[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiał pan? Teeek, penie derektorze odparł Twardzik niecopłaczliwie, gdyż przerażała go perspektywa skoku zpędzącego auta.Bał się niepotrzebnie, wszystko poszło gładko.Przystanąwszy za rogiem jakiejś willi, widział ów drugisamochód, który bez zatrzymania się w Konstanciniepopędził dalej za limuzyną Witolda.Witold zaś umyślniejechał tu wolniej, aby wyłącznie na siebie ściągnąć uwagętajemniczych prześladowców, by wodzić ich nadal poróżnych drogach dokoła Warszawy i zapewnić zupełnąswobodę ruchów Twardzikowi.W tej kalkulacji nieprzewidział tylko jednego, mianowicie, że pan magisterzakochał się ostatnio w jakiejś niebanalnie ładnej orazczarownej pannie Jadzi.Ta panna Jadzia w spisie agentówpodlegających majorowi Bolesławowi Rodawskiemufigurowała skromnie jako E-50.Ta panna Jadzia swojegoczasu inwigilowała Aleksandrę Thorne, grając rolę jejpokojówki, teraz zaś uwodziła magistra Twardzika.Nazajutrzpo jego eskapadzie do Konstancina zapytała go, dokądwyjeżdżał wczoraj tak piękną limuzyną. Skąd pani wie, że wyjeżdżałem? Widziałam pana, bo właśnie przechodziłam kołoBelwederu.Do Wilanowa się jezdziło.z kobietą, co? iUrządziła mu na poczekaniu scenę zazdrości, zagroziłazerwaniem przyjazni, wobec czego wyśpiewał wszystko,prócz dwóch szczegółów; zapomniał powiedzieć, iż ów listWitolda Rodawskiego wysłał jako polecony i zapomniał jakzwie się miasteczko, w którym na poste restante miała listodebrać adresatka, niejaka Balbina Chorska czy Choróbska. A jak brzmi nazwa odnośnej miejscowości, pan niewie? Nie wiem faktycznie, panno Jadziuniu.To zneczywiedziałem, ale wyfrunęło mi z głowy. Gdy przyfrunie na powrót, pocałuję pana w usta dwarazy!By zdobyć tak cenną premię, magister Twardzik prężyłswoją mózgownicę całymi dniami, walił łbem o ścianę, leczwszystko na próżno. Dokądże je wysłałem ten przeklęty list?!Tymczasem panna Balbina Chorska dawno już odebraław Dawidgródku ów list i dawno go przeczytali wszyscy wKrysinym dworku, tylko nie wszyscy byli zadowoleni zestanowiska, jakie zajął Witold.Bowiem chociaż godził się nakrótki wyjazd swoich przyjaciół do New Yorku na ślubBalbiny, to jednak stanowczo odradzał wszelkie pertraktacjez amerykańskimi kapitalistami w sprawie eksploatacjibezgłośnego pioruna oraz innych wynalazków. Ma rację mruknął Otto Demmer, przetrawiwszy wmyśli kontrargumenty Witolda.Tego samego zdania byliRiano i Hans. Och, wujcj.to jest on, ma rację zawsze! zawtórowała im z zapałem Krysia Motyłło. Tak, ma słuszność rzekła pani Oleńka z ironią lecz z punktu widzenia własnej korzyści! Nic go nie obchodzito, że dłuższy pobyt w tutejszym klimacie może Rianoprzypłacić życiem! Ani to, że wy wszyscy moglibyście wAmeryce zarabiać świetnie! Ani to, że tam oddychalibyścieswobodnie, podczas gdy tutaj żyjecie w wiecznym strachu! mówiła ze wzrastającym wzburzeniem. A wiecie,dlaczego ten egoista skazał was na taką wegetację? Idlaczego przeciwny jest waszym pertraktacjom z jakimśamerykańskim przemysłowcem? Dlatego, że jego miejscechce zająć sam! Sam zamierza zrobić miliony na waszychwynalazkach!Wybuch ten wywołał gorące protesty, długą polemikę,którą Erdson nazwał pózniej niepotrzebną gadaniną. Grunt, że nasz gremialny wyjazd jest postanowiony rzekł znalazłszy się sam na sam z panią Oleńką że na tozgodził się ten Rodawski, który ma tak wielki wpływ na panimęża.Gdy zaś będziemy już w Ameryce, pogadamy ointeresach i z pewnością dojdziemy do porozumienia. Ale trzymam pana za słowo, że Riano dostanie posadęz pensją laką, jaką pan obiecywał i jednorazowo dwieścietysięcy dolarów tytułem. Tak, tak wtrącił Erdson popędliwie jeśli tylkopodpisze kontrakt jaki pani pokazywałem. Podpisze na pewno, ja w tym.Kiedy odjazd? Trudno mi datę określić dokładnie, bo jacht jeszczenie minął Kanału Kilońskiego.Gdy przybędzie do Gdańska,wyjadę tam, aby wszystko przygotować i wrócę tu po wassamolotem.Na razie czekam na depeszę ze statku.Depesza nadeszła do Dawidgródka dopiero dnia 31marca, skąd przywiózł ją Abdul Bagal.Tegoż dnia BalbinaChorska obchodziła swoje imieniny, dla uświetnienia ichprzygotowała galowy obiad, w którym jednak nie wziąłudziału kochający narzeczony.Zamiast niego przybył dodworu Dmytro Zahaszczuk z krótkim listem od Erdsonausprawiedliwiającego swą nieobecność wyjazdem doGdańska na skutek otrzymanego dziś telegramu. To zły znak rzekła zasmucona solenizantka.Pani Oleńka przeciwnie, nie posiadała się z radości.Nareszcie sprawa ruszyła z miejsca, teraz należało tylkodopilnować, aby wszyscy tu byli gotowi do wyjazdu i tęfunkcję Erdson właśnie jej zlecił, dodając: Proszę wciąż pamiętać o tym, iż samolot może tupozostać najwyżej przez jedną noc.Już jego pojawienie sięwywoła w okolicy taką sensację, że nazajutrz gotowa namspaść na kark policja!Na podróż z Motylicz via Dawidgródek, Pińsk i Warszawędo Gdańska, wraz z załatwieniem pewnych spraw na statkuprzysłanym przez Samuela Forbana, preliminował Erdsoncztery dni, na powrót do Motylicz hydroplanem takżenależało coś doliczyć, mógł zatem obiecać, że zjawi się tutajnajpózniej w niedzielę, 5 kwietnia.Tego dnia pani Oleńka razpo raz spoglądała na niebo, wypatrując na nim ciemnegopunktu, który by rósł w oczach i przybierał kształty samolotu,lecz na próżno.Nazajutrz po południu pobiegła nad Zatokę%7łbików, pozostała tam aż do zachodu słońca i znowu spotkałją ten sam zawód. Może samolot miał jaki defekt i musiał gdzieś podrodze lądować, względnie wodować? przypuszczał Hans.Ani gazety, ani dzienniki radiowe nie potwierdziły tejwersji, a przecież jakakolwiek katastrofa obcego samolotuna terenie Polski byłaby sensacją zbyt wielką, by ją pominąćmilczeniem.W środę staremu Demmerowi znudziło siępróżnowanie; na powrót rozpakował kuferek z narzędziami,który mieli zabrać w podróż i znowu wziął się do roboty, kurozpaczy pani Oleńki, która pragnęła utrzymać tu nadal stanostrego pogotowia. Rozmówię się ze służącym Erdsona postanowiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]