[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał, żeby zobaczyli marynarza z nożemw ręce i jego z gołymi rękami.Inna rzecz, że przez dziesięć lat marzył o tym, żeby to słowo rzu-cić w twarz stojącemu naprzeciwko niego mężczyznie, zatapiając w jego ciele sztylet, abypomścić ojca.Wypowiedzenie go na głos coś w nim odblokowało i poniósł go gniew.Poczuł siępijany furią.Nienawidził tego człowieka, zarazem się go bojąc.Niemniej w owej chwili jegożycie zależało od tego, czy zdoła się pohamować i wykorzystać pijaństwo przeciwnika.Marynarz pchnął nożem, przytrzymując lewą ręką taboret.Krzyk Joana utwierdził gow przekonaniu, że stwarza niebezpieczeństwo.Przez chwilę jego oko skrzyżowało się z oczamichłopaka i zobaczył w nich coś, co uwolniło mu wspomnienia.Joan z łatwością uchylił się przed cięciem, ale mężczyzna jednym szarpnięciem wyrwałmu z rąk stołek i odrzucił go na bok.Chłopak wyciągnął z pochwy ostry sztylet, a lewą rękązłapał swój płaszcz. Utnę ci język, szpiegu! warknął mężczyzna. Morderca! krzyknął znowu Joan.Wykorzystał czas, w którym obaj nawzajem mierzyli się wzrokiem, by owinąć płaszczwokół lewej ręki, nie przestając wciąż grozić mężczyznie sztyletem.Przeciwnik chwycił lewąręką dzban i cisnął w Joana.Ten spodziewał się takiej reakcji.Odepchnął dzban ręką owiniętąpłaszczem, a po chwili tą samą ręką odparował pchnięcie nożem wycelowane w jego szyję.Miał w uszach huk wystrzału, który przywołał wspomnienia.Ujrzał tę twarz wykrzy-wioną w uśmiechu, gdy padał jego ojciec.Zobaczył, jak mężczyzna ciągnie za włosy jego matkę,kopiąc ją niemiłosiernie.Strach obrócił się w nienawiść, furię, wściekłość.Zemsty! wibrowałgłos w jego głowie.Zemsty!Z wielką szybkością, nie tracąc czasu, pchnął sztyletem prosto w żołądek.Zdumionymężczyzna jeszcze szerzej otworzył jedno oko i wydał jęk.Osłaniając się lewym ramieniemprzed jakimkolwiek ruchem przeciwnika, Joan wyciągnął szybko ostrze, by ze wściekłością wbićje trochę bardziej na lewo, w sam środek piersi.W serce.A potem znowu wyciągnął sztylet i wbiłgo jeszcze raz.Wzdychając dziwnie, marynarz osunął się na ziemię, a gdy upadał, Joan dzgnął goponownie.Wiedział, co dalej robić. Mordercy! wrzasnął, grożąc zakrwawionym sztyletem marynarzom i graczomw kości, którzy z niezdrowym zaciekawieniem obserwowali całą scenę.Nie mógł pozwolić, bygo zatrzymali.Uczynił ruch, jakby chciał ich zaatakować, i krzycząc, cofał się do drzwi.Nikt niewyjął broni.Wykorzystując chwilę zaskoczenia, Joan wybiegł na ulicę i zniknął w mroku.60Biegnąc ciemnymi ulicami miasta, zaczął sobie zdawać sprawę z klęski.Nie tylko zabiłczłowieka, który mógł dostarczyć mu informacji o miejscu pobytu rodziny, ale też straciłmożliwość zaciągnięcia się na statek i znalezienia Anny.Wszystko zawalił.Marynarze Vilamarle-go nie puszczą mu płazem tej śmierci.Miał szczęście, że udało mu się uciec.Z pewnościązemściliby się natychmiast, a gdyby nawet darowali mu życie w tawernie, to następnego dnia za-wisłby na maszcie galery ku przestrodze, żeby wszyscy wiedzieli, że marynarze z tej floty są nie-tykalni.Odwet nie wynagrodził mu straty.Co teraz pocznie?Po powrocie do kuzni zbudził mistrza Eloi i opowiedział mu, co się stało.Mężczyzna bar-dzo się zmartwił. To poważna sprawa, Joanie powiedział. Nieważne, że on napadł cię pierwszy, a tysię tylko broniłeś.Admirał zażąda twojej głowy.Nie pozwoli, żeby zabójca jego marynarzauniknął egzekucji.Nieważne, że zabity był złym człowiekiem i o mały włos cię nie zamordował.Będzie chciał dać przykład wszystkim mieszczanom. Wiem, mistrzu ze spuszczoną głową odrzekł Joan. Dlatego im uciekłem. Tu nie jesteś bezpieczny mówił dalej mężczyzna. Znają cię w tawernach i nim wsta-nie świt, przyślą patrol, żeby cię dostarczył na galerę Vilamarlego.Tam zostaniesz osądzony i po-wieszony.Joan kiwnął potakująco głową. Jakie prawo im na to pozwala? spytał. Prawo siły odparł mistrz. I zapewniam cię, że to wystarczy.Ale my, wolni obywate-le Barcelony, też mamy nasze prawa.I siłę.Trzeba poszukać jakiegoś miejsca, gdzie mógłbyś sięschronić tej nocy. Klasztor Zwiętej Anny jest teraz zamknięty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]