[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą może mnie pan uważać za zainteresowanego w swoim majątku.Jestem narzeczonym pańskiej córki.Czarnkowski znów oczy szeroko otworzył.Zaczął wyjąkiwać:- Chociaż to się stało bez mojej wiedzy.Naraz zerwał się z miejsca, rzucił się Twardowskiemu na szyje i zaczął szlochać.Uspokoił się nareszcie i usiadł.Nagle zapytał:- To ona od pana ma pieniądze, którymi nas teraz ratuje?- Ode mnie.- A mówili, że pan nic nie ma!- Stryj mój nie strącił nic ze swego majątku i wszystko mi zostawił.Choć pan odbierze swoje, jestem od pana bogatszy.Wobec tego rozumie pan, że przyczyna mojego zainteresowania w pańskim majątku jest przede wszystkim Kulmer.Czarnkowski patrzył na przyszłego zięcia z coraz większym respektem.Jednocześnie rósł jego respekt dla córki, która sama sobie znalazła bogatego męża.Twardowski bogatszy był w jego oczach, dziesięciokrotnie mądrzejszym i poważniejszym człowiekiem niż przed chwilą i gdy ponownie z ust jego usłyszał, że majątek będzie odebrany, już nie wątpił, że to się stanie.- Wiec pan mówi - rzekł - że majątek będzie można odebrać?- Tak.Tylko pan mi musi pomóc.- W jaki sposób?.Twardowski zauważył strach, który przemknął po twarzy ojca Wandy.Widocznie bal się, czy nie będzie wysłany na walkę z Culmerem, dla którego respekt tkwił, jeżeli już nie w jego mózgu, to w nerwach.Postanowił go wiec uspokoić:- Chce panu oszczędzić spotkania z tym łotrem; dlatego musi pan dać plein pouvoir do działania w pańskim imieniu adwokatowi Osieckiemu.Niech się pan ubierze, pojedziemy do niego - on już na nas czeka.Ja tymczasem spróbuje zobaczyć moją narzeczoną.A niech pan pamięta, że to, co pan usłyszał ode mnie, musi tymczasem pozostać miedzy nami.Widział, że Czarnkowski doznał wielkiej ulgi.Ruszył się z jakąś nową energią.- Za kwadrans będę gotów.Niech pan idzie do pań.W salonie czekała Wanda.- Cos tak długo robił u tatka ? Myślałam, że nigdy nie skończycie.- Oświadczyłem mu się o twoja rękę i zostałem przyjęty.- To chodź teraz i oświadcz się mamusi.Wzięła go za rękę i poprowadziła.- A na kogo tatko tak krzyczał? - pytała po drodze.- Na mnie, że mu cię zabrałem bez jego wiedzy.- E, głupstwa gadasz.Ty sobie ciągle drwisz ze mnie.- Mamo, to jest mój narzeczony - zawołała wprowadzając go do pokoju matki.Pani Czarnkowska uśmiechnęła się przez łzy i wyciągnęła do niego rękę, oszczędzając mu ceremonii oświadczyn.Wkrótce zjawił się Czarnkowski i razem wyszli.U Osieckiego Czarnkowski podpisał plenipotencję wraz z upoważnieniem do odebrania aktów jego sprawy od adwokata, którego polecił mu Culmer.Ten dawniej prowadził jego sprawy, ale się zrzekł tego, kiedy zdecydował.się kupić jego majątek.Wróciwszy do domu, Twardowski kazał się połączyć z Culmerem.- Czego pan sobie życzy? - zapytał tamten tonem niegrzecznym.- Chcę być u pana jutro o dziesiątej rano.- Może pan chce, ale ja nie chcę pana widzieć - odrzekł mecenas, mając nadzieje, że Twardowski zdecydował się zaproponować pokój i że na ten wypadek lepiej przybrać role obrażonego, którego trzeba przebłagać.- W takim razie spotkamy się dopiero przed kratkami sadowymi.Pewność siebie w glosie Culmera zachwiała się.- Sadowymi? - zapytał.- W jakiej sprawie?- W sprawie Tugela River Go/od Co.Ltd.- W jakiej? Nie rozumiem.- Nie będę powtarzał; powiedziałem wyraźnie.W tej sprawie nie stanie pan jako adwokat, ale jako pozwany i oskarżony, bo to będzie także sprawa kama.- Ja z żadnymi kopalniami złota nie mam nic wspólnego.- Sam na własną rękę nie, ale w spółce z panami: Charles Culmer, James Stuart, sir Joseph Turner.- Panie, jak pan śmie mówić takie rzeczy i to jeszcze przez telefon?.- Chciałem mówić dyskretniej i być u pana.- To ja już wole czekać jutro.Tu jest jakieś nieporozumienie, które trzeba wyjaśnić.- O dziesiątej rano?- Dobrze.Mecenas Culmer miał znów noc bardzo niedobrą.Nie dawało mu zasnąć pytanie, na które nie miał odpowiedzi:- Co Twardowski może wiedzieć?.I w jakim celu on się miesza w tę sprawę?.Dla niego, człowieka tak szanowanego - pomimo ostatnich napaści w gazetach -tak znanego z nieskazitelności, samo już podniesienie tej sprawy jest niedopuszczalne.Niczego mu nie dowiodę; ale cóż z tego?.Samo oskarżenie jest już ciosem, który może całkiem zniszczyć jego pozycję.A jeżeli do Turnera dojdzie, że został skompromitowany via Warszawa, to znaczy przez Culmerów, skutki mogą być straszne.Turner, to potężny człowiek, jego wpływy sięgają daleko.Turner takiej rzeczy nigdy nie przebaczy.Jakim sposobem Twardowski doszedł do wymienienia tego nazwiska?.Kompromitacja Turnera byłaby klęską dla wielu ludzi, dla całej organizacji i sprawca jej poniósłby karę, o której Culmer wolał teraz nie myśleć.Culmer, w miarę, jak te myśli tłukły się po jego głowie, utwierdził się coraz bardziej w poczuciu, że Warszawa jest za ciasna dla takich dwóch ludzi, jak on i Twardowski.Ktoś musi ustąpić.On nie, bo imię Culmera za wiele znaczy i za wiele obejmuje.Jemu nie wolno dać się pobić i usunąć.A wiec?.Dawne myśli o potrzebie pozbycia się Twardowskiego wracały o wiele natrętniej.Teraz już nie ma ani chwili do stracenia, nie ma czasu na wybieranie sposobów i szukanie najlepszych, najpewniejszych narzędzi.Z nocy bezsennych rodzą się ciekawe myśli.Są one zazwyczaj mniej warte od tych, które przychodzą rano, po dobrze przespanej nocy; niemniej prowadzą czasami do wielkich postanowień, do postanowień rozpaczliwych.Rano mecenas zadzwonił wcześniej, niż zwykle, na Jakuba.Dziwny służący wszedł, uważnie przyglądając się panu, na którego twarzy była wypisana cała praca myśli cala męka bezsennej nocy.- Dziś - rzekł Culmer - przyjdzie tu o dziesiątej Twardowski.- Słyszałem to już wczoraj - odpowiedział Jakub tonem, w którym było mniej niż zwykle szacunku.- Ten człowiek stal się niemożliwy.- On już dawno jest niemożliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]