[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Deszcz wpadał do środka przez dziury w ścianach idachu, jego rześki zapach nie odświeżał dusznej atmosferywnętrza.Grant nie słyszał nic, nie widział śladów walki, niemógł uwierzyć, że gdzieś tutaj jest Victoria.Zaczął się nawetzastanawiać, czy chłopiec się nie pomylił albo nie dostał odbukmachera polecenia, by wprowadzić detektywa w błąd.Niemógł tracić cennego czasu.Nagle jego uwagę przykuły świeżerysy na drewnianych schodach.Na trzecim i czwartym stopniuleżały wilgotne drzazgi, na kolejnych stopniach było ichwięcej.Ktoś był tu przed chwilą.Rzucił się ku schodom, ignorując skrzypienie drewna, piął siędo góry, pomagając sobie rękami.Aż do tej chwili nie zaznałprawdziwej rozpaczy, nigdy wcześniej nie krążyła w jegożyłach niczym gorący olej, sprawiając, że każdy centymetrjego skóry płonął.Musi dotrzeć do Victorii, zanim będzie zapózno.a jeśli już jest.wiedział, że nie zdoła żyć bez niej.Biegnąc i czołgając się po połamanych stopniach, dotarł nadrugą kondygnację.Przez czerwoną mgłę szalejącej w nimfurii dostrzegł na końcu pomieszczenia dwie postaci.Keyespochylał się nad leżącą na ziemi Victorią, uniósł jej spódnicę,gdy niebo rozdarła błyskawica, oświetlając wszystkojaskrawym blaskiem.Jedyny akcent barwnystanowiły włosy Victorii, które rozsypały się pod jej głową.Miała zakneblowane usta.Zacisnęła powieki, leżała nieru-chomo pod detektywem, nie dając oznak życia.Z gardła Granta wyrwał się nieludzki jęk, piekielny krzykeksplodował na dnie jego duszy.Nie panując nad sobą, skoczyłna Keyesa.Jego przeciwnik miał tylko czas, by unieść głowę.Zaklął głośno, zanim pod wpływem siły uderzenia przeleciałprzez pomieszczenie.Upadł, sięgnął po pistolet, lecz gdy tylkozacisnął palce na rękojeści, Grant chwycił go i jego ramieniemuderzył o podłogę z siłą, która łamała kości.Wrzeszcząc zbólu, Keyes zadał mu pięścią cios w szczękę.W swoimzapamiętaniu Grant nawet tego nie poczuł.- Ona jest nikim! - krzyknął Keyes, wpatrując się w dziką,bezlitosną twarz Granta.- Przecież mnie nie zabijesz z powodujakiejś dziwki!Grant nie odpowiedział, zadawał brutalne ciosy pięściami.Keyes szybko przestał się opierać.Gdy zwinął się z bólu wkłębek, Grant z cholewki buta wyjął nóż.Wiedział, że tylkośmierć go usatysfakcjonuje, nic już nie było w stanie gopowstrzymać.Wszystko, w co wierzył - zasady prawa,uczciwość, sprawiedliwość - rozwiało się niczym dym nawietrze.Niemal oszalały z żądzy mordu uniósł nóż.Zamarł, słysząc stłumiony jęk.Dysząc ciężko, odwrócił się iujrzał, że Victoria leży na boku.Wpatrywała się w niegobłagalnie.Zesztywniał, zaczął się trząść pod wpływemwstrzymywanej agresji.Nie mógł oderwać wzroku od jejtwarzy.Jej niebieskie oczy więziły go, nie pozwalały sięporuszyć.Przez warstwy jego gniewu zaczął przedzierać siępromień rozsądku, lecz mu się oparł.- Odwróć się - zażądał głosem, który nawet w jego uszachbrzmiał obco.Pokręciła głową.Zrozumiała, że nie mógłby zabić człowiekana jej oczach.- Odwróć się, do diabła! - warknął.Nie zrobiła tego.Ich oczy się zwarły, jego emanowałydemonicznością, jej uporem, aż w końcu go pokonała.Ustąpiłz niskim jękiem, wsunął nóż z powrotem do buta.ZadałKeyesowi ostatni cios, pozbawiając go przytomności, i szybkoprzeszukał mu kieszenie.Znalazł klucz do kajdanek, którekrępowały ręce Victorii, podszedł do niej i opadł na kolana.Dygotała, gdy przekręcił kluczyk w zamku i uwolnił jejporanione nadgarstki.Wyjął jej knebel i przyciągnął ją dosiebie.Jęknął z bolesnej ulgi.Przesuwał dłońmi po jej ciele,całował jej włosy, skórę, ubranie, jakby pragnął ją połknąć wcałości.- Tak na ciebie czekałam, Grancie - szepnęła, wzdrygając się zpowodu gwałtowności jego pocałunków.Z jego piersi wydarł się zwierzęcy jęk rozkoszy i pragnienia,zmiażdżył jej wargi swymi.Zarzuciła mu ramiona na szyję, poczuł na uchu jej oddech,gdy powiedziała:- Myślałam, że tu umrę.Myślałam.że jego twarz będzieostatnim, co zobaczę w życiu.- Moja twarz będzie ostatnim, co zobaczysz w życiu - mruknąłszorstko.- Przypomniałam sobie wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]