[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to gotowego, że takpowiem, do użycia, już stroczonego jak pakunek.Oj, nie jest, nie jest to twój dzień. Daj, Kunz, kopnę go w zęby zaproponował jeden z bandy. On mnie okawonczas mało nie wybił, w tamtej karczmie pod Brzegiem.To ja mu tera zębce wykop-nę. Zostaw, Sybek warknął Kyrielejson. Trzymaj nerwy na wodzy.Idz lepieji sprawdz, co ów rycerz miał w jukach i kiesce.A ty, Bielawa, czemu tak gały na mniewytrzeszczasz?606 Zabiłeś mi brata, Aulock. Hę? Brata mi zabiłeś.W Balbinowie.Będziesz za to wisiał. Bredzisz rzekł zimno Kyrielejson. Musiałeś z tego konia na głowę spaść. Zabiłeś mi brata! Powtarzasz się w bredniach. Ażesz!Aulock stanął nad nim, z wyrazu jego twarzy dało się odczytać, iż rozważa dylemat kopnąć, azali nie kopnąć.Nie kopnął, w sposób oczywisty z lekceważenia.Odszedłkilka kroków, stanął nad koniem zabitym wystrzałem. Niech mnie diabli schwycą powiedział, kiwając głową. Oręż prawie groz-ny i morderczy, ta twoja handkanona, Stork.Podziwuj się sam, jaką dziurę w kobylezrobiło.Kułak się zmieści! Iście, broń to przyszłości.Nowoczesność! Do dupy z taką nowoczesnością odrzekł kwaśno Stork z Gorgowic. Niew konia, jeno w jezdzca mierzył żem z tej cholernej rury.I nie w tego jezdzca, alew tamtego.607 Nic to.Nieważne, gdzie mierzony, grunt, że trafiony.Hej, Walter, co tam czynisz? Dorzynam tych, co jeszcze dychają! odkrzyknął Walter de Barby. Zwiad-ków nam nie trza, nie? Pospiesz się! Stork, Sybek, ruk-cuk, wsadzcie Bielawę na konia: Na tego rycer-skiego kastelana.A przywiążcie krzepko, bo to zbytnik.Pamiętacie?Stork i Sybek pamiętali, oj, pamiętali, bo wsadzenie Reynevana na siodło poprze-dzili serią kuksańców i niewybrednych wyzwisk.Skrępowane ręce przywiązano mu dołęku siodła, a łydki do puślisk.Walter de Barby skończył dorzynanie, trupy ziębiczanzawleczono w krzaki, konie przegnano, na komendę Kyrielejsona cała czwórka plusReynevan ruszyła z kopyta.Jechali ostro, ewidentnie pragnąc jak najszybciej oddalićsię od miejsca napadu i odsadzić od możliwej pogoni.Reynevan podrygiwał w siodle.%7łebra kłuły przy każdym oddechu, bolały jak diabli.Nie może tak dalej być, pomyślałniedorzecznie, nie może tak być, by mnie co i rusz bito.Kyrielejson poganiał kamratów krzykiem, jechali galopem.Cały czas gościńcem.Najwyrazniej przedkładali tempo nad możliwość ukrycia się, gęsty las nie pozwoliłbynawet na kłus, o galopie nie wspominając.608Wpadli na rozstaje.Wprost w zasadzkę.Ze wszystkich dróg, także z tyłu, runęli na nich ukryci dotąd w zaroślach konni.Było ich łącznie ze dwudziestu, z czego połowa pancernych w pełnych białych zbro-jach.Kyrielejson i jego kompania nie mieli żadnych szans, ale i tak, trzeba przyznać,stawili zaciekły opór.Aulock zwalił się z konia jako pierwszy, z głową strasznie rozrą-baną toporem.Runął pod końskie kopyta Walter de Barby, na wylot przebity mieczemprzez wielkiego rycerza z polskim Ogończykiem na tarczy.Wziął po łbie buzdyganemStork.Sybka z Kobylejgłowy zsiekano i skłuto tak, że krew sowicie obryzgała skulone-go w siodle Reynevana. Wolnyś, kamracie.Reynevan zamrugał oczami.W głowie mu wirowało.Wszystko stało się zbyt szybkojak na jego gust. Dzięki, Bolko.Przepraszam.Wasza książęca mość. Dobra, dobra przerwał Bolko Wołoszek, dziedzic Opola i Prudnika, pan naGłogówku, przecinając kordelasem jego więzy. Nie mościuj mi.W Pradze tobie609było Reynevan, a mnie Bolko.Przy piwie i w bitce.I wtedy, kiedyśmy dla oszczędnościbrali we dwu jedną kurwę w bordelu na Celetnej, na Starym Mieście.Zapomniałeś? Nie zapomniałem. Ja też nie.Jak widzisz.Nie zostawia się scholara kamrata w biedzie.A Jan Zię-bicki w rzyć mnie może pocałować.Zresztą stwierdzam z zadowoleniem, że to wcalenie ziębickich porąbaliśmy.Choć przypadkiem, ale uniknęliśmy dyplomatycznego in-cydentu, bośmy, wyznaję, na drodze do Stolza czatując, ziębickiej się raczej spodziewalieskorty.A tu masz, niespodzianka.Cóż to za jedni, panie podstarosto? Poznaj, Reyne-van, to mój podstarosta, pan Krzych z Kościelca.Cóż tedy, panie Krzychu? Rozpoznanoktórego? %7łyje który może? To Kunz Aulock i jego kompania uprzedził Reynevana olbrzym z Ogończy-kiem na tarczy. Dycha zaś jeszcze ino jeden.Stork z Gorgowic. Oho! zmarszczył brew i zaciął usta pan na Głogówku. Stork.I żywy?Dawać go tu.Wołoszek ruszył konia, z wysokości siodła przyjrzał się zabitym.610 Sybek z Kobylejgłowy rozpoznał. Kilka razy uciekł już katu, ale, jak tomówią, nosił wilk razy kilka.A tu Kunz Aulock, cholera, z takiej porządnej rodziny.Walter de Barby, cóż, jakie życie, taka śmierć.A kogóż tu mamy? Pan Stork? Litości zabełkotał Stork z Gorgowic, krzywiąc zalaną krwią twarz. Pardo-nu.Pomiłuj, panie. Nie, panie Stork odparł zimno Bolko Wołoszek. Opole to niebawem mo-ja będzie dziedzina, moje księstwo.Gwałt na opolskiej mieszczce to zatem w moichoczach bardzo ciężka zbrodnia.Zbyt ciężka na szybką śmierć.Szkoda, że tak małomam czasu.Młody książę stanął w strzemionach, rozejrzał się. Związać łotra rozkazał. I utopić. Gdzie? zdziwił się Ogończyk. Toć nie masz tu nijakiej wody. Tam w rowie wskazał Wołoszek jest kałuża.Fakt, niewielka, ale głowazmieści się akuratnie.611Głogóweccy i opolscy rycerze zawlekli ryczącego i szamoczącego się w więzachStorka do rowu, obrócili i trzymając za nogi, wepchnęli głową do kałuży.Ryk zmieniłsię we wściekłe bulgotanie.Reynevan odwrócił twarz.Trwało to bardzo, bardzo długo.Wrócił Krzych z Kościelca w towarzystwie drugiego rycerza, również Polaka, herbuNieczuja. Całą wodę z kałuży wychlał, niecnota powiedział wesoło Ogończyk. Do-piero mułem się zadławił. Czas by nam stąd znikać, wasza książęca mość dodał Nieczuja. Racja zgodził się Bolko Wołoszek. Racja, panie Zląski.Posłuchaj, Reyne-van.Ze mną jechać nie możesz, nie zdołam cię ukryć u siebie w Głogówku ani w Opolu,ani w Niemodlinie.Ani ojciec, ani stryj Bernard nie będą chcieli zwady z Ziębicami,wydadzą cię Janowi, gdy się upomni.A upomni się. Wiem. Wiem, że wiesz młody Piast zmrużył oczy. Ale nie wiem, czy rozumiesz.Dlatego wejdę w szczegóły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]