[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kto był z tobą, kiedy grzeszyłeś? zapytała.Jej oczy wejrzały w jego oczy tak głęboko, tak łagodnie, tak chłodno, żew nich utonął. Intruz. Który nazywa się jak.? Nazywa się Szatan. Ochrypły, powolny szept. Czy wyrzekasz się go? Tak! Tak! Skwapliwie. O mój Jezu, mój Zbawco!Mężczyzna zakołysał głową i wbił w nią puste lśniące oczy zeloty. Jeśli stanie w tych drzwiach. jej palec wskazał pogrążony w półmrokuprzedsionek, gdzie stał rewolwerowiec czy wyrzekniesz się go, rzucając mu tow twarz? Jak mamę kocham! Czy wierzysz w wieczną miłość Jezusa?Mężczyzna zaczął płakać. %7łebyś, kurwa, wiedziała, że wierzę! On ci wybacza, Jonson. Chwalmy Pana! zaintonował Jonson, wciąż płacząc. Wiem, że ci wybacza, tak samo jak wiem, że wygna ze swoich pałacówi strąci w płonący mrok tych, którzy nie okazali skruchy. Chwalmy Pana! powtórzyli solennie wyzuci z sił wierni. Tak samo jak wiem, że ten Intruz, ten Szatan, ten Władca Much i Wężyzostanie strącony i zmiażdżony.czy zmiażdżysz go, jeśli go spotkasz, Jonson? Tak! Chwalmy Pana! zaszlochał Jonson.40 Czy zmiażdżycie go, jeśli go spotkacie, bracia i siostry? Taaaak. tonem spełnienia. Jeśli zobaczycie, jak paraduje jutro główną ulicą? Chwalmy Pana.Wytrącony z równowagi rewolwerowiec cofnął się do drzwi i wrócił do miasta,w powietrzu wisiał czysty zapach pustyni.Nadeszła prawie pora ruszać dalej.Prawie.Rozdział trzynastyPonownie w łóżku. Nie przyjmie cię stwierdziła Allie.Sprawiała wrażenie wystraszonej.Z nikim się nie spotyka.Wychodzi tylko w niedzielę wieczorem, żeby napędzićwszystkim śmiertelnego stracha. Od jak dawna tu jest? Od jakichś dwunastu lat.Nie mówmy o niej. Skąd przyszła? Z której strony świata? Nie wiem.Kłamała. Allie? Nie wiem! Allie? No, dobrze! Dobrze! Przyszła od osadników! Z pustyni! Tak myślałem. Rewolwerowiec trochę się rozluznił. Gdzie mieszka? Czy pokochasz się ze mną, jeśli ci powiem? zapytała trochę niższymtonem. Znasz odpowiedz na to pytanie.Westchnęła.Jej oddech zabrzmiał niczym szelest starych pożółkłych kartek. Ma dom za wzgórzem na tyłach kościoła.Małą chatkę.Mieszkał tam praw-dziwy pastor, dopóki się nie wyprowadził.Wystarczy? Jesteś usatysfakcjonowa-ny? Nie.Jeszcze nie odparł i położył się na niej.Rozdział czternastyTo był ostatni dzień i rewolwerowiec wiedział o tym.Niebo miało brzydki kolor posiniaczonego fioletu, dziwacznie podświetlone-go pierwszymi palcami brzasku.Allie tłukła się po barze niczym duch, zapalająclampy i piekąc skwierczące w rynience kukurydziane placki.Pokochał ją ostro,kiedy powiedziała mu, co chciał wiedzieć.Czuła, że nadchodzi koniec, i dałaz siebie więcej niż kiedykolwiek wcześniej, dała mu to z desperacją, na pohybelzbliżającemu się świtowi, dała mu to z niestrudzoną energią szesnastolatki.Alerano była blada, znowu na skraju menopauzy.Podała mu bez słowa jedzenie.Przeżuwał je szybko, popijając każdy kęs go-rącą kawą.Allie stanęła w drzwiach i wpatrywała się w cichy batalion sunącychz wolna porannych chmur. Będzie dziś kurzyło powiedziała. Nie dziwię się. Czy ty kiedykolwiek czemuś się dziwisz? zapytała z ironią i odwróciłasię, żeby popatrzeć, jak bierze do ręki kapelusz.Nasunął go na głowę i przeszedłobok niej. Czasami odparł.Jeszcze tylko raz miał zobaczyć ją żywą.Rozdział piętnastyKiedy dotarł do chaty Sylvii Pittston, wiatr raptownie ucichł.Cały świat zda-wał się czekać na to, co się stanie.Spędził w pustynnej okolicy dość czasu, bywiedzieć, że im dłuższa cisza, tym gwałtowniej wiatr będzie dąć, gdy w końcu sięzerwie.Nad ziemią zawisło dziwne płaskie światło.Do drzwi chaty, która była zniszczona i pochylona, przybito duży drewnia-ny krzyż.Rewolwerowiec zastukał i chwilę odczekał.Bez odpowiedzi.Zastukałponownie.To samo.Cofnął się i mocno kopnął drzwi prawym butem.Mała zasuwka w środku odpadła i drzwi rąbnęły w poprzybijane krzywo deskiściany, płosząc szczury, które rzuciły się w popłochu do ucieczki.Sylvia Pittstonsiedziała w sieni, na mamucim bujaku z ciemnego drewna, przyglądając mu sięspokojnie swymi wielkimi ciemnymi oczyma.Blask burzy odbijał się niepokoją-cymi półtonami na jej policzkach.Miała na sobie szal.Bujak cicho poskrzypywał.Patrzyli na siebie przez długą, umykającą zegarowi chwilę. Nigdy go nie złapiesz powiedziała. Idziesz ścieżką zła. Przyszedł do ciebie stwierdził rewolwerowiec. I do mojego łoża.Przemówił do mnie w Języku. Przerżnął cię.Nawet nie mrugnęła. Idziesz ścieżką zła, rewolwerowcze.Kryjesz się w cieniu.Wczoraj wieczo-rem skryłeś się w cieniu bożego przybytku.Myślałeś, że nie zdołam cię dostrzec? Dlaczego uzdrowił trawożercę? Jest bożym aniołem.Tak powiedział. Mam nadzieję, że mówiąc to, uśmiechał się.Wyszczerzyła bezwiednie zęby i jej twarz przybrała dziki wyraz. Powiedział mi, że będziesz podążał jego śladem.Powiedział mi, co robić.Powiedział, że jesteś Antychrystem.Rewolwerowiec potrząsnął głową. Tego nie powiedział.Uśmiechnęła się do niego leniwie. Powiedział, że będziesz chciał się ze mną przespać.Chcesz? Tak.44 Ceną jest twoje życie, rewolwerowcze.Obdarzył mnie dzieckiem.dziec-kiem anioła.Jeśli wtargniesz we mnie.Jej leniwy uśmiech mówił wszystko.Rozchyliła zachęcająco wielkie zwalisteuda.Napięły się pod suknią niczym płyty czystego marmuru.Przyprawiało too zawrót głowy.Rewolwerowiec oparł dłonie na kolbach rewolwerów. Masz w sobie demona, kobieto.Potrafię go wypędzić.Efekt był natychmiastowy.Sylvia Pittston cofnęła się w fotelu i spiorunowałago wzrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]