[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego z tą pomarańczówką.Była taka Mariola.ona też zawsze chciała pomarańczówkę! Słuchaj.ta Mariola.ona była ze mną.losowaliśmy kiedyś dziewczyny, która będzie czyja.obiecałem sobie, że powiem ci wszystko, więc mówię.ja wylosowałem Mariolę.Pechowo, bo ona miała straszliwe pomysły.Różne, ale przecież nie będę ci ich opisywał, bo tak to nigdy nie dojdę do tego wieczoru, kiedy siedziałem z Mariolą w Lajkoniku.Było już po dziesiątej.Mnie to naprawdę zupełnie nie obchodziło, że matka czeka na mnie w domu i że jestem bliski zawalenia matury.Nasze potańcówki czy wieczór z Mariolą były ciekawsze niż pusty dom i matura.Zresztą byłem pewien, że jakoś ją zdam.Jakoś - to było słowo Marioli.Jej życiowa filozofia.Ona wszystko jakoś załatwiała, ze wszystkim sobie jakoś radziła, jakoś lawirowała w domu, jakoś uczyła się w szkole.W końcu jakoś zdała maturę, której ja jakoś nie mogłem zdać.Wtedy, w Lajkoniku, Mariola była w doskonałym humorze i co chwila strzelała nowym pomysłem.Żeby tylko nie było nudno.Dla niej każda rzecz była lepsza od nudy.Minęła dziesiąta, drzwi już zamknęli na klucz, żeby nikt nie wchodził.Można było tylko zapłacić i wyjść.- Marcin! - powiedziała w pewnej chwili - nie płacimy i spływamy!- Przecież mam forsę!- Co z tego? Dla sportu! Dla wprawy! Może przyjść dzień, kiedy nie będziesz jej miał!- Ale przecież drzwi zamknięte, zrozum! - usiłowałem jej tłumaczyć.- Zwariowałaś czy co?- Ech, tchórzysz! Marcin tchórz! Marcin tchórz! - Wydzierała się tak głośno, że ludzie siedzący obok nas zaczęli mi się przyglądać z politowaniem.Mariola była ładna, efektowna i na pozór bardzo zabawna.Wreszcie uciszyła się trochę i robiąc z siebie nadąsaną piękność, powiedziała prowokacyjnie:- Nawet takiego głupstwa nie chcesz dla mnie zrobić?- Zrobię dla ciebie głupstwo, ale jakieś inne!Siedzieliśmy przy oknie.Mariola odsunęła zasłonę i wyjrzała na ulicę.Spojrzałem i ja.Przed Lajkonikiem stał skuter.Mariola strzeliła okiem w moją stronę.Zrozumiałem.- To już prędzej.- zgodziłem się - ale zapłacę co do grosza!- Zapłać, ale zawieziesz mnie na plac Zamkowy! Zostawimy go pod królem Zygmuntem, to jest niezwykle twarzowe miejsce!- Dobra!Już raz przestawiałem skuter.Udało mi się na medal.I przestawić, i zwiać.Ten należał do kogoś, kto był teraz w Lajkoniku.Widzieliśmy tego gościa, jak tu podjechał, wszedł i dołączył się do pary siedzącej przy bufecie.Zapłaciłem, wyszliśmy, za nami zamknięto drzwi na klucz.Sprawa wyglądała na prostą.- No! Nareszcie coś się dzieje! - cieszyła się Mariola i szarpała mnie za rękaw.Była nieobliczalna w gestach: i miała zwyczaj tarmoszenia mnie za klapy marynarki albo za rękawy.- Prędzej! Prędzej! - poganiała mnie jeszcze.W gruncie rzeczy wcale mnie ta zabawa nie cieszyła, trochę się bałem i w ogóle."Niech tam!" - pomyślałem.Skuter zapalił błyskawicznie.Mariola wpiła się rękoma w mój płaszcz i piszczała jak wariatka.Objechałem kościół dookoła i ostro ruszyłem Nowym Światem.To jest cudowna rzecz jeździć tak wieczorem, Mada.To ponosi! Za Alejami dodałem gazu.Jezdnia już była pusta, o tej porze ruch przecież niewielki.W mgnieniu oka minęliśmy Świętokrzyską i ruszyliśmy w Krakowskie Przedmieście.Plac Zamkowy był już blisko, tak blisko, że wszelkie niebezpieczeństwo wydawało mi się nierealne.Przestałem nawet o nim myśleć.Przy pomniku Mickiewicza zajechał mi drogę patrol milicji.Zahamowałem, nadziewając się niemal na wyciągnięty lizak milicjanta.- Papiery!Patrzyłem ogłupiały.- Papiery! - powtórzył jeszcze ostrzej.Poklepałem się po kieszeni.- Nie mam przy sobie!- Co znaczy: nie mam przy sobie?Mariola stała obok mnie zielona na twarzy.- Zapomniał wziąć - powiedziała, wysilając się na uśmiech - proszę nas puścić, dobrze?Drugi milicjant odnotował numer skutera i podszedł do nas.- Ten sam - stwierdził z zadowoleniem - to jest ten sam skuter!Wziął Mariolę pod rękę i pociągnął w stronę stojącej obok warszawy.Opierała się.- Niech mnie pan puści! Ja panu zaraz wytłumaczę!- Za chwilę będziesz się tłumaczyć! Siadaj! Mariola nie chciała wsiąść.Ale ja wiedziałem, że każdy opór i każde dalsze kłamstwo pogarsza tylko sytuację.- Wsiadaj! - krzyknąłem rozzłoszczony.- Wsiadaj, idiotko!Powiedziałem "idiotko" i Mariola w tym momencie zaczęła płakać.Płakała już przez całą drogę i później w komisariacie.Nie będę ci tego opisywał.Męczyli mnie tam bardzo długo.Nie wierzyli żadnemu mojemu słowu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]