Home HomeDicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego QuebertaHarry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)Rowling J K Harry Potter i wiezien AzkabanuJ. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara OgniaJ. K. Rowling Harry Potter i czara ognia 4Bielajew Aleksander ArielMcCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z PernAnne McCaffrey Sassinak (2)Scott Justin Poscig na oceanie (SCAN dal 805Kipling Rudygard Ksiega Dzungli
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Zostałem zaskoczony podczas snu, szczęśliwie tylko przez jednego tubylca podróżującego wypakowaną po brzegi łodzią, lecz przecież mógłby to być równie dobrze kto inny.Na przykład moja Angelina.Jego szczęki nie przestawały się poruszać, ja zaś miałem czas na zebranie otępiałych myśli i przyjrzenie mu się.Miał rozwichrzoną brodę, której kudły sterczały na wszystkie strony świata, i ciemne oczy skrywane pod najdziwniejszym nakryciem głowy, jakie kiedykolwiek widziałem.Gdy nabierał powietrza, skorzystałem z chwili przerwy, szybko zaakceptowałem jego ofertę i złapawszy mój dobytek zainstalowałem się na łodzi.Przez cały czas ściskałem w dłoni rękojeść mojej siedemdziesiątki piątki, ale szybko okazało się to niczym nie uzasadnionym asekuranctwem.Zug, o ile dobrze uchwyciłem jego imię rzucone w trakcie powitalnego monologu, bez słowa już uruchomił silnik i ruszyliśmy.Silnikiem był tu mocno sfatygowany atomowy przetwarzacz ciepła.Toporna, lecz solidna rzecz pozbawiona ruchomych części.Zanurzało się to w wodzie, woda się nagrzewała i była wyrzucana przez również zanurzoną tubę.Hałas wynosił około pięciu decybeli, co tłumaczyło w pełni, jakim cudem mogłem go wcześniej nie usłyszeć.Wszystko, jak dotąd, wyglądało normalnie, lecz mimo to nadal trzymałem gnata pod ręką.Ot, normalny środek ostrożności przy spotkaniu z nieznajomym.Potoki słów, które wyrzucał, spływały po mnie i z wolna zaczynałem rozumieć, skąd się to bierze.Był myśliwym.Po miesiącach samotności wracał do miasta ze skórkami.Pierwsza ludzka gęba, jaką napotkał, musiała sprawić mu taką radość, że do tej pory ją okazywał.Przypadek sprawił, że to była moja gęba.Nie przerywałem tych popisów krasomówstwa, jako że nie pytany opowiadał wszystko, co chciałem, wyjaśniając masę związanych z moją misją problemów.Najbardziej obawiałem się o moje ubranie.Wybrałem jednoczęściowy kombinezon o standardowych parametrach.Spotyka się je wszędzie w galaktyce, lecz nie mogłem przecież wiedzieć, czy wszędzie to takie tutaj.Okazało się, że tak, Zug bowiem nie zainteresował się nim wcale.Zresztą, przy jego przyodziewku byłem zgoła szczytem normalności i naprawdę nie rzucałem się w oczy.Marynarkę to chyba sam sobie uszył, używając do tego skórek z jakichś tutejszych purpurowoczarnych stworzonek.Musiało to zresztą prezentować się nieźle, zanim nie zapoznało się bliżej z ogniem i tłuszczem, ale nawet teraz jeszcze robiło wstrząsające wrażenie.Spodnie i buty były mniej szokują najwyraźniej masowej produkcji - ale całość tworzyła nader malowniczy obrazek.Sądząc zaś po wyposażeniu Zuga, moje wiadomości o Freibur były zgodne z prawdą.Typowa mieszanka różnych epok.Elektrostatyczny karabinek leżał na kuszy z pękiem stalowych bełtów.Typowy obrazek.Bez wątpienia posiadacz tych niezwykłych przedmiotów używał obu z równą skutecznością.Freiburbad osiągnęliśmy przed południem.Zug wolał mówić niż słuchać, toteż zadowolił się paroma zaledwie zdawkowymi uwagami, które padły z mojej strony.Z przyjemnością za to skorzystał z moich koncentratów.Odwdzięczył się flaszką jakiegoś wina domowej produkcji.Degustacja wywarła na mnie niezatarte wrażenie.Przełyk i żołądek zameldowały, że ktoś przeszlifował je stalowym tarnikiem i zalał kwasem.Nienaturalne to uczucie ustąpiło po paru dalszych łykach i tym sposobem podróż upłynęła nam w nader miłym nastroju.Podczas cumowania nieomal zatopiliśmy łódź, co wydawało się nam tak zabawne, że zaśmiewaliśmy się do łez.Daje to pewne pojęcie o stanie naszego ducha.Po czułym pożegnaniu powędrowałem do najbliższego parku, gdzie spocząłem na ławce i trwałem tak, by przywrócić myślom normalną ich jasność.Architektura oparta była na radosnej układance z plastiku, kamienia i betonu.Wszystko wyrastało bez ładu i składu, a ludzie, którzy po tym, pod tym i nad tym wędrowali, stanowili jeszcze barwniejszą mozaikę.Zwracałem na nich o wiele większą uwagę niż oni na mnie, a zatem wszystko było w porządku.Po chwili pojawił się przy mnie zmotoryzowany informer.Dałem mu kredyty i nabyłem gazetę, po czym wymieniłem jeszcze parę kredytów na tutejsze gildeny - bez dwóch zdań po złodziejskim kursie.Przynajmniej tak by się to nazywało, gdybym to ja programował tę maszynę.Wszystkie nowości okazały się trywialne i nieistotne.O wiele bardziej intrygujące wydawały się reklamy.Przejrzałem listę hoteli i porównałem proponowane wygody z cenami.I to właśnie sprawiło, że zacząłem jednocześnie pocić się i trząść.Przeraziłem się, wpadając niemal w panikę.Po miesiącu pobytu po tej stronie barykady, za którą okopało się prawo, zaczynałem najwyraźniej myśleć jak praworządny obywatel! Jakże łatwo człowiek traci nawyki całego życia.- Jesteś kryminalistą! - warknąłem przez zaciśnięte zęby i splunąłem na tabliczkę głoszącą: NIE PLUĆ, a uczyniłem to już z wyraźnym zadowoleniem.- Nienawidzisz prawa i szczęśliwie ci się żyje bez niego.Sam dla siebie jesteś prawem i jesteś do tego najuczciwszym człowiekiem w galaktyce.Nie łamiesz żadnych praw, ponieważ sam je tworzysz i zmieniasz, ilekroć masz ochotę.Wszystko to była święta prawda i pomyślałem o sobie z nienawiścią z racji tego zapomnienia.Ten krótki okres uczciwości, która dopadła mnie w Korpusie, omal nie zniszczył moich najlepszych antyspołecznych przyzwyczajeń.- Jesteś skurwysyn! - ryknąłem, doprowadzając w ten sposób do wyraźnego przerażenia przechodzącą akurat mimo dziewczynę.Aby utwierdzić ją w przekonaniu o sprawności jej aparatów słuchowych, wykrzywiłem się szkaradnie.Oddaliła się błyskawicznie.Ja też, tyle że w przeciwną stronę.Tak już lepiej - stwierdziłem w duchu i ruszyłem w poszukiwaniu możliwości czynienia zła.Musiałem odbudować swe wnętrze, nim zajmę się Angeliną! Nie potrzebowałem nawet szukać sposobności: sama szybko wpakowała się w ręce.W dziesięć minut znałem już mój cel.Co potrzebne miałem przy sobie, mogłem zatem przystąpić do dzieła nie zwlekając.Wybrałem odpowiedni zestaw rozmieszczając go po kieszeniach, torbę zaś ukryłem w przegródce na dworcu.To, co stanowiło mój pierwszy cel na Freibur, było jak sen.Trzy wyjścia, czterech strażników, rozkoszny tłum klientów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •