Home HomeFarmer Philip Jose Œwiat Rzeki 04 Czarodziejski labiryntDick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjantDick Philip K Trzy stygmaty Palmera Eldritcha (2)Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasuPhilip K. Dick, Roger Zelazny Deus Irae (2)Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (2Dick Philip K Trzy stygmaty Palmera EldritchaDick Philip K Tytanscy Gracze (SCAN dal 960)Rushdie Salman Szatanskie wersety2. Aronson Elliot Psychologia Spoleczna(1)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tgshydraulik.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Oczywiście była również cicha, co mogło stanowić wielką zaletę.Pani Coulter leżała, nie śpiąc, w wejściu jaskini.Złocista małpa była niespokojna i rozczarowana: nietoperze opuściły jaskinię z nadejściem zmroku i dajmon nie miał się nad kim znęcać.Krążył w pobliżu śpiwora pani Coulter, rozgniatał małym zrogowaciałym palcem nieliczne świetliki, które usiadły w jaskini, i rozsmarowywał ich blask po skale.Lyra leżała rozpalona i niemal równie niespokojna, ale pogrążona w głębokim śnie, oszołomiona wywarem, który matka w nią wmusiła ledwie przed godziną.Pewien sen prześladował ją od dawna i teraz powrócił, wyrywając z jej gardła ciche jęki żalu, wściekłości i desperacji, aż Pantalaimon zgrzytał ząbkami ze współczucia.Niedaleko stamtąd, na leśnej ścieżce pod szarpanymi wiatrem gałęziami sosen, Will i Ama wędrowali w stronę jaskini.Will próbował wyjaśnić Amie, co zamierza zrobić, ale jej dajmon nic nie zrozumiał, a kiedy Will wyciął okno, żeby jej pokazać, tak się przeraziła, że prawie zemdlała.Musiał zachowywać się spokojnie i mówić cicho, żeby zatrzymać ją przy sobie, ponieważ nie chciała oddać mu proszku ani nawet wyjaśnić, jak należy go zastosować.W końcu powiedział poprostu: „Chodź za mną i bądź cicho”, i miał nadzieję, że dziewczynka posłucha.Iorek w swojej zbroi był gdzieś w pobliżu, czekając, żeby zatrzymać żołnierzy z zeppelinów i dać Willowi czas na działanie.Natomiast żaden z nich nie wiedział, że oddziały Lorda Asriela również się zbliżają; od czasu do czasu uszy Iorka wychwytywały niesiony wiatrem odległy warkot, ale chociaż niedźwiedź znał dźwięk silnika zeppelina, nigdy nie słyszał giroptera i nie mógł go rozpoznać.Balthamos mógł im powiedzieć, ale Will martwił się o niego.Teraz, kiedy znaleźli Lyrę, anioł ponownie pogrążył się w żalu: był milczący, roztargniony i ponury.Co z kolei utrudniało rozmowy z Amą.Kiedy przystanęli na ścieżce, Will rzucił w powietrze:– Balthamosie? Jesteś tam?– Tak – odpowiedział anioł bezbarwnie.– Balthamosie, proszę, zostań ze mną.Bądź blisko i ostrzegaj mnie przed każdym niebezpieczeństwem.Potrzebuję cię.– Jeszcze cię nie opuściłem – odparł anioł.Nic więcej Will nie zdołał z niego wyciągnąć.Wysoko w powietrzu Tialys i Salmakia szybowali nad doliną, próbując wypatrzyć jaskinię.Ważki spełniały każdy rozkaz, ale ich ciała z trudem znosiły zimno, a gwałtowny wiatr rzucałnimi niebezpiecznie na wszystkie strony.Jeźdźcy skierowali je nisko, pod osłonę drzew, a potem przelatywali z gałęzi na gałąź, szukając drogi w zapadających ciemnościach.Will i Ama podkradli się w zmiennym blasku księżyca do punktu najbliższego wejścia, ale wciąż niewidocznego z jaskini.Znaleźli się za gęsto ulistnionym krzakiem tuż obok ścieżki i tam Will wyciął okno w powietrzu.Jedyny świat z taką samą konfiguracją terenu, jaki znalazł, był kamienistą pustynią, gdzie księżyc łypał z wygwieżdżonego nieba na wybieloną, białą jak kość ziemię, po której pełzały i szurały niewielkie owady, mącąc głęboką ciszę zgrzytliwymi głosami.Ama przeszła za nim, gorączkowo poruszając palcami w gestach chroniących przed diabłami, które musiały nawiedzać to upiorne miejsce; a jej dajmon, natychmiast przystosowany, zmienił się w jaszczurkę i zwinnie umknął pomiędzy głazy.Will od razu dostrzegł problem.Przecież ten jaskrawy księżycowy blask na białych skałach zaświeci jak latarnia, kiedy otworzy się okno w jaskini pani Coulter.Musiał otworzyć je szybko, przeciągnąć Lyrę na drugą stronę i natychmiast je zamknąć.Mogli ją obudzić w tym drugim, bezpieczniejszym świecie.Przystanął na rozświetlonym zboczu i powiedział do Amy:– Musimy to zrobić bardzo szybko i w całkowitej ciszy.Bez żadnych hałasów, nawet szeptu.Zrozumiała, chociaż się bała.Mała paczuszka proszku spoczywała w kieszeni na jej piersi; sprawdzała ją co chwila i tyle razy powtarzała wszystkie czynności razem ze swoim dajmonem,że mogli je wykonać nawet po ciemku.Wspięli się na białą jak kość skałę, Will starannie odmierzył odległość i wyliczył, że znajdą się już w głębi jaskini.Potem wyjął nóż i wyciął najmniejsze okno, przez jakie mógł wyjrzeć, nie większe niż kółko z kciuka i palca wskazującego.Szybko przyłożył oko do otworu, żeby nie dopuścić księżycowego blasku, i zajrzał do jaskini.Wszystko na miejscu; dobrze wyliczył.Widział przed sobą wylot jaskini, ciemne głazy na tle nocnego nieba; widział sylwetkę śpiącej pani Coulter i obok niej złotego dajmona; widziałnawet ogon małpy, przerzucony niedbale przez śpiwór.Zmienił kąt widzenia, wytężył wzrok i zobaczył głaz, za którym leżała Lyra.Ale nie dostrzegł jej.Czy podszedł za blisko? Zamknął okno, cofnął się o krok i znowu je otworzył.Nie było jej.– Słuchaj – powiedział do Amy i jej dajmona.– Ta kobieta ją przeniosła i nie widzę jej.Będę musiał przejść na drugą stronę i poszukać jej w jaskini, a potem wrócić jak najszybciej.Więc stań dalej.trzymaj się z daleka, żebym cię przypadkiem nie przeciął.Jeśli tu utknę z jakichś powodów, wracaj i czekaj przy drugim oknie, tam, gdzie weszliśmy.⎯ Oboje powinniśmy przejść – powiedziała Ama – bo ja wiem, jak ją obudzić, a ty nie wiesz, i znam jaskinię lepiej od ciebie.Miała upartą minę, usta zaciśnięte, dłonie zwinięte w pięści.Jej dajmon-jaszczurka stworzyłsobie krezę wokół szyi i rozpostarł ją powoli.– Och, no dobrze – ustąpił Will.– Ale przechodzimy szybko i po cichu, i robisz dokładnie to, co mówię, od razu, zrozumiałaś?Przytaknęła i znowu poklepała się po kieszeni, żeby sprawdzić, czy nie zgubiła lekarstwa.Will zrobił mały otwór nisko nad ziemią, zajrzał przez niego, powiększył go szybko i przeszedł na drugą stronę na czworakach.Ama deptała mu po piętach.W sumie okno było otwarte przez niecałe dziesięć sekund.Przykucnęli na podłodze jaskini za dużym głazem, obok Balthamosa pod postacią ptaka, i przez chwilę przyzwyczajali wzrok do ciemności po zalanej księżycowym blaskiem pustyni.Wewnątrz jaskini było znacznie ciemniej i znacznie głośniej; słyszeli głównie szum drzew na wietrze, ale oprócz tego jeszcze jeden dźwięk.Był to ryk silników zeppelinów, coraz bliżej.Trzymając nóż w prawej ręce, Will ostrożnie zbalansował swój ciężar i rozejrzał się po jaskini.Ama robiła to samo, a jej sowiooki dajmon spoglądał na wszystkie strony; ale Lyry z pewnością nie było w tym końcu jaskini.Will uniósł głowę ponad głaz i rzucił długie spojrzenie w kierunku wejścia, gdzie leżała pogrążona we śnie pani Coulter ze swoim dajmonem.I wtedy serce w nim zamarło.Tam leżała Lyra, pogrążona we śnie, tuż obok pani Coulter [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •