[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słońce chyliło się juŜ ku zachodowi, gdy nagle jeden z psówzaczął szczekać.Dwaj męŜczyźni z Yapchi rzucili się ku skałomnad ścieŜką.Lhandro wskoczył na głaz, z którego mógł widziećcały stok wzgórza, i chwilę później skinął na Shana, Ŝeby doniego dołączył.ŚcieŜką wspinał się człowiek z jakiem.Miał na sobie mnisiąszatę.-Powinieneś wrócić na noc do Norbu - odezwał się nie-pewnie Shan, gdy Gyalo podszedł ze zwierzęciem do ogniska.-To dziwna gompa - rzekł mnich nieobecnym głosem.-Komitet twierdzi, Ŝe moŜe tam być tylko trzydziestu pięciu mni-chów, chociaŜ jest miejsce dla trzy razy tylu.Prezes przerwałwykłady na temat lamów uzdrowicieli z Rapjung i musimy terazsłuchać o integracji myśli socjalistycznej z naukami Buddy.-Mówiąc, drapał czarnego jaka po szerokim grzbiecie.- KaŜe sięnam podpisywać zobowiązanie, Ŝe nie będziemy krytykowaćpaństwa i uznajemy władzę Urzędu do spraw Wyznań nadwszystkim, co robimy.Kto nie podpisze, nie ma juŜ prawa byćmnichem, powiedzieli nam - ciągnął, kręcąc głową.- Niektórzymówią, Ŝe i tak mamy szczęście, bo w innych gompach mnisimusieli podpisać oświadczenia, Ŝe wypierają się dalajlamy, a ci,którzy tego nie zrobili, zostali uwięzieni.-Musisz wracać do gompy - odezwał się zatroskany Lhan-dro.- Po tym, co przytrafiło się Padmemu, na pewno wyślą ludzina poszukiwania.-Przez ostatni miesiąc spałem tylko co drugą noc.W pozo-stałe noce siedziałem na dworze przy tym stosie łajna - odparłGyalo, zerkając na Shana - i odmawiałem róŜaniec.- Znaczyło to,jak uświadomił sobie Shan, Ŝe Gyalo przechodził kryzys duchowy.247śe próbował podjąć waŜną decyzję.- Kiedy opuszczałem dom,by zamieszkać w Norbu, wuj radził mi zwrócić uwagę na lamów,którzy kierują gompą, gdyŜ starzy lamo-wie miewają naturę bud-dy.Ale tam takich nie było.Tam byli tylko członkowie komitetu.Dostawali pensję od państwa - oświadczył Gyalo, marszczącczoło.- A mnie i Jampie wydaje się, Ŝe nie moŜna być lamą, jeśliotrzymuje się pieniądze z Pekinu.NajbliŜszy buddy w tej gompiebył on - powiedział, ujmując w obie dłonie łeb jaka.Mnich izwierzę wymienili głębokie spojrzenia.Pozostali przyglądali siętemu w zupełnym milczeniu.Jak powiódł wzrokiem po ich twa-rzach i odetchnął cięŜko, jakby wzdychał.Wieśniacy z Yapchi poszeptali między sobą i kilku z powagąpokiwało głowami.Być moŜe słyszeli o oświeconych jakach.-Jampa teŜ był w tamtym miejscu - powiedział Gyalo, jak-by nazwa Norbu nie chciała juŜ mu przejść przez usta.- Komitetmiał zamiar się go pozbyć, gdy tylko wywieziemy całą tę góręłajna.Przez wszystkie minione miesiące zastanawiał się nadodejściem.Teraz - dodał z nieśmiałym uśmiechem - łajno zosta-ło, ale nas juŜ tam nie ma.-Znajdziemy ci ubranie - powiedział Lhandro, schylającsię nad jukami jednego z koni.-Nie - odparł szybko Gyalo i powtórzył wolniej, rozwaŜ-nym głosem: - Nie.Jestem mnichem.Jestem po prostu mnichemmiędzy nauczycielami.- Podobnie jak wszyscy obecni, wiedział,co go czeka.Będzie nie zarejestrowanym, nielegalnym mnichem.Jeśli znajdą go pałkarze, nie będzie miał nic na swoją obronę, aoni nie okaŜą mu Ŝadnej pobłaŜliwości.Zostanie wysłany do laogai na długie lata.A po zwolnieniu nigdy juŜ nie przyjmie goŜadna gompa.Nyma demonstracyjnie uniosła róŜaniec.-Trzeba odmówić mantry - oświadczyła, na co Gyalo ra-dośnie skinął głową.Lokesh, z róŜańcem w dłoni, dołączył donich.Dwóch wieśniaków poszło w jego ślady.Mnich ruszył za Nymą ku wielkiej skalnej płycie osłaniającejognisko.Przystanął pod nią i powiódł wzrokiem po twarzachpozostałych członków karawany.-Jestem Gyalo - powiedział.- To Jampa.A ona ma na imię248Chemi - dodał, wskazując na ścieŜkę.- Chciała przez chwilęposiedzieć i poprzyglądać się chmurom.Shan uniósł wzrok i spostrzegł wynurzającą się z cienia ko-bietę.U jej boku biegł, merdając ogonem, jeden z ich mastiffów.-Spotkałem ją w tej zrujnowanej gompie.Pomagała imprzeszukiwać zgliszcza - wyjaśnił Gyalo.- Ale powiedziała,Ŝe takŜe wybiera się na północ, do domu.ZbliŜywszy się do ogniska, kobieta uśmiechnęła się nieśmiało,a Nyma podała jej czarkę herbaty.Chemi oparła się plecami ogłaz i wyjaśniła Lhandrowi, Ŝe wraca do rodziny, na wzgórza naddoliną Yapchi.Nyma i Lhandro powitali ją ciepło.PowiedzieliShanowi, Ŝe znają jej krewnych, którzy mieszkają w liczącej pięćniewielkich domów osadzie zaledwie sześć kilometrów od ichwioski.Lokesh usiadł przy niej i zaczął z nią cicho rozmawiać,jakby ją znał, a potem nagle powiał wiatr i kobieta nałoŜyłatrzymany w dłoni kapelusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]