[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Omar podawał półmisek z możliwie największą pieczołowitością.Wszyscy jedli nie odzywając się słowem.Słychać było tylko potężne mruczenie, które zawsze rozlega się, kiedy do świątecznej szynki zasiądzie pewna ilość głodnych złodziei platerów.Sventon myślał jeszcze przez chwilę.A potem plan był już gotowy.- Tssss! - powiedział nagle, podnosząc palec do góry.Wszystkie noże i widelce zatrzymały się w powietrzu i wszyscy spojrzeli na niego nasłuchując.Ale było zupełnie cicho, zabrali się więc z powrotem do jedzenia.- Tsss! - zaczął znów syczeć Sventon.- Nie mlaskać tam! - krzyknął na wszystkowiedzącego starszego gangstera, który zupełnie oniemiał.- Co? - wykrztusił ze zdumieniem.- Nie mlaskać, powiedziałem! Bo nic nie słyszę! - rzekł Sventon podnosząc ostrzegawczo palec do góry.- Zdaje mi się, że coś tam hałasuje przy klapie!Wszyscy nadsłuchiwali.- Może byśmy poszli zobaczyć, ja i Nisse? - zaproponował Sventon-Frasse.- Nie.Zostańcie tam, gdzie jesteście, i podawajcie do stołu - zdecydował starszy gangster, tak zresztą jak to Sventon przewidział dzięki swemu wielkiemu doświadczeniu.- Idź ty - rozkazał szef bandy jednemu z młodszych opryszków, który niechętnie zostawił szynkę i ruszył w stronę wyjścia.- Dobrze - powiedział Sventon, klepiąc wychodzącego po plecach.- Ale uważaj na siebie! - I, zanim ten zniknął w korytarzu, dał mu dla zachęty jeszcze jednego kuksańca.W oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków, złodzieje zabrali się z powrotem do szynki, cicho i ostrożnie, nadstawiając równocześnie uszu, baczni na każdy odgłos od strony wyjścia.Kiedy dały się słyszeć kroki powracającego wysłańca, Sventon szybko wyszedł naprzeciw niemu na korytarz.- No i co? - spytał.- Etam! Nic, zupełnie.- To świetnie - powiedział Sventon i znów poklepał go kilka razy zachęcająco po plecach.Omar śledził wszystkie poczynania Sventona z największą uwagą.Wiedział, że jego niezawodny plan zaczyna się realizować.- Ryż! - jęli wołać wszyscy członkowie gangu.Szynka była zjedzona, pozostała z niej tylko ogromna kość.- Dawajcie ryż!Sventon i Omar podali półmiski.Obaj byli w pełnym pogotowiu i zwracali baczną uwagę na każdy najmniejszy odgłos.Sventon zaczął nakładać ryż na talerze.Robił to, jak tylko mógł najwolniej, żeby zyskać na czasie.Nakładał śmieszną, malutką łyżką (model Malardrottning), która wcale nie była przeznaczona do tego celu.Omar poruszał się wolno i opieszale niczym lunatyk.Na szczęście wszyscy z szajki byli tak najedzeni i ospali po pracy, jakiej im przysporzyła szynka, że nie zwracali uwagi na wyjątkowo złą obsługę.- Ciekaw jestem, jak wygląda dalszy ciąg kanału - szepnął Sventon do Omara.- Powinniśmy się lepiej zapoznać z tym pomieszczeniem.Gdzie może być ich skład?Zanim Omar zdążył cokolwiek odpowiedzieć dał się słyszeć słaby, lecz wyraźny hałas od strony wejścia.Wszyscy wiedzieli, co to oznacza: klapa została otworzona i zamknięta.Teraz słychać było kroki.Wszyscy gangsterzy zerwali się na równe nogi i włożyli ręce do prawej kieszeni.Sventon też włożył rękę do kieszeni i chwycił za swój pistolet służbowy.Te kroki nie oznaczały tego, na co czekał.Omar też trzymał rękę na pistolecie.Kroki zbliżały się.W przejściu rozlegało się, słabe echo.W migotliwym blasku świec ukazali się dwaj Mikołaje.Sventon i Omar natychmiast ich poznali.ROZDZIAŁ PIĘTNASTYTure Sventon unieszkodliwia Wielki Gang PloterowyNie ma nic bardziej przerażającego niż widok milczącej i groźnej papierowej maski.A teraz były dwie.A więc sztuka z workiem nocnym nie udała się z jakiejś przyczyny.Ludzie z Gangu Platerowego stali bezradnie, nie wiedząc, co to wszystko znaczy.Policzyli Mikołajów i uznali, że chyba widzą podwójnie (i tak rzeczywiście było).Wszystko to stało się w ciągu kilku sekund.Sventon krzyknął błyskawicznie:- Brać ich! To szpiedzy!Cały Gang Platerowy rzucił się na nowo przybyłych Mikołajów.W zamieszaniu, jakie powstało, Sventon i Omar spróbowali przecisnąć się do wyjścia.Ale nie mogli: kanał był zablokowany przez kłębowisko gangsterów i Mikołajów (ci ostatni znajdowali się na spodzie).Jednakże nowi przybysze, których krzyków absolutnie nikt nie słyszał, potrafili zerwać maski i czapki i odsłonić twarze.I wtedy ci z gangu zobaczyli z największym zdumieniem, że to są Nisse i Frasse.To odkrycie jakby ich sparaliżowało.Najpierw musieli pozbyć się przekonania, że nowi przybysze nie mogą być w żadnym razie Nissem i Frassem, a dopiero potem mogli pomyśleć o dwóch pozostałych Mikołajach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]