[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.to wszystko zachwiało się, a potem z dzikim rykiem zarwało pod sobą podłogę.Bezkształtna masa zniknęła z pola widzenia, pozostawiając morskie resztki rozrzucone po całej sali.Z czegoś, co wyglądało jak nozdrza, wyleciały jeszcze w górę obłoki pary.Ale Glimmung zniknął.Tak jak przewidziała Mali, jego waga była zbyt wielka.Glimmung znajdował się teraz w piwnicy hotelu, dziesięć pięter pod nimi.Wstrząśnięty Harper Baldwin przemówił do mikrofonu:- Wi.widocznie będziemy musieli zejść na dół, by z nim porozmawiać.Podbiegło do niego kilka stworzeń, których z uwagą wysłuchał, a potem wyprostował się i dodał:- Wydaje mi się, że jest raczej w piwnicy niż piętro niżej.On.- tu wykonał gwałtowny gest - bez wątpienia zleciał na sam dół.- Wiedziałam, że tak się to skończy, jeśli będzie próbował się tu dostać.Cóż, musimy z nim dyskutować w piwnicy - powiedziała Mali i wstała na równe nogi, a za nią Joe.Dołączyli do zbierającego się przy windach tłumu.Joe powiedział:- Powinien był jednak przybyć jako albatros.Rozdział dziewiątyGdy dotarli do piwnicy, Glimmung przywitał ich serdecznie:- Nie będziecie potrzebowali urządzeń tłumaczących - poinformował.- Do każdego będę się zwracał telepatycznie w jego własnym języku.Wypełniał niemal całą piwnicę, więc musieli pozostać w windach.Teraz zrobił się bardziej zwarty, skondensowany, ale nadal był olbrzymi.Joe wziął głęboki, uspokajający oddech i powiedział:- Czy pokryje pan straty hotelu, powstałe w wyniku wyrządzonych szkód?- Mój czek - odparł Glimmung - nadejdzie jutro poranną pocztą.- Pan Fernwright oczywiście żartował - nerwowo wtrącił Harper Baldwin - na temat zadośćuczynienia hotelowi.- Żartował? - oburzył się Joe.- Na temat zarwania dziesięciu pięter w dwunastopiętrowym budynku? Skąd wiemy, czy nie zginęli jacyś ludzie? Może być stu zabitych i dwa razy tylu rannych.- Och, nie - zapewnił Glimmung.- Nikogo nie zabiłem.Ale pańskie zarzuty są słuszne, panie Fern-wright.Joe czuł w swym mózgu niepokojącą obecność Glim-munga.Tamten podróżował w tę i z powrotem po zakątkach jego umysłu.Czego mógł szukać, zastanawiał się Joe.I natychmiast w jego umyśle pojawiła się odpowiedź:- Interesuje mnie pańska reakcja na Księgę Ka-lendów - powiedział Glimmung.Potem zaś przemówił do wszystkich: - Z ogółu zebranych tylko panna Yojez wiedziała o Księdze.Resztę z was będę musiał zbadać.To zajmie chwilkę.Glimmung opuścił umysł Joego.Zabrał się za pozostałych.Odwróciwszy się, Mali powiedziała:- Zamierzam zadać mu pytanie.Teraz i ona wzięła głęboki, uspokajający oddech.- Glimmung - powiedziała ostro - powiedz mi tylko jedno.Czy masz wkrótce umrzeć?Wielka bryła drgnęła, a macki poruszyły się nerwowo:- Czy tak jest zapisane w Księdze Kalendów? - zapytał Glimmung.- Nie.A byłoby, gdybym miał umrzeć.- A zatem Księga jest nieomylna - stwierdziła Mali.- Nie masz powodu, by sądzić, że jestem bliski śmierci - dodał Glimmung.- Żadnego - powiedziała Mali.- Zadałam to pytanie, by się w czymś utwierdzić.Teraz już wiem.- Gdy jestem załamany - ciągnął Glimmung - zaczynam rozmyślać o Księdze Kalendów i wydaje mi się, iż ich przewidywania co do porażki Podniesienia są słuszne.A zatem wyglądałoby na to, że niczego nie mogę dokonać.Katedra pozostanie wiecznie na dnie Marę Nostrum.- Ale dzieje się tak tylko, gdy nie masz energii - zauważył Joe.- Każda istota żyjąca - mówił Glimmung - przechodzi okresy ekspansji i okresy regresji.Mój rytm życia jest podobny do waszych.Jestem okazalszy, starszy, mogę robić rzeczy, których nawet wspólnie nie bylibyście w stanie dokonać.Ale są momenty, gdy słońce zachodzi; jak zapadanie zmroku przed nocą.Pojawiają się małe światełka, lecz są one daleko ode mnie.Tam, gdzie mam swe leże, brak jakiegokolwiek światła.Mógłbym oczywiście stworzyć wokół siebie życie, światło, aktywność, ale byłyby one jedynie przedłużeniem mnie samego.Rzecz jasna to wszystko zmieniło się wraz z waszym przybyciem.Grupa znajdująca się tu dzisiaj jest grupą docelową: panna Mali Yojez, pan Fernwright i pan Baldwin oraz przybyli z nimi są ostatnimi, na których czekałem.Zastanawiam się, pomyślał Joe, czy kiedyś opuścimy tę planetę.Pomyślał o Ziemi i swoim życiu, pomyślał o Grze i o swoim pokoju z martwym, czarnym oknem, pomyślał o zabawnych rządowych pieniądzach, które dostawał pocztową tubą.Pomyślał o Kate.Już do niej nie będę dzwonił, przyszło mu do głowy.Z jakiegoś powodu jestem tego pewien.Prawdopodobnie ze względu na Mali.Albo raczej ze względu na całą tę sytuację.Glimmunga i Podniesienie.A przebijający podłogę Glimmung, lecący przez wszystkie piętra i lądujący w piwnicy? Zdał sobie sprawę, że to coś znaczy.I jeszcze coś zrozumiał.Glimmung znał swoją wagę.Jak powiedziała Mali, nie utrzymałaby go żadna podłoga.Glimmung zrobił to celowo.Chciał byśmy się go nie bali, pomyślał Joe.A może, gdy w końcu zobaczyliśmy jaki jest naprawdę, powinniśmy się go bać.Bardziej niż przedtem.Niż przed całym tym zajściem.- Bać się mnie? - nadpłynęła myśl Glimmunga.- Bać się całego tego Przedsięwzięcia - powiedział Joe.- Ono daje niewielką szansę sukcesu.- Ma pan rację - oznajmił Glimmung.- Rozmawiamy tu o szansach, o możliwościach.Możliwościach statystycznych.Może się uda, może nie.Nie mam pewności, co przyniesie przyszłość, ani ja, ani ktokolwiek inny, łącznie z Kalendami.Oto podstawa mojego stanowiska.Mój punkt wyjścia.- Ale próbować bez skutku.- zaczął Joe.- Czy to takie straszne? - przerwał mu Glimmung.- A teraz opowiem wam trochę o was samych, o waszych atutach, o wspólnej sile.Porażki spotykały was tak często, że zaczęliście się ich obawiać.Tak też myślałem, no i tak też jest, pomyślał Joe.- Oto co próbuję zrobić - mówił Glimmung.- Próbuję dociec, jaką posiadam moc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]