[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy się oddalali, również nie zdążył wystarczająco szybko zaskrzeczeć.Murgenowi udało się pierwszemu wtrącić słowo.- Mam problem, Konował.- Mogaba mrugnął.Elastyczny facet, ten Mogaba, nie potrafił jednak przywyknąć do tego, że ktoś nazywał mnie inaczej niż kapitanem.- Co jest?- Nietoperze.Goblin parsknął.- Niemożliwe, karzełku.Nietoperze? Co z nietoperzami? - Chłopcy cały czas znajdują wszędzie martwe nietoperze.Zauważyłem kątem oka, że Pani nagle stała się bardziej uważna.- Nie nadążam za tobą.- Od czasu, kiedy się tu rozlokowaliśmy, znajdujemy każdego ranka martwe nietoperze.Nietoperze porozszarpywane, nie tylko martwe, leżące na ziemi.Są tylko tam, gdzie my, nie w całym mieście.Wymieniliśmy z Jednookim spojrzenia.Powiedział:- Wiem.Wiem.Jeszcze jedna robota dla starego, dobrego Jednookiego.W jaki sposób ten oddział w ogóle jest w stanie się poruszać, kiedy mnie nie ma w pobliżu?Nie wiem czy inni kupili to, czy nie.Były sprawy, których Jednooki i ja nie dzieliliśmy z każdym.- Jeszcze jakieś kłopoty?Nikt nie miał innych problemów, ale Murgen miał pytanie.- Będzie dobrze, jeżeli trochę popracujemy nad Łabędziem? Sprawdziłem ten lokal, który on ma.To jest miejsce, gdzie mogliby posiedzieć niektórzy nasi chłopcy.Możemy tam znaleźć coś interesującego.- Przynajmniej nie dacie mu spokoju.Dobry pomysł.Kilku z Nar też niech tam posiedzi.I popracuje nad tym Klingą.- On jest niezły - powiedział Otto.- A także najbardziej niebezpieczny, mogę się założyć.Jeden z tych facetów podobnych do Kruka zabije cię bez zmrużenia oka, a pięć minut później nie będzie nawet o tym pamiętał.- Musisz opowiedzieć mi więcej o tym Kruku - powiedział Mogaba.- Za każdym razem, kiedy o nim słyszę, wydaje mi się bardziej interesujący.Pani zastygła z widelcem w połowie drogi do ust.- Wszystko jest w Kronikach, poruczniku.- Najłagodniejsze upomnienie.Pomimo całego oddania sprawom Kompanii, Mogaba musiał jeszcze uczynić poważną próbę zbadania Kronik, które zostały zapisane po opuszczeniu Gea-Xle.- Oczywiście - odpowiedział, głosem doskonale poprawnym, ale oczy lśniły mu niczym stal.Pomiędzy nimi panował szczególny chłód.Przedtem wyczuwałem go jedynie do pewnego stopnia.Negatywna chemia.Żadne z nich nie miało powodu, by nie lubić drugiego.Albo może mieli.Ostatnio spędzałem więcej czasu z Mogaba niż z Panią.- To wszystko - powiedziałem.- Na dworze po następnej zmianie wart.Bądźcie gotowi.Większość kiwała głowami, wstając od stołu, ale Goblin został na miejscu, z nachmurzoną miną, zanim wreszcie podniósł się po chwili.Podejrzewał, że włączyłem go w skład wyprawy, aby utrzymywać z dala od kłopotów, kiedy nie będzie mnie w pobliżu.W sześćdziesięciu procentach miał rację.25.TAGLIOS: ZWIAD NA POŁUDNIESpróbujcie czasem zakraść się w jakieś miejsce na koniu od pługa.Zyskacie pewne pojęcie na temat kłopotów, jakie mieliśmy/ chcąc niezauważenie wyśliznąć się z miasta na tych potworach, które dała nam Pani.Zamęczyliśmy biednego Goblina do upadłego, zmuszając do działań maskujących.Kiedy opuszczaliśmy miasto, doszedłem do wniosku, że być może poszłoby nam równie dobrze, gdybyśmy wzięli powóz.A jednak nasz wyjazd nie był niepostrzeżony.Wrony stały na straży.Wychodziło na to, że przynajmniej jeden z tych przeklętych ptaków siedział na każdym drzewie i dachu, który mijaliśmy.Chociaż przemknęliśmy przez nie w pośpiechu, a w ciemnościach nie było zbyt dobrze widać, wiejskie tereny bezpośrednio na południe od Taglios wydawały się bogate i intensywnie uprawiane.Musiało tak być, aby zaopatrywać miasto tak ogromne - choć w nim samym widzieliśmy parki i ogrody, szczególnie w naszym sąsiedztwie.O dziwo taglianie nie jedli zbyt dużo mięsa, było to bowiem pożywienie, które samo mogło zawędrować na targ.Dwie z trzech wielkich rodzin religijnych zabroniły spożywania mięsa.Oprócz wszystkich pozostałych zdumiewających właściwości, nasze wielkie rumaki potrafiły również widzieć w nocy.Nie miały najmniejszych kłopotów z cwałowaniem tam, gdzie ja nie widziałem nawet na odległość wyciągniętej ręki.Świt złapał nas czterdzieści mil na południe od Taglios, nieludzko udręczonych jazdą w siodle.Wieśniacy, z otwartymi ustami, obserwowali jak pędziliśmy mimo.Łabędź opowiedział mi o najeździe Władców Cienia zeszłego lata.Dwukrotnie przecinaliśmy ślady walk, mijając zniszczone wioski.Każdą z nich mieszkańcy już zdążyli odbudować, ale w innym miejscu.Zatrzymaliśmy się w pobliżu drugiej.Wójt przyszedł, by nam się przyjrzeć, kiedy jedliśmy śniadanie.Nie znaleźliśmy wspólnego języka.Kiedy zrozumiał, że niczego w ten sposób nie wskóra, po prostu uśmiechnął się, uścisnął mi dłoń i odszedł.- Wie, kim jesteśmy - powiedział Goblin.- I ma o nas takie samo zdanie jak ludzie z miasta.- Uważa nas za dupków?- Nikt nie sądzi, że jesteśmy głupi, Konował - wtrąciła się Pani.- I być może na tym właśnie polega problem.Być może nie jesteśmy tak sprytni, jak im się wydaje.- Co powiedziałaś? - Rzuciłem kamieniem we wronę.Chybiłem.Obdarzyła mnie prześmiewczym spojrzeniem.- Sądzę, że masz rację, kiedy mówisz o zawiązanej tu zmowie milczenia.Ale, być może, oni nie ukrywają tak wiele, jak ci się wydaje.Może po prostu sądzą, że wiemy więcej niż wiemy w rzeczywistości.Sindawe, porucznik i drugi zastępca Mogaby, zgodził się z nią:- Czuję, że to może być sedno całej sprawy, kapitanie.Spędziłem dużo czasu na ulicach.Widziałem to w oczach wszystkich, którzy na mnie patrzyli.Uważali, iż jestem kimś więcej niż jestem.- Hej! Nie tylko patrzyli.Kiedy wychodziłem na ulicę, zaczynali tytułować mnie wszystkimi mianami, jakie im przy chodziły do głowy, wyjąwszy może imperatora.To było żenujące.- Ale mówić nie chcieli - powiedział Goblin, zaczynając się pakować.- Kłaniali się, uśmiechali, całowali tylne części twego ciała i oferowali wszystko prócz, być może, własnych dziewiczych córek, ale nie zamierzali powiedzieć nawet odrobiny, gdy przechodziłeś do konkretnych spraw.- Prawda jest śmiertelną bronią - oznajmiła Pani.- Dlatego też obawiają się jej książęta i księżniczki - dodałem.- Jeżeli jesteśmy czymś więcej niż wyglądamy, to czym, w ich opinii, mielibyśmy być?Odpowiedziała mi Pani:- Tym, czym była Kompania, kiedy przechodziła tędy, kierując się na północ.Sindawe zgodził się z nią.- Odpowiedź powinna być w zagubionych Kronikach.- Oczywiście.Ale one zginęły.Gdybym miał ze sobą swoje rzeczy, zarządziłbym przerwę w podróży, aby przejrzeć materiały, uzyskane w Świątyni Wytchnienia Podróżnego.Pierwszych kilka ksiąg zginęło gdzieś w tamtej okolicy.Żadna z nazw na moich mapach nie wywoływała w głowie alarmowych dzwonków.Żadna z tych, które pamiętałem, nie budziła najmniejszego echa wspomnień.Cho'n Delor stało się końcem historii, jeżeli można tak powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]