[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna uważnie wypatrywała smużek mgły i baczyła, by ich unikać.W końcu dotarli do środkowej części.Główna komnata również przypominała kształtem ściętą piramidę.Pośrodku, zamiast ołtarza, ustawiono fontannę.Woda tryskała tu z ust Zury, którą wyrzeźbiono z solidnego bloku białego onyksu.Przedstawiona jako morski elf Zura miała twarz, która mogłaby być uosobieniem czystej złośliwości.W oczy bogini wprawiono dwa błękitno-zielone jadeity.- Potrzebny mi jakiś dzban - powiedziała Vixa.- Obróć się, Gundabyrze.- Krasnolud wykonał pełny obrót dookoła osi.- Hej! Nie tak żwawo! Jeszcze raz, tylko wolniej.W ścianach nawy wykuto głębokie nisze.Ustawiono w nich amfory z białej glinki.Vixa wyciągnęła jedną z nich i przekonała się, że jest pusta.Mniejsza niż amfory qualinestyjskie, mogła pomieścić w sobie może kwartę płynu.Powinno to wystarczyć Naxosowi.Wylot amfory zamknięty był kamienną zatyczką, którą trzymała ta sama kleista pasta z wodorostów, jaką pieczętowano pojemniki z gnomim ogniem.Wokół szyjki upleciono uchwyt - również z wodorostów, tym razem suszonych.Gundabyr tymczasem zaniósł ją ponownie do fontanny.Korzystając z tego, że wokół nie było nikogo, rozsunął poły habitu i zaczerpnął tchu.Rozejrzał się przy okazji - jego wzrok padł na posąg bogini.Na widok onyksowej rzeźby, krasnolud szeroko rozdziawił swą brodatą gębę.- Mam nadzieję, że jej gdzieś tu nie spotkamy - sapnął z przejęciem.- Sza! Pochyl się, żebym mogła napełnić dzban!Krasnolud oparł dłonie na krawędzi basenu i pochylił się ku przodowi.Gdy Vixa zanurzała amforę w wodzie, Gundabyr zobaczył, co leżało na dnie basenu.Czaszki.Wiele czaszek.- Ehem.księżniczko, czy jesteś pewna, że to dobry pomysł? Spójrz na dno.Niewiele brakowało, a Vixa byłaby wypuściła amforę z dłoni.- Na Astrę! Skąd to się tu wzięło?- Może to jakieś ofiary? Albo.resztki tych, co napili się tej wody.Vixa wzdrygnęła się z odrazą.- Miejmy nadzieję, że Naxos wie, co robi - odpowiedziała, ponownie zanurzając dzban w wodzie.- Powiedział, żeby mu dostarczyć ten płyn, więc go dostanie.Zakorkowała amforę, rozsmarowała brązowy żel wokół zatyczki i podała naczynie Gundabyrowi.Krasnolud przełożył pleciony uchwyt przez ramię i poprawił szatę.Kilku przechodniów obrzuciło ich kosymi spojrzeniami, kiedy przecinali plac i opuszczali świątynny zaułek, ale nikt nie próbował ich zatrzymać.Przy spiralnej pochylni zrzucili szatę i Vixa ponownie odsłoniła ukryty wcześniej oszczep.Zeszli kilka poziomów niżej i okazało się, że dotarli w rejony przeznaczone dla najbogatszych i najbardziej wpływowych obywateli miasta.Domy były tu okazałe i stały w dużej odległości od siebie, teraz zaś cały poziom był niemal pusty.- Są tu i boczne zejścia - powiedziała Vixa, spiesząc przodem.- Jeśli będziemy schodzić w dół, trafimy w końcu do wody.Krasnolud lekko się zasapał, ale dzielnie trzymał w ramionach smukłą amforę.- Nie żebym się czepiał.ale woda jest chyba wszędzie wokół.choć może się mylę.Vixa zatrzymała się nagle, a jej twarz zapłonęła wstydem.- Masz rację! Przegoniłabym nas przez całe miasto tylko dlatego, żeby je opuścić tą samą drogą.- Ale mamy też prawdziwy problem, pani.- Jakiż to?- Wiem, że jeśli zmienisz się w delfina, możesz zatrzymać oddech choćby do południa.Ale mnie zabrakło tchu już na tych krętych schodach.Dziewczyna klepnęła się dłonią w czoło: - Potrzebna nam muszla z powietrzem!- Nie inaczej.Oboje szybko skryli się w zaułku pomiędzy dwoma pięknymi budynkami.Przez otwarte okna mogli widzieć poruszających się wewnątrz mieszkańców.Słyszeli też ciche dźwięki jakiejś muzyki.- Rozważmy sprawę logicznie - szepnęła Vixa.- Taka muszla to w końcu tylko pojemnik na powietrze.Nie ma sposobu, żeby któreś z nas umiało też określić, ile powietrza zawiera jedna muszla.Prawda?- Prawda.I co z tego wynika?- Pojemnik na powietrze.- powtórzyła Vixa, mówiąc jakby sama do siebie i patrząc gdzieś w dal.- Gundabyrze.- spytała nagle.- Ile razy w ciągu minuty nabierasz tchu w płuca?- Niech mnie powieszą, jeżeli wiem!Dziewczyna koniecznie chciała się tego dowiedzieć.Krasnolud zaczął więc oddychać normalnym tempem, a Vixa liczyła upływający czas.- Stop!- Trzydzieści jeden oddechów! - zameldował Gundabyr.- I co z tego?Powiedzmy, że będę potrzebowała czternaście., nie, liczmy lepiej piętnaście minut na dostanie się do pieczary Naxosa z tobą na grzbiecie.Potrzebujemy więc dla ciebie powietrza na - szybko porachowała, kreśląc liczby palcem na zakurzonej kamiennej płycie chodnika - czterysta sześćdziesiąt pięć oddechów!Dokonawszy tych obliczeń, wstała i poruszając się na palcach, ostrożnie przemknęła w głąb zaułka, aż ku jego ślepemu końcowi.Przedtem zdążyła wyjaśnić krasnoludowi, że zamierza poszukać beczułki lub jakiegoś wora - czegokolwiek dość pojemnego, by można było zamknąć w tym powietrze, które powinno wystarczyć na drogę do pieczary Naxosa.Gundabyr po prostu będzie łykał powietrze z pojemnika, tak jak podczas podmorskich robót czerpał je z muszli.Krasnolud wzniósł oczy do niewidocznego nieba.Koniec zaułka był zasypany rupieciami.Szybko znaleźli tu kilkanaście wypełnionych śmieciami worków.Jedne były z tkaniny wodorostowej, co czyniło je bezużytecznymi dla Vixy i krasnoluda, przepuszczały bowiem powietrze - inne jednak okazały się uszyte z rekiniej skóry.Vixa przerzuciła kilka z nich - aż znalazła taki, który miał odpowiedni rozmiar.Szybko opróżniła go ze śmieci.- Ten wystarczy - oznajmiła.Gundabyr spojrzał na worek dość podejrzliwie.Ponownie przekradli się ku ulicy.Na jej drugim końcu ujrzeli kilku mieszkańców grodu, nikt jednak nie zwrócił uwagi na dwoje przybyszów.Po przeciwnej stronie wzniesiono ścianę z różowego granitu, będącego budulcem, z jakiego wzniesiono zewnętrzną kopułę całego miasta.W ścianie tej nie dostrzegli żadnych łukowatych otworów, które widywali na wyższych poziomach.Szczęście odwróciło się od nich, co mocno denerwowało Vixę.Czas upływał, oni zaś nie znaleźli jeszcze drogi ucieczki.Martwiła się o Naxosa od chwili, w której ujęli ją żołnierze Coryphena.A jeśli już skonał i w zimnej jaskini znajdą tylko jego trupa?- Hej, księżniczko, tutaj!Stojący kilka kroków dalej krasnolud pokazywał schody wiodące na niższe poziomy.Oboje szybko zeszli w dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]