Home HomeBulyczow Kir Pieriestrojka w Wielkim Guslarze scrColin Dexter Ktokolwiek widzial scrRobin Hobb Uczen Skrytobojcy scrChmielewska Joanna Wszelki wypadek scrKres Feliks W Polnocna Granica scrButler E Octavia Przypowiesc o siewcy SCRKres Feliks W Krol Bezmiarow scrAbercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)Henryk Sienkiewicz krzyzacyDav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gotmax.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .I o świcie kilchoch haszor, czyli zanim się jeszcze rozwidniło, zaprzęgnąłem szkapinę i pojecha-łem do Bojarki.Ledwo zjawiłem się w mieście, aha! (alboż to istnieje sekret u %7łydów) już wszyscywszystko wiedzą, winszują mi, życzą mazł tow. Mazł tow wam, reb Tewje! Kiedy będzie, z boską pomocą, wesele?97  Daj Boże szczęścia  powiadam. To niby tak, jak się to zwykle mówi:  Jeszcze się ojciecnie urodził, a syn już po dachu chodzi. Wszystko na nic  oni mi na to  nic wam nie pomoże, reb Tewje! Będziecie musielipostawić jakiś napitek! Takie szczęście, bez uroku, taka fortuna! Toż to dół  jak się to mówi pełen smalcu! Smalec  powiadam  wycieknie, a dół pozostanie.Lecz mimo wszystko człowiek niejest świnią i nie będzie się sprzeciwiał kompanom.Załatwię tylko swoich gospodarzy z Jehupca,a wtedy znajdzie się kieliszeczek i coś do zagryzienia także.Raz się żyje i koniec  czyli  radosnai wesoła  co znaczy: hulaj, kapcanie!.Słowem, załatwiłem swoje interesy w pośpiechu, jaki zwykle.Potem poszedłem z kompanamiwychylić kieliszek.Jedni drugim winszowali jak najserdeczniej, jak się to wiedzie między znajo-mymi, a następnie siadłem sobie na frumankę i w wesołym, podniosłym nastroju, niezgorzej pod-chmielony pojechałem do domu.Jadę sobie lasem, letnią porą, słonko praży, po obu stronach drogikładą się cienie drzew, unosi się zapach sosen, aż dusza się raduje.Wyciągam się więc na wozie jakgraf, popuszczam lejce szkapinie mówiąc przy tym:  Idz sobie, z łaski swej, bez cugli, powinnaśjuż znać drogę na pamięć.A sam zaczynam podśpiewywać sobie śpiewkę, ale tak na cały głos.Na98 duszy jakoś radośnie, nastrój świąteczny, toteż chce mi się śpiewać świąteczne śpiewki,  kawałkiz modlitw w Jamim Noraim: Wajejsojen, Wechoł maaminim szehu i urywki z Halelu.Patrzę sobie w górę, w niebo, a myśli moje pętają się tu, po ziemi. Niebiosa są niebem dlaPana , czyli  niebiosa są dla Pana Boga,  a ziemia  czyli ziemię  tak sobie myślę  oddałOn  ludziom  czyli śmiertelnikom, ażeby tłukli łbami o ścianę, darli się między sobą z wielkiej rozkoszy , bili się o funkcję gabaja, o sziszi, o maftir. Nie umarli wielbić będą Pana  czyliguzik wiedzą oni, jak należy chwalić Boga za wszystko dobre, co z nimi czyni:  lecz my  czylimy biedacy, gdy wydarzy nam się tylko jeden dobry dzionek, dziękujemy i chwalimy Pana mówiąc: Kocham  czyli kocham Go, albowiem przysłuchuje się głosowi mojemu i moim modłom, skła-nia ku mnie swe ucho, podczas gdy  okrążyli mnie  czyli osaczyły mnie nędza, zmartwienia,ciosy i nieszczęścia; to krówka pada w jasny dzień, to licho przyniesie jakiegoś krewniaka niedo-rajdę, jakiegoś Menachema Mendla z Jehupca, który zabierze ci ostatnią krwawicę, tak że człek jużmyśli:  Każdy człowiek kłamie  czyli nie ma prawdy na świecie.Cóż wówczas czyni Pan Bóg?Sprawia, że Lejzera Wołfa nawiedza taka myśl, by wziąć moją Cejtł bez grosza posagu, po prostuw tym, w czym stoi.Dlatego też dwukrotnie powiadam  złożę ci dziękczynienia  czyli będę Cięsławił, Boże Jedyny, za to, żeś się obejrzał na Tewje i przyszedł mu z pomocą; za to, iż sprawiłeś,ażebym przynajmniej zaznał pociechy od mojego dziecięcia, gdy z bożej woli Przyjdę do niej w od-99 wiedziny i zastanę ją gospodarującą w takim dobrobycie; przy szafach pełnych bielizny, spiżarniachpełnych pejsachowego smalcu i rozmaitych konfitur, klatkach pełnych kur, kaczek i gęsi.Nagle mój koń się rozbrykał z górki w dół i zanim jeszcze zdążyłem podnieść głowę, by zoba-czyć, co się tu ze mną dzieje, już leżałem na ziemi, a wszystkie różne gary, bańki i cała furmankana mnie! Ledwo udało mi się z trudem i bólem wykaraskać spod tych gratów.Wstałem potłuczony,rozbity i całą złość, oczywiście, oraz zgorzkniałe serce wylałem na konika. Bodajbyś się pod ziemię zapadł! Kto cię prosił, głodomorze jeden, ażebyś się popisywał swojąumiejętnością galopowania z górki? Przecież żeś mnie  powiadam  omal nie unieszczęśliwił nacałe życie, ty Belzebubie!  No i zdzieliłem go batem, ile wlazło.Mój rumak sam widać zrozumiał,że dopuścił się tu szkaradnego czynu, toteż stał ze spuszczoną mordą, choć ty go wydoj. A bodajcię licho porwało!  powiadam poprawiając wózek.Zebrałem statki i  poszedłem w swój świat czyli pojechałem dalej.Zły znak, pomyślałem w duchu.Boję się, czy się aby czasem w domu niestało jakieś nowe nieszczęście.I tak też było.Odjechawszy może ze dwie wiorsty, będąc już niedaleko domu, ujrzałem zbli-żającego się człowieka w postaci niewiasty.Podjeżdżam bliżej, wpatruję się: Cejtł!.Nie wiemdlaczego, ale coś mi się jakby urwało w sercu.Zeskoczyłem z wozu. Cejtł, to ty? Co ty tu robisz?100 Jak ta mi nie padnie z płaczem na szyję: Bóg z tobą, córko moja  powiadam  czemu płaczesz? Oj  szlocha  tato, tato!  i zalewa się łzami.W oczach mi pociemniało, serce ścisnęłosię w piersi. Co ci jest, córko? Powiedz mi, co ci się stało?  I obejmuję ją, ściskam, całuję, a ona nic,tylko: Tato, tato ukochany mój, najdroższy! Raczej raz na trzy dni  błaga  zjeść kęs chleba.Zlituj się  prosi  nad moim młodym życiem!  I tak się rozchlipała, że więcej słowa wydobyćnie była w stanie. Och i jej  myślę sobie.Już ja się domyślam, o co chodzi.Czarci ponieśli mniedo Bojarki! Po cóż płakać  mówię gładząc jej włosy  głuptasku! Po co szlochać? Nie to nie.Niktci, broń Boże, przemocą nie zawiesi, jak się to mawia, bydlęcych podróbków na nosie.Myśmy powiadam  myśleli tylko o tobie.Chcieliśmy, żeby tobie było jak najlepiej, pragnęliśmy tylkotwego dobra, ale skoro ci to nie przypada do serca, cóż można zrobić? Widocznie  mówię  niejest przeznaczone. Dziękuję ci  ona mi na to  ojcze, obyś żył jak najdłużej!  I znów mi pada na pierś,znowu zaczyna mnie całować, płacząc przy tym i zalewając się łzami.101  Starczy już tego płakania  mówię.  Wszystko marność  czyli pierożki z mięsem teżw końcu mogą zbrzydnąć.Właz  powiadam  na wóz i jedzmy lepiej do domu, bo matka tam,broń Boże, Bóg wie, co pomyśli!Słowem, wsiedliśmy na furę, zacząłem ją uspokajać i tak, i siak. Przecież na czym ta cała historia właściwie polega: myśmy tu żadnej złej myśli nie mieli.Bogu wiadoma cała prawda.Chcieliśmy, jak się to mówi, zabezpieczyć dziecko na czarną godzinę.A że się nie da tego zrobić, widocznie  powiadam  taka jest wola boska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •