[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, ważne.Cały problem polega na tym, że mógł to zrobić każdy, dosłownie każdy.- Nie wierzę.- Wiem, że nie wierzysz.Nikt w to nie wierzy.Nikt nie pomyśli, że miejsce stażysty mógłby zająć ktoś inny.Powiem ci coś.W tej sali operacyjnej nikt nie mógłby wykonywać obowiązków pielęgniarki poza inną pielęgniarką, to samo jest z chirurgiem czy anestezjologiem.Ale ja? Mógłby mnie zastąpić każdy! Ktoś z ulicy; obojętnie kto.- Ale ty musisz się uczyć.- Trafiłaś w sedno.Stażysta przywiązany jest do jednej funkcji: odciągania brzegu rany.To się nazywa uczenie? To oszustwo i mistyfikacja.Po jednym dniu wiesz już wszystko na temat retraktorów i ich zastosowania.Nie potrzeba całego roku.Tyle jest do nauki, ale dlaczego w tak ślimaczym tempie? To jest cholerny wyzysk! Powinni zaangażować kogoś, kto by to robił.Stażysta musi wiązać węzły i przyglądać się pracy chirurga.- Czy umiesz już wiązać dobre węzły? - spytała.To mnie ostudziło.Pamiętam, jak jej mówiłem, że nie bardzo sobie z tym radzę.Odebrałem tę uwagę ze zniechęceniem.Oznaczało to, że nie udaje mi się przełamać bariery między nami i chyba nie ma co próbować.Mimo wszystko czułem się lepiej.To tak, jakby potwierdzała moje myśli.Powiedziałem, że nie, że nie umiem robić dobrych węzłów, ale nauczę się, jeśli mi dadzą szansę.Znów się do mnie przytuliła, rozbudzając moje podniecenie.Skończyło się to wszystko bieganiem po wodzie.Była taka ładna, tak pełna życia.Chciało mi się wrzeszczeć z radości.Całowaliśmy się i ściskaliśmy zawinięci w koc.Strasznie jej chciałem, wiedziałem, że będziemy się kochać.Ona też tego chciała.Czuła, że musi najpierw porozmawiać i powiedzieć mi coś o sobie, coś bardzo osobistego.Na przykład to, że miała już kogoś, ale okazał się nie w porządku, naprawdę jej nie kochał.Mówiła jeszcze przez jakieś pięć minut, powoli studząc mój zapał.Doszedłem do wniosku, że kochać się z nią nie byłoby teraz najlepszym pomysłem.Nie chciała tego przyjąć do wiadomości, żądała wyjaśnień.Rzeczywisty powód - moja wewnętrzna frustracja - nie zadowoliłby jej.Powiedziałem więc, że kochani połysk jej włosów i jej radość życia, ale nie wiem, czy ją już kocham.Trafiło to do niej ze znakomitym skutkiem.O mało nie wpłynęła na zmianę mojej decyzji.Gdy wracaliśmy, uprosiłem, by śpiewała Where Have All the Flowers Gone.Nareszcie poczułem spokój.- Myślisz, że nic dziś nie zrobiłeś, ale nie masz racji - powiedziała nagle, przysuwając się do mnie.- O czym mówisz? - zapytałem.- Uratowałeś życie pani Takura.Po prostu pomogłeś jej, nawet jeśli uważasz, że powinieneś robić coś innego.Musiałem się z tym zgodzić.Było to miłe.Dla pani Takura mógłbym stać i trzymać retraktor tygodniami.W szpitalu przebrałem się szybko w biały strój i popędziłem na intensywną terapię, żeby sprawdzić, jak ona się czuje.Łóżko było puste.Spojrzałem pytająco na pielęgniarkę, nie chcąc dopuścić najgorszej myśli.- Nie żyje.Zmarła godzinę temu.- Co? Pani Takura?- Nie żyje.Zmarła godzinę temu.Wróciłem do siebie, wszystkie myśli skłębiły się w jedno i przeistoczyły w łzy.Wypłukały cały bagaż przemyśleń.Zostało jedno.Ten dzień był paskudnym niewypałem, a akt miłości nie był żadną zapłatą.Wreszcie zasnąłem.Dzień 172NAGŁE WYPADKINauczyłem się odróżniać ten dźwięk.Gdzieś z oddali nieomylnie rozpoznawałem wysoki, wirujący, falujący odgłos, który uporczywie narastał, gdy zbliżało się jego źródło.Zegar pokazywał 9.15.Siedziałem za pulpitem w sali nagłych wypadków, czekając na rozwój dnia.Niektórzy, będący nawet bliżej karetki niż ja, nie słyszeli syreny, która mieszała się z hałasem ulicy.Inni, obawiający się chorób lub beztroscy, byli zadowoleni, gdy zagłuszał ją zgiełk samochodów, gwar rozmów czy radio.Stawała się czymś odległym, należała do kogoś innego.Ja natomiast słyszałem ją coraz bliżej, jej ton stawał się głośniejszy.Byłem stażystą wyznaczonym na salę nagłych wypadków - NW dla tych, którzy ją znali i kochali.Zakres moich obowiązków można by określić jako pełnienie funkcji komitetu powitalnego dla wszystkich, którzy tu napływali.Przybywali różni pacjenci - starzy i młodzi, cierpiący na bezsenność i depresję, czasami nawet chorzy i ranni.Tu właśnie pracowałem, często w ogromnym podnieceniu i zaaferowany; często jadłem i zdarzało mi się siedzieć.Prawie nigdy nie spałem, gdy czekałem na tę przerażającą karetkę.Syrena oznaczała kłopoty, a ja nie byłem do tego przygotowany, nawet nie myślałem, że kiedykolwiek to się zmieni.Byłem już tu ponad miesiąc, a łącznie na stażu prawie pół roku.Nadal jednak żyłem w ciągłym strachu.Bałem się, że nastąpi coś, z czym sobie nie poradzę i co spieprzę.Jak na ironię, właśnie wtedy, gdy już zaczynałem się pewniej czuć na sali operacyjnej i na normalnych oddziałach, znalazłem się w nowym miejscu, które wymagało całkowicie odmiennych działań.Co prawda mogłem liczyć na kilka świetnych, kompetentnych pielęgniarek, ale faktycznie zdany byłem na siebie, za wszystko ponosiłem pełną odpowiedzialność.W ciągu dnia, gdy w pobliżu byli jeszcze inni lekarze, nie było tak tragicznie, ale w nocy trzeba było czekać pięć, może dziesięć minut, aż ktoś się zjawi.Te minuty mogły być decydujące.Czasami wszystko zależało ode mnie.Sam system pracy na NW był inny - dwadzieścia cztery godziny dyżuru, dwadzieścia cztery godziny wolne.Wszystko było dobrze, dopóki nie robiło się tego przez pełny tydzień.Gdy zaczynało się tydzień roboczy o ósmej rano w niedzielę, to do ósmej w środę miało się już czterdzieści osiem przepracowanych godzin i zostawało kolejne czterdzieści osiem.W rezultacie po dwóch tygodniach cały ten misterny system zaczyna szwankować - pojawiają się bóle głowy, rozwolnienie, drgawki.Po wysiłku organizm potrzebuje snu, nie wytrzymuje pracy przez dwadzieścia cztery godziny.Większość organów, szczególnie gruczołów, musi odpocząć.Ich funkcjonowanie zmienia się w ciągu doby niezależnie od tego, czy się śpi, czy nie.Po szesnastu godzinach dyżuru gruczoły znajdują się w stanie podobnym do śpiączki, ale decyzje - niestety - nadal trzeba podejmować.W tym względzie nie ma różnicy między czwartą rano a południem.Życie może zawisnąć na włosku o każdej porze.Trudno zdobyć się na cierpliwość, wszystko jest walką, a najmniejsze przeciwności stają się przyczyną gniewu i zdenerwowania.Wydawało się, że syrena się przybliża.Nasłuchiwałem końca narastania poziomu dźwięku i osłabiania zjawiska Dopplera, co wskazywałoby na to, że karetka pędzi w kierunku jednego z małych szpitali w pobliżu.Tym razem nic z tego.Nie widziałem jej, ale po sygnale mogłem rozpoznać, że wjechała już na teren szpitala.W ciągu paru sekund podjechała tyłem do wejścia, a ja już tam byłem, żeby wykonać swą misję.Przez małą tylną szybę widziałem, jak załoga karetki chaotycznie wykonuje zabiegi reanimacyjne.Jeden z ratowników zajęty był masażem serca i uciskał mostek pacjenta, a drugi próbował bezskutecznie utrzymać maskę tlenową na jego twarzy.Gdy karetka się zatrzymała, szybko otworzyłem drzwi.Kilku przechodniów przystanęło i spojrzało na tę scenę.Dla nich wszystko było w porządku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]