[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przesunęliśmy się tylko odrobinę dalej, żeby móc otworzyć drzwi.Crask polecił nam wysiąść.Wysypaliśmy się na zewnątrz.Crask znów wycofał powóz w przejazd, tak że mogliśmy się teraz ukryć w cieniu.- To jest ten dom - Morley wskazał czteropiętrowy pionowy Prostokąt w głębi ulicy.To całe należy do Pięknisia.Wyburzył domy po obu stronach, żeby nikt nie mógł się do niego dostać, My dobierzemy się do niego tamtędy.- Cudownie.- W oknach na dwóch górnych piętrach wciąż paliło się światło.- Jesteś geniuszem.Budynki w Dzielnicy Wilkołaków są o pięćdziesiąt do stu lat starsze od ruder w Fishwife's Close.W wielu przypadkach jest to nawet widoczne.Zostały one jednak zbudowane z cegły i kamienia, a cytadela Pięknisia była w doskonałym stanie.Nie musiał wspierać się na sąsiadach, aby pozostać w pozycji pionowej.Pojawił się pierwszy, ledwie zauważalny promień świtu.Morley wyjaśnił:- Doris i Marsha wdrapią się na budynki po obu stronach.Spuszczą sznury.Ja, Crask, Jucha i Sierżant wejdziemy na ten bliższy.Reszta na drugi, a kiedy złapiemy wiatr w żagle.- monotonnym szeptem objaśniał plan.- To śmierdzi - wtrąciłem.- Chcesz wejść przez frontowe drzwi i wywalczyć drogę na górę?- Nie.Do licha, gdybym nie miał pytań, które muszę zadać, po prostu podpaliłbym parter.Ogień poszedłby w górę jak dym z komina.- Ale chcesz zadawać pytania.Gotów? No to w drogę.- Dorisa i Marshy już nie było.Nie czekali, aż zacznę wyrażać swoje protesty.Byliśmy już w pół drogi do celu, kiedy przez frontowe drzwi wyszedł jakiś mężczyzna.Ręce miał schowane w kieszeniach i wpatrywał się w ziemię.Był człowiekiem, nie wilkołakiem.Przeszedł około pięćdziesięciu stóp w naszym kierunku, zanim zorientował się, że nie jest sam.Zatrzymał się, spojrzał na nas i oczy wyszły mu na wierzch.- Bruno! - syknąłem.Okręcił się na pięcie i ruszył w stronę budynku.Brzęknęła kusza Sadlera.Jak na strzał z ręki, trafił doskonale.Chyba ugodził Bruna w lewe ramię.Facet zatoczył się na prawo i ruszył ulicą, koncentrując się na szybkości.- Zostawcie go.Zapolujemy na niego później! - zawołałem.- Zna parę odpowiedzi na moje pytania.Zanim dokończyłem, Crask wystrzelił grot, który rozszczepił kręgosłup Bruna o trzy cale poniżej karku.Sadler dosięgną! go w trzy sekundy później i przeciągnął wijące się jeszcze ciało w cień.- Serdeczne dzięki - warknąłem.Crask nawet nie zwrócił w moją stronę zabalsamowanej gęby.Doris i Marsha dotarli na dach - każdy swojej - konstrukcji.Zaczepili sznury i spuścili je.W domu Pięknisia światła powoli gasły.Saucerhead i ja staliśmy przy zwisającym sznurze.- Dasz radę? - zapytałem.- Garrett, martw się o siebie.Mnie już nic nie jest w stanie zatrzymać.- Zaczął się wspinać.Ja naciągałem sznur.Saucerhead gnał pod górę, jakby miał siedemnaście lat.Sadler szedł za nim nie z jedną, lecz dwoma kuszami przewieszonymi przez ramię.Następny był Kałuża.Garrett miał jak zwykle szczęście: nikt nie naciągał mu sznura.XXXII· Kiedy dotarłem na dach, stwierdziłem, że Marsha już przeskoczył na budynek Pięknisia.Saucerhead odwiązywał linę, którą groll mu odrzucił.Sadler stał oparty o komin, który przytrzymywał oba sznury i celował z jednej kuszy w okno na najwyższym piętrze.Przez okiennice wciąż przesączało się światło.Ciekaw byłem, czy lądowanie Marshy na dachu było słyszalne z dołu.Nie mogłem sobie jakoś wyobrazić, jak prawie dwie tony grolla harcującego nad głową Pięknisia mogłyby go nie ostrzec.Kałuża dołączył do Marshy.Odwiązał sznur, aby Marsha mógł go przeciągnąć, a sam przyjął znowu śmiercionośną pozycję.Marsha zwinął jeden koniec liny w uprząż dla mnie.Wchodząc w nią, zastanawiałem się, czy Piękniś i jego chłopcy doznali nagłego napadu głuchoty, czy może siedzą tam sobie, chichotać, i szykują nam jakąś malutką niespodziankę?Miałem się o tym przekonać bardzo szybko.Teraz było już dość jasno, bym mógł widzieć, jak Morley wchodzi w podobny kosz.Doris podciągnął go i przeniósł przez krawędź dachu.Wszechświat zawirował.Pod moimi stopami otwarła się przepaść.Obracałem się na końcu liny, zezując na Sadlera, który celował, jak na mój gust, o wiele za blisko.Marsha trzepnął mną o cegły, a potem przesunął mnie na tyle blisko, bym mógł zajrzeć przez szpary w okiennicy.W pierwszej chwili nic nie zobaczyłem.Żadnych śladów pułapki, żadnego ruchu, nic.Pusty pokój i nic więcej.Nagle ktoś bardzo paskudny wsadził gębę przez drzwi i powiedział coś do kogoś drugiego, kogo nie mogłem widzieć.Plecy tego drugiego kogoś błysnęły mi na chwilę, kiedy w ślad za tym paskudnym wychodził z pokoju.Po napięciu ramion widziałem, że jest poruszony.Zamachałem ręką.Saucerhead przywiązał linę do czegoś na dachu i zostawili mnie wiszącego.Raport z drugiej strony był chyba równie pomyślny.Marsha przechylił się przez rynnę i rąbnął pałą prosto w okiennicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]