[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedząc, że Karol Francuskima pretendenta w swojej pieczy oraz że traktat pokojowy między Anglią i Francją jest pewnyi niczym nie zagrożony, mój mąż wysyła do Paryża swego wysłannika z poleceniemsprowadzenia chłopca na egzekucję i pochówek, przygląda się zaciąganiu do wielkiej salibożonarodzeniowej kłody, opłaca chórmistrza, zlecając skomponowanie nowej kolędy, wyprawiauczty i urządza przedstawienia, organizuje tańce i zamawia stroje dla wszystkich.Mnie obdarza belami jedwabi i aksamitów, po czym patrzy, jak szwaczki upinają na mymciele bogate materie.Każe lamować mi suknie złotogłowiem, srebrną nicią i futrami.Pragnie,abym lśniła od klejnotów i złotej koronki.Tego roku opływam w dostatki, a moje siostryi kuzynki otrzymują szaty skrojone na modłę tych uszytych dla mnie, dzięki czemu niewiastyz Domu Yorków brylują na dworze Tudorów.Odnoszę wrażenie, że mój mąż się zmienił.Henryka opuściła straszna niepewność, któranękała go nieprzerwanie w pierwszych latach naszego małżeństwa.Gdziekolwiek jest czy tow sali lekcyjnej Artura, przerywając zajęcia i ucząc pierworodnego gry w kości, czy tow komnacie dziecięcej, podrzucając małego Henryka wysoko na rękach, porywając małąMałgorzatę i wirując z nią w tańcu, póki ta nie zacznie piszczeć z uciechy, przyglądając się małejElżbiecie w kołysce bądz marnotrawiąc czas w mych komnatach, drocząc się z dworkamii śpiewając do wtóru melodii grajków nieustannie się uśmiecha, domaga rozrywek, zaśmiewaz niemądrych żartów.Witając się ze mną rano w kaplicy, najpierw składa pocałunek na mojej dłoni, a potemprzyciąga mnie bliżej i całuje prosto w usta, a w ciągu dnia przechadza się ze mną u boku,obejmując mnie ciasno w talii.Odwiedzając mą komnatę sypialną wieczorem, nie zasiada ponuryprzed kominkiem, by wylewać żale i dopatrywać się swej przyszłości w dogasających popiołach,lecz wpada roześmiany, trzymając w ręku dzban z winem, częstuje mnie napitkiem, po czymzanosi do łóżka, gdzie uprawia ze mną miłość jak nienasycony, zasypując pocałunkami każdykawałeczek mego ciała, skubiąc płatek ucha, cmokając w ramię i w brzuch, a w końcu wślizgującsię we mnie z westchnieniem, jakby moje łoże było jego najulubieńszym miejscem na świecie,a mój dotyk największą przyjemnością.Nareszcie czuje się wolny, czuje się młody.Do przeszłości należą długie lata wygnania,życia w ukryciu, strachu i niebezpieczeństw; Henryk zaczyna myśleć, że ma to, co mu sięod zawsze należało, i że wreszcie może się nacieszyć koroną, królestwem i kochającą małżonką.Jest pewien swego.Zdobył to wszystko i nikt mu już tego nie odbierze.Dzieci podchodzą doń coraz pewniejsze miłego przyjęcia.Ja przerzucam się z nimdowcipami, grywam w karty i kości, ogrywając do goła lub zdejmując kolczyki, kiedy podbijastawkę, co nieodmiennie doprowadza go do śmiechu.Lady Stanley nie przestaje regularnieodwiedzać kaplicy, ale nie modli się już z taką zaciekłością o bezpieczeństwo syna i nawetdziękuje Panu Bogu za błogosławieństwa, którymi go obdarzył.Jasper Tudor odpręża sięna wygodnym krześle i śmieje z figlów błazna, przestawszy przeczesywać komnatę bacznymspojrzeniem i doszukiwać się w każdym ciemnym kącie skrytobójcy z obnażonym sztyletem.Aż tu nagle dwa dni przed Bożym Narodzeniem drzwi mojej komnaty sypialnej uchylająsię z nieśmiałym skrzypieniem, a ja mam wrażenie, że cofnęliśmy się znów w przeszłość,w pierwsze lata po ślubie, i cała radość i swoboda, którymiśmy się ostatnio cieszyli, gdzieśwyparowały.Tym razem bowiem wraz z pojawieniem się Henryka nadchodzi towarzyszący muswego czasu nieustannie chłód i mrok.Przekracza próg, rzucając ostre słowo do sługi, który biegłza nim z dzbanem i kielichami. Nie trzeba nam tego! syczy, jakby wino było jakąś fanaberią, na którą nigdy nie miałochoty.Służący wzdryga się i umyka przed królewskim gniewem, zamykając drzwi bez jednegosłowa.Najjaśniejszy pan opada swym starym zwyczajem na krzesło przy kominku, a ja zbliżamsię do niego, czując narastającą we mnie obawę. Czy coś jest nie tak? pytam ostrożnie. Wszystko jest nie tak!Gdy milczy nadąsany, zajmuję miejsce na drugim krześle i czekam, na wypadek gdybyprzyszła mu ochota na rozmowę ze mną.Tymczasem obserwuję uważnie mężowskie oblicze.Henryk wygląda tak, jakby radość w nim umarła, zanim w pełni rozkwitła.Spojrzenie muzmatowiało, twarz poszarzała.Wydaje się wyczerpany, siny ze zmęczenia.Siedzi tak, jakby byłznacznie starszy, niż wskazuje metryka, trapiony cierpieniem, z napiętymi barkami i głowąwysuniętą do przodu, jak gdyby dzwigał wielkie brzemię.Przypomina mi okrutnie traktowanegokonia pociągowego.Gdy tak na niego patrzę, przykłada dłoń do oczu, jak gdyby blask ogniazanadto go raził w zderzeniu ze spowijającym jego wnętrze mrokiem.Niespodziewanie ogarniamnie współczucie dla niego. Mężu, co się stało? Powiedz, o co chodzi.Podnosi na mnie wzrok jakby zdziwiony moją obecnością, na co uświadamiam sobie,że jego zamyślenie było tak głębokie, iż znalazł się gdzieś daleko poza ścianami mej komnatysypialnej, być może usiłując wejrzeć za całkiem inne mury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]