Home HomeHearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej ŒmierciKS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IVMoorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VIIMoorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom IIIMoorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalWinston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]Eddings Dav02 Mi sistema Aaron Nimzovich, 2009
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfr.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .W końcu popadł w stan półświadomości, w której myśli wędrują od sceny do sceny bezkontroli rozumu.Niezdolny był jednak uwolnić się od cierpienia.Przekonawszy się zeskoków jego myśli, że zaszedł ten właśnie wypadek, i wiedząc, że według wszelkiegoprawdopodobieństwa gorączka natychmiast się podniesie, opuściłem go, obiecując nie-szczęsnej żonie, że ponowię swoje odwiedziny następnego wieczora, a jeżeli zajdzie tegopotrzeba, będę czuwał nad chorym w nocy.Dotrzymałem obietnicy.Ostatnie 24 godziny sprowadziły straszliwą zmianę.Oczy, ol-brzymie, głęboko zapadłe, błyszczały tak, że trudno było wytrzymać ich spojrzenie.Wargimiał spieczone i popękane w wielu miejscach.Sucha skóra była rozpalona.W twarzy tegoczłowieka wyczytałem jakiś niesamowity wyraz strachu, zdradzający jeszcze wyrazniejpostępy choroby.Gorączka doszła do najwyższego stopnia.Siadłem na krześle, które zajmowałem poprzedniej nocy, i siedziałem przy nim długiegodziny, słuchając dzwięków, które trafić muszą do głębi serc najbardziej zatwardziałychludzi.Było to potworne bredzenie konającego.Z tego, co usłyszałem od felczera, wie-działem, że nie ma żadnej nadziei.Siedziałem przy łożu śmierci.Patrzyłem na schorzałekończyny, które przed kilkoma godzinami wykrzywiały się ku uciesze burzliwej galerii,wijące się w mękach gorączki, słyszałem ostry śmiech klowna poprzez charczenie konają-cego.Jest to moment wzruszający, gdy słyszy się, jak mózg czepia się zwykłych zajęć izdrowia, a ciało leży bezsilne i słabe.Ale gdy charakter owych zajęć jest najbardziej krań-cowym przeciwieństwem naszych pojęć o tym, co uważamy w życiu za uroczyste i po-ważne, natenczas wrażenie jest jeszcze potężniejsze.Teatr i karczma  oto główne tematymajaczeń nieszczęśliwego.Zdawało mu się, że jest wieczór; ma grać tej nocy; jest już póz-no, musi natychmiast wyjść z domu.Dlaczego go zatrzymują? I nie dają mu iść! Straci za-robek  musi iść! Nie! Nie! Nie puszczają go! Ukrył twarz w rozpalonych dłoniach i sła-bym głosem skarżył się na swoją słabość i na okrucieństwo swego otoczenia.Krótka pauza a potem wyrzucił z siebie kilka wierszydeł o podłych rymach; ostatnie, których się na-27 uczył.Podniósł się na łóżku, zmógł się w sobie i przybrał dziwaczną pozycję; był w te-atrze.Chwila milczenia, po czym szeptem zaczął śpiewać jakąś piosenkę.Jest znowu wswoim starym domu! Na koniec! Jak ciepło w tym pokoju! Był chory, bardzo chory, alejuż jest zdrów i bardzo szczęśliwy.Napełnić szklankę! Kto to odejmuje ją od warg?! Tensam prześladowca, który dokuczał mu przedtem.Znowu opadł na poduszki, jęcząc głośno.Krótki okres zapomnienia, i oto znowu wędruje przez szereg niskich, sklepionych izb  takniskich, że chwilami musi zginać ręce i nogi, żeby móc przejść.Ciemno tu było i ciasno, wktórąkolwiek stronę się zwrócił, wszędzie napotykał przeszkody.Roiło się tam od insek-tów  wstrętne, pełzające stworzenia z oczyma utkwionymi w niego, zdawało się, wypeł-niały powietrze  błyszczały groznie w nieprzepartym mroku.Zciany i sufit były jakbyżywe od ruszających się płazów.Sklepienie przybierało potworne rozmiary  straszne po-stacie uwijały się wszędzie  twarze ludzi, których znał, wykrzywione grymasem, migałymiędzy nimi.Przypiekały go rozpalonym żelazem, ściskały głowę sznurami, aż krew krze-pła.Wściekle walczył o życie.Po jednym z takich ataków (z trudem utrzymałem go na łóżku) popadł w stan, którywydawać się mógł snem.Zmęczony czuwaniem i mocowaniem się z nim, zamknąłem nachwilę oczy, gdy nagle uczułem, że ktoś schwycił mię za ramię.Zbudziłem się natych-miast.Uniósł się tak, że prawie siedział na łóżku.Twarz miał strasznie zmienioną, alewróciła mu przytomność  gdyż wyraznie poznał mnie.Dziecina, którą dawno już zbu-dziły jego jęki, podniosła się na swym posłaniu i biegła do ojca krzycząc ze strachu  mat-ka szybko pochwyciła ją w ramiona, bojąc się, że ojciec skrzywdzi ją w napadzie szału.Ale przerażona zmianą, jaka w nim zaszła, stanęła nieruchomo przy łóżku.Konwulsyjnieschwycił mię za ramię i dotknął ręką piersi.Rozpaczliwie próbował wydobyć z piersigłos.Nie mógł.Wyciągnął do nich ręce  i zrobił jeszcze jeden rozpaczliwy wysiłek.Charkot  błysk oczu  stłumiony jęk  i opadł z powrotem.nieżywy!Sprawiłoby nam najwyższą radość, gdybyśmy mogli zaprotokołować opinię pana Pic-kwicka o opowiedzianej przed chwilą anegdocie.Nie wątpimy, że moglibyśmy przedsta-wić tę opinię naszym czytelnikom, gdyby nie pewne nieszczęśliwe okoliczności.Pan Pickwick postawił na stół szklankę, której podczas ostatnich zdań opowiadania niewypuszczał z rąk.Pan Pickwick gotował właśnie swój wzniosły umysł do wypowiedzeniaw tej sprawie sądu i nawet otworzył już usta (o czym mamy wiadomości z notatek panaSnodgrassa), gdy garson wszedł do pokoju i powiedział: Panie, przybyło tu kilku panów.Pan Pickwick surowo spojrzał na garsona, a potem po całym towarzystwie, jakby za-pytując, kto by to mógł przyjść. O!  zawołał pan Winkle, wstając  to moi przyjaciele, proś, niech wejdą.A gdy garson oddalił się, rzekł: Bardzo przyjemni ludzie, oficerowie z 97 pułku, z którymi zaznajomił mnie dośćszczególny traf.Pewny jestem, że będą się podobać nam wszystkim.Pogoda powróciła na twarz pana Pickwicka.Garson wprowadził do pokoju trzech gen-tlemanów i pan Winkle począł ich przedstawiać. Porucznik Tappleton; pan Pickwick  doktor Payne; pan Pickwick.Panowie znająjuż mego przyjaciela, pana Snodgrassa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •