Home HomeDicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego QuebertaHarry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)Brzezinska Anna, Wiœniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garœć złotaRowling J K Harry Potter i wiezien AzkabanuJ. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara OgniaKwiatkowska Wiesława Tapczan z podwójnym materacemCole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (3)Praktyczny komentarz do Nowego Testamentu Ewangelia MateuszaHeinlein Robert A Drzwi do lata (3)Cassandra Clare Kroniki Bane'a
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .China Joe po raz pierwszy w dziejach naszej znajomości był zły.- A więc to jest TO.wielkie pyskate radioodbiorniczydło.Słyszeliśmy coś o tym i mamy coś specjalnego na tę okazję!Zespół skoczył pod ściany odsłaniając klęczącego młodziana z bazooką na ramieniu.Model przeciwpancerny i to na ciężkie czołgi.To było moje ostatnie spostrzeżenie, gdy urządzenie odpaliło.Nie jest wykluczone, że można z tego trafić czołg, ale osobiście wątpię, żeby taka sztuka udała się z robotem.Ned padł na pysk sekundę wcześniej, niż ja zrozumiałem na co patrzę.Tylna ściana posterunku rozleciała się dokumentnie.Od pierwszego strzału.Drugiego nie było.Ned złapał za rurę i zgiął ją w połowie, jak starą gazrurkę.Billy zdecydował, że ten, kto odpala rakietę wewnątrz posterunku łamie prawo i runął z wrzaskiem w środek - zapewne chciał aresztować strzelca.Byłem za nim, więc nie straciłem co ciekawszych epizodów.Utworzył się wirujący kłąb, z którego wystawały ręce i głowy w sekundowych sekwencjach.Ned był gdzieś na spodzie tego zespołu taneczno-bokserskiego, ale nie sądziłem, żeby trzeba było się o niego martwić.Ktoś nerwowy dobył broni, ktoś inny krzyczał, posypały się kule i zrobiło się zupełnie swojsko.Jegomość nazwiskiem Brookłyn Eddi usiłował mnie trzasnąć w ucho swoim rozpylaczem, którego nie był w stanie użyć z powodu tłoku, toteż ponieważ moja pięść była w pobliżu jego szczęki, nie widziałem żadnego racjonalnego powodu, aby nie doprowadzić do spotkania obu tych części ciała.Wszędzie była mgła.A przynajmniej tak mi się wydawało.Ostatnie, co zarejestrowałem przed pojawieniem się tego cholernego tumanu, to piekielny tłok wokół mojej osoby.I to, że byłem piekielnie zajęty.Potrząsnąłem głową - mgła zniknęła.Stwierdziłem z lekkim zdumieniem, że jestem jedyną osobą w całym lokalu, która znajduje się w pozycji pionowej.Reszta tego szacownego zbiegowiska zdecydowanie preferowała pozycje siedzące lub zgolą horyzontalne.Korzystnym faktem było to, że ściany jeszcze stały.Poczułem się raźniej.Ned wkroczył przez coś, co niedawno było drzwiami, niosąc w objęciach zdegustowanego Eddiego Brooklyna.Jego twarz sugerowała, że dobrze wykonałem swoją robotę.Nadgarstki Eddiego były skute stalowymi obrączkami, a gdy Ned położył go pieczołowicie pod ścianą, okazało się, że leży tam już około tuzina podobnie przyozdobionych osobników.To niezrozumiałe, jak szybko rozprzestrzenia się moda w pewnych kręgach.Do dziś mam wrażenie, że Ned produkował te artykuły w miarę wzrostu popytu.Parę kroków ode mnie stało całe, jakimś cudem ocalałe krzesło.Siadłem więc z uczuciem ulgi i rozejrzałem się po otoczeniu.Krew była głównym kolorem figurującym na ścianach i stercie ciał na podłodze.Gdyby nie stłumione przekleństwa i jęki, dałbym głowę, że leżą tam sami klienci Zakładu Pogrzebowego.W tej scenerii gospodarzył Ned, sortując stertę całkiem zgrabnie - ranni pod ścianę, trupy pod drzwi.W końcu okazało się, że wiedział czego szuka.Z samego spodu wydobył Billa.Prawie w jednym kawałku, tylko nie bardzo komunikatywnego.Za to wyraz jego twarzy był bardzo wyrazisty - pełny błogostan, albo absolutne szczęście - tak się to chyba nazywa.Poobijane napięstki i inne ślady podobnego typu wyraźnie świadczyły o bojowej przeszłości właściciela.Jak mało potrzeba ludziom do szczęścia! Gdyby nie Ned, chłopak nie byłby w stanie się ruszyć - kula wyrwała mu spory kawał uda.Ned był właśnie zajęty samarytańskim zabiegiem, gdy się odezwał.- China Joe i jeszcze jeden uciekli samochodem.- Nie zaprzątaj tym sobie głowy! Twoje bitewne wyczyny i tak przejdą do historii - pocieszyłem go.I wtedy spostrzegłem, że szef ciągle jeszcze siedzi za biurkiem.Najogólniej mówiąc było to nienormalne zachowanie, nawet jak na jego głupie pomysły.I wtedy zrozumiałem, że Alonso Craig, szef policji Nineport jest martwy.Jeden strzał i to z małego kalibru.Prosto w serce i z tak małą ilością krwi, że całkowicie wsiąkła w rzeczy.Miałem całkiem niezłe pojęcie o miejscu.w którym była broń, gdy pociągnięto za spust.Była to mała broń, akurat taka, jaka mieści się w szerokich rękawach mandaryńskiego przyodziewku.Nie byłem zaskoczony, tylko wściekły.Szef nie był kryształowym ani najmilszym gościem, ale na pewno zasługiwał na lepszy koniec niż ten, jaki go spotkał.Zaraz po tym wniosku doszedłem do następnego.Zdecydowanie był to dobry dzień na myślenie.Musiałem podjąć decyzję i to z gatunku tych ważniejszych.Biorąc pod uwagę szefa z kulą w sercu, Billa niezdolnego do ruchu i Fata, który odszedł w siną dal, byłem jedyną żywą i sprawną siłą policyjną w Nineport.Coś trzeba było z tym zrobić.Niezgorszym rozwiązaniem tej kwestii byłoby wyjść z lokalu i zostawić ten bajzel swojemu losowi.Ned wtargnął właśnie z dwoma następnymi klientami do paki.Sądzę, że za parę chwil pomieszczenie owo będzie poważnie przeludnione.Może na widok jego granatowych pleców, a może jestem zbyt słaby, żeby móc uciekać, więc jakby nie było, zdecydowałem się.Ostrożnie odpiąłem szefowi złotą odznakę i umieściłem na miejscu swojej.Stanowczo nie był to najlepszy dzień w moim życiu.- Przedstawiam nowego szefa sił policyjnych Nineport - wygłosiłem, nie kierując tej przemowy do nikogo konkretnego z szerokiego gremium zajmującego lokal, ale odzew był jak najbardziej konkretny.- Yes, sir! - Ned wyprężył się w salucie, wypuszczając przy tym z rąk więźnia, który z odgłosem świadczącym o twardości naszej podłogi, dość niespodziewanie się z nią spotkał.Po czym Ned pozbierał gościa i wrócił do zbożnego zajęcia jakim niewątpliwie było zapełnienie aresztu.Odsalutowałem.Ambulans, wyjąc potępieńczo, zabrał nieboszczyków (sztuk cztery) i rannych (sztuk sześć).Wróciłem na posterunek ignorując gapiów, których zdążyło się już zebrać niezłe stadko.Po założeniu opatrunku na mój pogruchotany łeb, wszystko zaczęło wracać do normy.Ned starym zwyczajem zmywał podłogę.Ja zjadłem z tuzin aspiryn i czekałem, kiedy krasnoludki w mojej głowie zrobią sobie fajrant z kuciem w kość czołową.Wydawało mi się, że wtedy zastanowię się logicznie, co dalej robić.Kiedy zebrałem do kupy rozpierzchnięte myśli, odpowiedź stała się jasna i oczywista.Zbyt oczywista - będę wykonywał swoją pracę tak długo, jak długo będę w stanie przeładować broń.- Uzupełnij swój schowek z kajdankami, Ned.Wychodzimy!Zupełnie jak normalny glina! Nie zadał ani jednego głupiego pytania.Zadziwiające! Zamknąłem drzwi i dałem mu klucz.- Masz.Jest najbardziej prawdopodobne, że będziesz jedynym zdolnym do użycia tego przyrządu, nim skończy się ten piękny dzień!Zbliżałem się do siedziby China Joe tak ostrożnie, jak tylko mogłem, starając się wymyśleć inny sposób niż ten, na który wpadłem na posterunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •