeczowy:- Tak, proszę przynieść wszystkie przybory.Pokój jest zarezerwowany na pana Douglasa Home’a.Od szóstej czterdzieści pięć do siódmej piętnaście.Ma pani kartę upoważniającą do zniżki? Tak, oczywiście.Oraz dwustopową linijkę, koniecznie drewnianą.I fartuszek z falbankami.Oto, jakie wspomnienia pozostały mi z Waverley House: atmosfera nieudanych związków, alkoholu, męskich przygód i niespełnionych żądz nastolatków; maharadża P., który każdego wieczoru z piskiem opon ruszał czerwonym sportowym samochodem w towarzystwie różnych blondynek w nocne życie Londynu, oraz maharadża B., mimo mroku wymykający się na Kensington High Street w czarnych okularach i w płaszczu z podniesionym kołnierzem, choć był środek lata.W samym sercu tego naszego świata Absolutnie-Mary oraz jej fan popijali „szympansią” herbatę i śpiewali hymn narodowy naszej Opoki.Naprawdę jednak wcale nie przypominali Barneya i Betty Rubble.Byli grzeczni i uprzejmi, wręcz dworscy.On prawił jej komplementy, a ona, niczym skromna debiutantka z wachlarzem, pochylała głowę i przyjmowała je z godnością.7Podczas przerwy semestralnej w roku 1963 przyszło mi spędzić weekend w Beccles w hrabstwie Suffolk, u marszałka polnego sir Charlesa Lutwidge’a-Dodgsona, weterana z Indii i przyjaciela rodziny, który poparł moje podanie o obywatelstwo brytyjskie.Dodo, jak go nazywano, wyraził chęć poznania mnie bliżej.Był to mężczyzna potężnej budowy, o obwisłych policzkach; olbrzym, który zamieszkał w domku krytym strzechą, gdzie nieustannie obijał się o belki stropowe.Nic dziwnego, że bywał nie do zniesienia.Znalazł się w piekle, Guliwer uwięziony w tej różanej krainie Liliputów, wśród kościelnych dzwonów, sepiowych fotografii i starych wojskowych trąbek.Wizyta przebiegała w sztywnej i napiętej atmosferze, dopóki Dodo nie zapytał, czy gram w szachy.Przytaknąłem, mimo że na myśl o partii z marszałkiem polnym ogarnęło mnie przerażenie.Dziewięćdziesiąt minut później, ku swojemu zdumieniu, wyszedłem z próby zwycięsko.Zaszedłem do kuchni z bohatersko wypiętą piersią i zamiarem pochwalenia się pani Liddell, wieloletniej gospodyni marszałka, lecz już od drzwi usłyszałem:- Nic nie mów: wygrałeś.- Tak - odparłem nonszalancko.- Istotnie.- O, Boże - westchnęła pani Liddell.- Teraz dopiero będzie piekło.Idź i poproś go o drugą partię.Masz przegrać.Zrobiłem, jak mi kazała, lecz już więcej nie dostałem zaproszenia do Beccles.Mimo to wiktoria nad Dodo sprawiła, że poczułem się bardzo pewnie przy szachownicy.Kiedy po egzaminach przyjechałem do domu, natychmiast otrzymałem zaproszenie, by zagrać z Poplątanym.(Mary z dumą i odrobiną przesady opowiedziała mu o moim zwycięstwie pod Beccles.)- Czemu nie? - powiedziałem.- Rozłożę tego starego niezdarę w kilka minut.Skończyło się potworną masakrą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]