[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się teraz, przypominając sobie ów nudny wieczór, gdy skąpanyw słabym świetle świeczki dodawał ostatnie litery do gładko wypolerowanej ta-bliczki z talpejskiego łupku.Trzy tuziny jego ulubionych dłut i proszę! Gotowe.Osiem dni rytowania i segregowania, żeby stworzyć tysiąc słów, idealnie wyry-tych pogrubioną czcionką na głębokość ćwierci paznokcia.Uśmiechnął się sze-roko.To mogłaby być jego najlepsza płyta nagrobna, tyle że tu wszystkie literystanowiły lustrzane odbicie, a w prawym dolnym rogu znajdował się numer.Minął jakiś czas, zanim przyzwyczaił się do pisania od tyłu (najgorsze byłoS), ale tego wieczoru cztery miesiące od czasu, gdy poznał zawiłości lustrza-nego odbicia znaku & , nabył koncesję od wydawnictwa Strata i s-ka i wkroczyłw świat wydawców cóż, tego wieczoru pojął, że może wyrzezbić wszystko.Inicjały z przeplatanymi aniołami, marginesy z hasającymi cherubinami, ciągi se-rafinów.cokolwiek! Pozostało mu tylko włożyć tworzoną przez osiem dni płytędo prasy, pokryć ją białym atramentem i odbić na tak wielu arkuszach czarnegopergaminu, jak tylko było możliwe.Zadziwiało go, z jaką łatwością biel zmieniasię w litery na czarnej powierzchni.Gdyby tylko krócej trwało samo przygotowa-nie płyty.Z uśmiechem na ustach odepchnął stołek, wstał i miał zamiar zanieść swe25dzieło do prasy, kiedy wydarzyła się katastrofa.Znane są różne typy katastrof: trzęsienia ziemi, powodzie i tym podobne.Ta miała dziewięć lat i jaskrawoczerwoną koszulę nocną wepchniętą niedbalew majtki.Nadeszła od strony krokwi ze świstem, uczepiona liny, zgrabnie lądującna szczycie pobliskiego kredensu.Ryngraf zaczął krzyczeć, zanim jeszcze wibra-cje dotarły do kamiennej płyty i zrzuciły ją na podłogę, gdzie rozprysnęła się natysiące bezwartościowych kawałeczków, porywając ze sobą kolczugowy płaszczi zadając bolesny cios jednemu z palców u nogi Ryngrafa.Kurz opadł szybciej niż emocje ojca, który wykrzykiwał swą graniczącąz bluznierstwem tyradę.Potem mógł już radośnie uganiać się z siekierą w ręce po warsztacie, stara-jąc się dorwać pewną dziewięciolatkę.Ona jednak zdążyła wcześniej ukryć sięw swojej ulubionej szafce pod schodami.Prawie godzinę przekleństw pózniej Ryngraf z rwącym koszmarnie palcemi głową pokrytą szarym pyłem doszedł do wniosku, że resztki płyty nie pozbie-rają się same.Wziął szufelkę i szczotkę i zaatakował hałdę literek na podłodze.Zanim szczęka opadła mu ze zdziwienia, zdążył nabrać pół szufelki odłamków.Natchnienie znajdowało się o krok od niego.Ujrzał cztery małe kawałki, którejakimś cudem przyczepiły się do łokcia jego płaszcza.Przetarł oczy z niedowie-rzaniem i spojrzał ponownie.Wciąż tam tkwiły: cztery znaczki układające sięw pozdrowienie !jeH , co dla kogoś, kto spędził właśnie ponad tydzień, zajmu-jąc się wyłącznie rytowaniem ponad tysiąca słów w lustrzanym odbiciu, oznaczałoni mniej, ni więcej tylko Hej!.Drżąc na całym ciele, sięgnął i wyciągnął Hz oczka kolczugi, a następnie wepchnął je z powrotem.Gdy to samo robił z e ,spomiędzy jego warg wydobył się cichy jęk.Błyskawicznie usunął wykrzyknik,użył kilku innych liter i ułożył zwrot Hej tam!.Nałożył białego atramentu, przy-tknął do kolczugi skrawek pergaminu i tak oto stworzył pierwszy, niewielki na ra-zie, komplet czcionek.Tylko miesiąc (z którego trzy tygodnie Alea spędziła w su-kience, trzymając tatę za rękę) zajęło mu wykucie osiemnastu pełnych zestawówalfabetu i pocięcie płaszcza na kwadraty siatki. Zlecenie wykonane? warknął osobnik w czarnym płaszczu z nieskazitel-nie białym kołnierzem, otworzywszy z hukiem drzwi do warsztatu drukarskiegoi przerwawszy zadumę Ryngrafa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]