[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Twoje zdolności byłyby nieocenione na pustyni.Nikt tak jak ty nie potrafirobić wody z mózgu!Fisk był kompletnie zdezorientowany. Usiłujecie mi wmówić odezwał się, nerwowo szarpiąc opaskę że lu-dzie przestali kupować produkty ze skórek lemingów z powodu bezpodstawnych,wyssanych z palca plotek? Tak by się zdawało odparł Patafian. I że zaufanie do tych produktów legło w gruzach?Frundle i Patafian przytaknęli jednocześnie.Hekatomb zaczynał mieć dośćroztrząsania tego nieistotnego problemiku. I co z tego!? zagrzmiał. Ten cały żałosny plan był stratą czasu, samiprzyznajcie.Umyjmy ręce od tej kiepskiej sprawy! Nie możemy odpowiedział mu zafrasowany Frundle. Zaszliśmy zadaleko.Co niby powinniśmy zrobić? Wypuścić jeńców, mówiąc im przeprasza-my za niedogodności ? Czy ciebie, Eutanazjusza Hekatomba, zachwyca taka per-spektywa?Minister Bezpieczeństwa i Wojen musiał przyznać, że tym razem stary prykma rację. Być może się powtarzam zaczął król, przerywając zalegającą ciszę ale co mamy zamiar w tej sprawie zrobić?Patafian wzruszył żałośnie ramionami i odwrócił się w stronę lorda kancle-rza, który patrzył w pustkę.Hekatomb zabębnił palcami po stole i wlepił bojowespojrzenie w Fiska. Jakieś pomysły, Fisk? Kto, ja, sire? Tak, ty.Dlaczego ja, zastanawiał się szef Spraw Wewnętrznych, dlaczego właśnie ja? Bo to był twój kretyński pomysł! dodał król, miotając oczami błyska-wice.Fala paniki przetoczyła się przez umysł Fiska.Nagle poczuł się wyalienowany.Twarze podobne do jego własnej wydały mu się obce, wszyscy wpatrywali sięw niego.Czuł się jak zwierzę w klatce, bardzo małe zwierzątko w klatce, do którejklucz dzierżył stojący tuż obok lew. Cóż.ja.eee.tego. Jesteś nam bardzo pomocny warknął władca.Fisk rozglądał się w poszukiwaniu zródła inspiracji.158 Moglibyśmy.najechać ich spiżarnie.Skoro wykarmiali się, przebywającw Rhyngill, musi być tam wystarczająca ilość żywności. Uśmiechał się słabowe wszechogarniającej ciszy. Nie.aha.głupi pomysł.wymagający zbytdużej siły ludzkiej.ale ze mnie głuptas! Myślałeś, że to kupimy!? zaśmiał się Patafian. Chwileczkę.to jest to! krzyknął Fisk. Co jest to ? Dokładnie? Król jęknął, ukrywszy głowę w dłoniach. Myto! A dokładnie podatki!Frundle nadstawił uszu. Podatki! powtórzył Fisk. Płacą je swojemu królowi w postaci dzie-sięciny.Król ją odbiera i składuje w spichlerzach. Skąd wiesz? zaciekawił się Frundle.Fisk miał swoje metody i nie zamierzał ich zdradzać.Poklepał się po nosiedługim palcem w czarnej rękawicy. Ale jaki mamy pożytek ze składowanej w Rhyngill dziesięciny? spytałPatafian. Potrzebujemy tylko ciągnął rozentuzjazmowany Fisk jednego czło-wieka, który mógłby pracować na terenie obcego królestwa i mieć silną pozycjęna zamku Rhyngill, a wówczas to my będziemy śmiać się ostatni!Pozostali czterej zebrani popatrzyli po sobie w zamyśleniu, po czym przenie-śli wzrok na Fiska i, rzeczywiście, wybuchnęli gromkim śmiechem.Szef SprawWewnętrznych odniósł wrażenie, że powiedział coś, czego w swoim czasie będzieszczerze żałował.* * *Jeśli jeszcze raz powie: Ojej, ale z ciebie śliczna sowa! , urwę jej ucho! myślał Arbutus, wciąż uczepiony ramienia Cukinii.Nie jestem śliczny ! Do-stojny, wyniosły, przystojny.u licha, jest tyle innych słów! Dlaczego ona mu-si wciąż powtarzać śliczny ! Szczebiotanie dziewczynki szybko zaczęło działaćArbutusowi na nerwy. A więc to wasza sowa? spytała Cukinia.W małym tunelu prowadzącymdo zamku Rhyngill jej głos zabrzmiał głucho. Niedokładnie odparł Firkin. Opiekujemy się nim w czyimś imieniu. Niezbyt dobrze z tego, co widziałam oznajmiła dziewczynka bezczelnie. Odleciał.Czasami jest bardzo niegrzeczny.Arbutus zaskrzeczał coś pod nosem.159 Tak przypuszczam.Ale, ojej, on jest taaaki.słodziutki! zagruchałaCukinia.Blisko było, bliziuteńko, pomyślał Arbutus, już prawie straciła ucho. To nasz przyjaciel powiedział Beczka. Kto?Jasne, ona musi być w centrum zainteresowania, pomyślał Arbutus.Charakte-rystyczne. Właściciel Arbutusa.Właściciel! Phi! Cóż oni mogą o tym wiedzieć! Sowa tupnęła szponem ziry-towana. A gdzie on teraz jest? Szedł za nami. Wkrótce powinien tu być dorzucił Firkin. Tak jak mój ojciec powiedziała Cukinia, patrząc na Arbutusa. Niemogę się doczekać, aż mu cię pokażę!Otworzyła drzwi i weszła z przedpokoju do kuchni.Za nią podążyli Firkini Beczka.Obaj chłopcy stanęli jak wryci.Słowa kuchnia używali tak często i tak czę-sto je słyszeli, że dokładnie wiedzieli, co ono oznacza.8 Słowo to jednak nie wy-dawało się stosowne w odniesieniu do miejsca, w którym się znalezli.Było to zapewne największe pomieszczenie, jakie dotychczas w życiu widzie-li.Obie chaty, w których mieszkali, spokojnie dałoby się tu upchnąć w najmniej-szym z kątów.Wzdłuż jednej ze ścian ciągnął się wielki, czarny żelazny piec, naktórym grzało się kilka garnków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]