[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci, którzy go widzieli, zaczęli dopytywaćsię, czy może jest chory, niektórych zaś zdjął strach, że przybysz może przywlecjakąś zarazę do ich pięknego miasta i radzili, by czym prędzej go wypędzić.Albinos uniósł głowę na chwilę tylko, by wypowiedzieć imię swego patrona,lorda Gho Fhaazi, i by powiedzieć, że nade wszystko pragnie pewnego eliksiru,który ów bogacz posiada. Muszę się tego napić.Lub umrę, nim wykonam robotę.Starodawne wieże i minarety Quarzhasaat kąpały się w gasnących promie-niach słońca i miasto ogarniał spokój pory, gdy kończą się obowiązki, a zaczynaczas rozrywek.Bogaty sprzedawca wody, żądny łask tego, który wkrótce mógł stać się człon-kiem Rady, osobiście poprowadził wierzchowca Elryka przez wymuskane aleje,aż dotarli do wielkiego pałacu, całego w złocie i wypłowiałej zieleni, l siedzibylorda Gho Fhaazi.Handlarz został wynagrodzony obietnicą służącego, iż ten napomknie o jegodobrej woli swemu panu, a Elryk, mamrocząc coś pod nosem, pojękując i oblizu-jąc usta, przeszedł przez wypielęgnowane ogrody do wewnętrznej części pałacu.Lord Gho osobiście wyszedł powitać wysłańca.Roześmiał serdecznie na jegowidok. Witam, witam, Elryku z Nadsokor! Witam, białolicy złodzieju-kuglarzu.Kiepsko wyglądasz, mniej dumnie.Pragnienie cię dręczy i wróciłeś po więcejeliksiru, na dodatek w gorszym stanie, niż gdy pierwszy raz zawitałeś w te progi! Chłopiec wychrypiał Elryk, gdy służący pomagali mu zsiąść z konia.154Zwiesił bezwładnie ręce, gdy tylko wzięli go pod pachy. %7łyje? Jest w lepszym zdrowiu niż ty! Bladozielone oczy lorda Gho pełne byłyzłośliwości. I jest bezpieczny.Na tym najbardziej ci zależało, gdy odjeżdża-łeś, ja zaś dotrzymuję słowa. Polityk pogładził pierścienie natłuszczonej brodyi zachichotał. A ty, panie Złodzieju, dotrzymałeś słowa? Co do litery mruknął albinos.Oczy zapadły w głąb czaszki i przez se-kundę mogło się wydawać, że umarł.Potem jednak spojrzał przenikliwie na lordaGho. Dasz mi antidotum, które przyrzekłeś? I wody? Skarby? I jeszcze chłop-ca? Bez wątpienia, bez wątpienia.Ale jak na razie nie widzę, czemu miałbymto zrobić.Co z Perłą? Znalazłeś ją? Czy może przybyłeś, by zameldować o klęsceposzukiwań? Znalazłem.Ale ukryłem ją.Eliksir. Tak, tak.Wiem, po co eliksir.I tak musisz mieć niezwykle silny organizm,skoro jeszcze w ogóle możesz mówić. Szlachcic kazał służącym usadzić Elrykana wielkich poduszkach ze szkarłatnego i błękitnego atłasu i dać mu pić i jeść. Pragnienie jest coraz silniejsze, co? Lord Gho czerpał wyrazną przy-jemność z obserwowania stanu albinosa. Pożarł cię, gdy ty myślałeś, że ciebiepożywia.Sprytny jesteś, panie Złodzieju.Ukryłeś Perłę, mówisz? Nie ufasz mi?Jestem szlachcicem z największego miasta na świecie!Elryk rozparł się na poduszkach brudny jeszcze i zakurzony po podróży, i wy-tarł powoli ręce w spodnie. Antidotum, mój panie. Wiesz dobrze, że nie dostaniesz go, dopóki ja nie otrzymam perły.Lord Gho spojrzał z góry na swą ofiarę. Prawdę mówiąc, Złodzieju, nie oczeki-wałem, że będziesz tak wytrwały! Czy masz może jeszcze ochotę na łyk eliksiru? Przynieś go, jeśli chcesz.Elryk powiedział to beztrosko, ale lord Gho pewien był, że wiele go ten spokójkosztuje.Wydał stosowne polecenia służącym. I sprowadz chłopca.Muszę sprawdzić, czy faktycznie nie stała mu się żad-na krzywda i z jego ust usłyszeć, co działo się tu po moim odjezdzie. Niewiele żądasz.Niech będzie. Gospodarz skinął na służącego. Przy-prowadzić tego chłopca, Anigha.Szlachcic przysiadł na okazałym fotelu na podwyższeniu. Właściwie to nie oczekiwałem twojego powrotu, panie Złodzieju.O powo-dzeniu nie wspominając.Nasi Czarownicy to najodważniejsi ludzie pod słońcem.Są wyćwiczonymi wojownikami, znają magię i potężne zaklęcia, a wszyscy, któ-rych wysłałem, zawiedli! Oto mój szczęśliwy dzień.Wykuruję cię, obiecuję, abyśmógł opowiedzieć mi wszystko, co widziałeś.Co z Bauradimami? Wielu ich za-biłeś? Będziesz musiał zdać mi dokładną relację, abym wraz z Perłą mógł przed-stawić całą jej historię.Rozumiesz, to doda klejnotowi wartości.Gdy zostanę wy-155brany, poproszą mnie, bym jeszcze nie raz i nie dwa powtórzył całą opowieść.Napewno.Rada będzie mi zazdrościć. Oblizał umalowane karminem wargi. Musiałeś zabić tego dzieciaka? Co najpierw ujrzałeś w oazie, no, w chwili, gdyprzybyłeś do Oazy Srebrnego Kwiatu? Pogrzeb, jak pamiętam. Elryk ożywił się nieco. Tak, to był po-grzeb.Dwaj strażnicy wprowadzili wyrywającego się chłopca, który nie okazałszczególnej radości na widok Elryka wyciągniętego na poduszkach. Och, panie, wyglądasz jeszcze gorzej niż przedtem! Przestał się wyrywaći spróbował ukryć rozczarowanie.Nie było po nim widać żadnych śladów tortur. Wszystko dobrze z tobą, Anigh? Tak.Najbardziej to nie wiedziałem, co zrobić z czasem.Dłużył mi się.Cza-sem jego lordowska mość przychodził do mnie i opowiadał, co też mi zrobi, jeślinie przywieziesz Perły, ale czytałem już o takich rzeczach na murach księżycowejpalisady, więc żadna to była dla mnie nowość. Uważaj, chłopcze! warknął lord Gho. Musiałeś chyba wrócić z Perłą powiedział Anigh, rozglądając się wkoło. Czy tak, mój panie? Bo inaczej byś nie wrócił, prawda? Chłopakowi niecoulżyło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]