[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak czy owak, byli tu dziewczyna z tekturową sylwetką Kurta Cobaina, facet z ręką na temblaku, kobieta tonąca we łzach, wszyscy występujący wobec siebie w relacjach, które bardzo trudno byłoby wyjaśnić komukolwiek, kto przypadkiem zajrzałby do pokoju.Will z pewnością nigdy jeszcze nie był w tak chaotycznej, pogmatwanej i gęstej sieci; zupełnie jakby ktoś (coś?) chciał mu na chwilę dać zakosztować, jak to jest być człowiekiem.A mówiąc szczerze, wcale nie było to takie okropne i Will nie miałby nic przeciwko temu, żeby posmakować ten specjał dłużej niż chwilę.Na kolację wszyscy udali się do najbliższego baru szybkiej obsługi.Ruth i Ellie usiadły osobno, zajadając chipsy, popalając i szepcząc do siebie; Marcus i rodzice kontynuowali walki podjazdowe, do których z entuzjazmem zabrali się jeszcze na posterunku.Clive chciał, by syn nie rezygnował z wyprawy do Cambridge, Fiona uważała, iż powinien wracać do Londynu, sam Marcus zbyt był rozproszony, by zdecydowanie przychylić się do któregokolwiek z rozwiązań.- A czemu w ogóle Ellie jechała z tobą? - zainteresował się Will.- Już nie pamiętam - odrzekł Marcus.- Po prostu chciała jechać.- Miała u nas zostać? - spytał Clive.- Nie wiem.Pewnie tak.- Dzięki za uprzedzenie w porę.- Ellie do mnie nie pasuje - stanowczo oznajmił Marcus.- Jak do tego doszedłeś? - spytał Will.- Nie wiem, czy ona pasuje do kogokolwiek - westchnęła Katerina.- Chyba zostaniemy przyjaciółmi - ciągnął Marcus ale.Chyba muszę poszukać sobie kogoś innego.- Dziewczyny mniej wulgarnej i nieobliczalnej? Mniej chuligańskiej? Mniej zwariowanej? Mogłabym te "mniej" wyliczać bez końca.Tak brzmiała kwestia matki Ellie.- Mniej różnej ode mnie - odparł Marcus dyplomatycznie.- To powodzenia - powiedziała Katrina.- Wielu z nas pół życia spędziło na szukaniu osób mniej różnych od nas i jakoś nie bardzo się to nam powiodło.- To takie trudne? - spytał Marcus.- To najtrudniejsza rzecz na świecie - powiedziała Fiona z pasją odrobinę zbyt wielką zdaniem Willa.- A jak ci się wydaje, dlaczego każdy z nas jest sam? spytała Katrina.Naprawdę z tej właśnie przyczyny?, zastanawiał się Will.Czy istotnie oni wszyscy szukali kogoś, kto nie był bardzo od nich odmienny? I on także? Rachel była dynamiczna, bystra, troskliwa, uważna i na wiele jeszcze sposobów od niego odmienna, ale na ile to oceniał, właśnie o to chodziło, że nie była nim.Coś się więc nie zgadzało w słowach Katriny.Szukać kogoś mało od siebie różnego.To wymagało, uświadomił sobie, przede wszystkim silnego przekonania, że bycie sobą jest całkiem OK.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTYMarcus pojechał w końcu na noc do ojca i Lindsey.Było mu ich szkoda; na komisariacie wydawali się kompletnie zagubieni i bezradni.Nigdy przedtem się nad tym nie zastanawiał, teraz jednak przyszło mu do głowy, że widać, kto jest z Londynu, a kto nie, albowiem ci ostatni wydawali się bardziej wszystkim przerażeni.Clive i Lindsey byli od razu przerażeni widokiem Ellie, ale potem przeraziła ich także matka Ellie; przez cały czas pomrukiwali tylko i rzucali spłoszone spojrzenia.Może nie miało to nic wspólnego z Londynem, tylko z rodzajem ludzi, których ostatnio poznał, a może po prostu podrósł przez kilka ostatnich miesięcy.Tak czy owak, nie wiedział, co ojciec mógłby mu zaoferować, i dlatego było mu go szkoda, i z tej też przyczyny zdecydował się jechać z nim do Cambridge.W samochodzie Clive nie przestał gderać.Dlaczego Marcus zadawał się z kimś takim? Dlaczego jej nie powstrzymał? Dlaczego był taki niegrzeczny wobec Lindsey? W czym mu kiedykolwiek zawiniła? Marcus nie odpowiedział na żadne z tych pytań i pozwolił ojcu gadać, aż wreszcie marudzenie się skończyło, jak benzyna w samochodzie - narzekania pojawiały się coraz wolniej, rzadziej, aż wreszcie zupełnie ucichły.Problem polegał na tym, że nie mógł już być tym ojcem, jakim usiłował się stać w tej chwili; przegapił właściwy moment.To trochę tak, jakby Bóg zdecydował się być znowu Bogiem miliardy lat po stworzeniu świata.Nie mógł teraz zejść nagle z nieba i zacząć wybrzydzać: "Nie powinniście byli stawiać tutaj Empire State Building, nie wolno było tak urządzać świata, żeby mieszkańcy Afryki żyli w nędzy, nie trzeba było pozwalać konstruować broni nuklearnej", gdyż usłyszałby w odpowiedzi: "Teraz to jakby trochę poniewczasie, bo gdzie byłeś, kiedy wymyślaliśmy te rzeczy?"Marcus nie miał mu za złe, że nie było go, gdy był potrzebny, no ale na coś musiał się zdecydować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]