[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziała mi, że nie ma żadnego nad-zwyczajnego talentu, że w grę nie wchodzą jakieś paranormalne mediumiczne bzdu-ry, a sprawa polega wyłącznie na wrażliwości na inne gatunki, którą wszyscy mamy, aleuśpioną.Powiedziała, że każdy to potrafi, że ja też to potrafię, jeśli nauczę się odpowied-nich technik i poświęcę im czas, co wydawało mi się niedorzeczne.Mungojerrie fuknął znów, tym razem z większą zjadliwością i Orson kolejny raz za-drżał, a potem przysiągłbym, że kot się uśmiechnął lub zrobił minę na tyle przypomina-jącą uśmiech, na ile kot jest do tego zdolny.Co jeszcze dziwniejsze, Orson jakby uśmiechnął się od ucha do ucha co możnawyobrazić sobie bez specjalnego wysiłku, ponieważ wszystkie psy potrafią się uśmie-chać.Sapał uszczęśliwiony, szczerzył się przyjaznie do uśmiechniętego kota, jakby ichstarcie było zabawnym żartem. Pytam cię, synu, kto nie chciałby się nauczyć czegoś takiego? powiedziałRoosevelt. Faktycznie, kto? powtórzyłem odrętwiały. Więc Gloria uczyła mnie i to zabrało denerwująco dużo czasu, wiele miesięcy,ale wreszcie byłem tak dobry jak ona.Pierwsza wielka przeszkoda to brak wiary, że na-prawdę możesz to zrobić.Odłóż wątpliwości, cynizm, wszystkie wpojone przekonaniao tym, co jest możliwe, a co nie.Najtrudniejsze ze wszystkiego jest przestać się przej-mować, że robisz z siebie durnia, bo lęk przed poniżeniem naprawdę cię ogranicza.Większość ludzi nie może przez to przebrnąć i jestem zaskoczony, że mnie się udało.180Orson wychylił się na krześle, wyciągnął nad stołem i obnażył zęby patrząc naMungojerrie.Kot wybałuszył ślepia ze strachu.Powoli, ale groznie, Orson wyszczerzył kły.%7łałość wypełniła dudniący głos Roosevelta: Sloopy umarł trzy lata pózniej.Boże, ale ja go opłakiwałem.Ale co to były za trzyfascynujące i wspaniałe lata, kiedy mogłem nadawać i odbierać z nim na jednej fali.Nadal szczerząc kły Orson warknął cicho na Mungojerrie i kot zapiszczał.Orsonznów warknął, a kot zamiauczał żałośnie i z głębokim lękiem a potem obydwa zwie-rzaki uśmiechnęły się szeroko. Co się tu, do diabła, dzieje? spytałem.Orson i Mungojerrie wydawały się przejęte nerwowym drżeniem mojego głosu. Po prostu się bawią wyjaśnił Roosevelt.Zamrugałem, patrząc na niego.W blasku świec jego twarz lśniła jak zabarwione na ciemno i doskonale wypolero-wane drzewo tekowe. Bawią się przedrzezniając stereotypy swoich gatunków dodał.Nie mogłem uwierzyć, że dobrze go słyszę.Biorąc pod uwagę, że z pewnością całko-wicie zle go zrozumiałem, potrzebowałem węża z wodą pod wysokim ciśnieniem i ż-mijki hydraulika do przeczyszczenia uszu. Przedrzezniają stereotypy swoich gatunków? Tak, zgadza się. Pokiwał głową. Oczywiście nie nazwałyby tego tak, ale torobią.Uważa się, że koty i psy dzieli bezmyślna wrogość.Te stworzenia bawią się, kpiącz owych wyobrażeń.Teraz Roosevelt szczerzył zęby w moim kierunku tak idiotycznie, jak robiły to koti pies.Wargi miał sinopurpurowe, prawie czarne, a zęby tak białe i wielkie jak kostkicukru. Proszę pana rzekłem cofam to, co powiedziałem wcześniej.Po starannymnamyśle zdecydowałem, że jest pan straszliwie, do oporu zwariowany, przekręcony namaks.Znów pokiwał głową, nadal szczerząc do mnie zęby.Nagle, jak mroczny snop świa-tła czarnego księżyca, w twarzy błysnęło mu szaleństwo. Uwierzyłbyś mi, cholera, bez niczego, gdybym był biały! I gdy wywarczałostatnie słowo, walnął o stół potężną pięścią tak mocno, że filiżanki zadzwoniły naspodeczkach.Gdybym mógł zatoczyć się w tył siedząc na krześle, zrobiłbym to, ponieważ jegooskarżenie poraziło mnie.Nie słyszałem ani razu, by któreś z rodziców wypowiedziałoobelżywą uwagę pod adresem jakiejś mniejszości etnicznej czy rasy; wychowano mniebez przesądów.W rzeczy samej, jeśli w tym świecie był jakiś wyrzutek, to ja sam! Ja sam181byłem mniejszością, jedoosobową mniejszością; Nocny Robak, jak nazywali mnie chu-ligani, kiedy byłem dzieckiem, zanim poznałem Bobby ego i miałem kogoś, kto by sta-nął u mojego boku.Chociaż nie albinos, ponieważ moja skóra miała pigment, w oczachwielu ludzi byłem większym dziwadłem niż Dzwonnik z Notre Dame i Chłopiec o PsiejTwarzy.Dla innych byłem jedynie nieczysty, skażony, jakbym poprzez kichnięcie mógłzarazić alergią na promienie ultrafioletowe; w pewnych ludziach budziłem lęk i niena-wiść większe niż trzyoki Człowiek %7łaba, obwożony po jarmarkach.Roosevelt Frost uniósł się na krześle, pochylił nad stołem i trzęsąc łapą wielką jakmelon odezwał z nienawiścią, która zdumiała mnie i zabolała: Rasista! Ty kłamliwy rasistowski draniu!Ledwo wydukałem: Od.od kiedy to rasa ma dla mnie znaczenie? Dlaczego miałaby coś znaczyć?!Popatrzył na mnie, jakby zamierzał sięgnąć nad stołem, poderwać mnie z krzesłai przydusić tak, że język wypadłby mi do butów.Obnażył zęby i zawarczał na mnie, za-warczał jak pies, zupełnie jak pies, podejrzanie jak pies. Co się tu, do diabła, dzieje? znów spytałem, ale tym razem przyłapałem się natym, że pytam psa i kota.Roosevelt znów zawarczał, a gdy tak gapiłem się na niego jak idiota, powiedział: Zmiało, synu, jeśli nie umiesz mnie zwymyślać, przynajmniej warknij na mnietroszeczkę.No, warknij.Zmiało, synu, uda ci się.Orson i Mungojerrie patrzyły na mnie z wyczekiwaniem.Roosevelt warknął raz jeszcze, kończąc to jakby pytającym zawieszeniem głosu.Potem warknął głośniej niż poprzednio, a ja zrewanżowałem mu się tym samym.Odwarknąłem.Uśmiechnięty od ucha do ucha powiedział: Wrogość.Pies i kot.Murzyn i biały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]