[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli nie, zamknij się i nie próbuj mnie straszyć, bo mnie nie można już niczym przestraszyć.Muszę porozmawiać z Milvą Barring i zrobię to, czy ci się to podoba, czy nie.Zostań, Jaskier.Driada opuściła głowę.Łuk też.Z oparu wyłoniło się dziewięć koni i Jaskier zobaczył, że rzeczywiście tylko sześć niosło jeźdźców.Dostrzegł sylwetki driad wyłaniających się z zarośli i idących na spotkanie.Zauważył, że trzem konnym trzeba było pomóc zsiąść z wierzchowców i że trzeba było ich podtrzymywać, by byli w stanie iść w stronę zbawczych drzew Brokilonu.Inne driady jak duchy przemknęły przez wiatrołom i stok, zniknęły we mgle nad Wstążką.Z przeciwległego brzegu rozległ się krzyk, rżenie koni, plusk wody.Poecie wydało się też, że słyszy świst strzał.Ale nie był pewien.- Ścigali ich.- mruknął.Fauve odwróciła się, zaciskając dłoń na łęczysku.- Ty śpiewaj taką pieśń, taedh - warknęła.- N'te shaent a'minne, nie o Ettariel.Kochanie, nie.Nie czas.Teraz czas zabijać, tak.Taka pieśń, tak!- Ja - bąknął - nie jestem winien temu, co się dzieje.Driada milczała przez chwilę, patrząc w bok.- Ja też nie - powiedziała i szybko odeszła w gąszcz.Wiedźmin wrócił, nim minęła godzina.Prowadził dwa osiodłane konie - Pegaza i gniadą klacz.Czaprak klaczy nosił ślady krwi.- To koń elfów, prawda? Tych, którzy przeszli rzekę?- Tak - odrzekł Geralt.Twarz i głos miał zmienione i obce.- To klacz elfów.Chwilowo jednak posłuży mnie.A gdy będę miał okazję, wymienię ją na konia, który umie nieść rannego, a gdy ranny spadnie, zostaje przy nim.Tej klaczy tego najwyraźniej nie nauczono.- Odjeżdżamy stąd?- Ty odjeżdżasz - wiedźmin rzucił poecie wodze Pegaza.- Bywaj, Jaskier.Driady odprowadzą cię ze dwie mile w górę rzeki, żebyś nie wpadł na żołdaków z Brugge, którzy pewnie wciąż kręcą się na tamtym brzegu.- A ty? Zostajesz tu?- Nie.Nie zostaję.- Dowiedziałeś się czegoś.Od Wiewiórek.Dowiedziałeś się o Ciri, tak?- Bywaj, Jaskier.- Geralt.Posłuchaj mnie.- Czego mam słuchać? - krzyknął wiedźmin i zająknął się nagle.- Ja jej przecież.Nie mogę jej przecież zostawić na pastwę losu.Ona jest zupełnie sama.Ona nie może być sama, Jaskier.Nie zrozumiesz tego.Nikt tego nie zrozumie, ale ja to wiem.Jeśli ona będzie samotna, stanie się z nią to samo co kiedyś.To, co kiedyś stało się ze mną.Nie zrozumiesz tego.- Rozumiem.I dlatego jadę z tobą.- Zwariowałeś.Czy wiesz, dokąd się wybieram?- Wiem.Geralt, ja.Ja nie powiedziałem ci wszystkiego.Jestem.Czuję się winny.Nie uczyniłem niczego, nie wiedziałem, co należy uczynić.Ale teraz wiem.Chcę jechać z tobą.Chcę ci towarzyszyć.Nie powiedziałem ci.o Ciri, o plotkach, które krążą.Spotkałem znajomych z Koviru, a ci z kolei słyszeli relację posłów, którzy wrócili z Nilfgaardu.Domyślam się, że te plotki mogły dotrzeć nawet do Wiewiórek.Że już wszystko wiesz od tych elfów, którzy przeszli Wstążkę.Ale pozwól.bym to ja.Bym to ja ci opowiedział.Wiedźmin milczał długo, bezbronnie opuściwszy ręce.- Wskakuj na siodło - powiedział wreszcie zmienionym głosem.- Opowiesz mi w drodze.* * *Tego ranka w pałacu Loc Grim, letniej rezydencji imperatora, panowało niezwykłe poruszenie.Tym bardziej niezwykłe, że wszelkie poruszenia, wzruszenia i ożywienia absolutnie nie leżały w zwyczaju nilfgaardzkiej szlachty, a okazywanie niepokoju lub podniecenia uważano za objaw niedojrzałości.Podobne zachowanie traktowane było wśród nilfgaardzkich wielmożów tak nagannie i pogardliwie, że okazywania ożywienia czy podniecenia wstydziła się nawet niedojrzała młodzież, od której wszakże mało kto oczekiwał przyzwoitego zachowania.Tego ranka w Loc Grim nie było jednak młodzieży.W Loc Grim młodzież nie miała czego szukać.Olbrzymią salę tronową pałacu zapełniali poważni i surowi arystokraci, rycerze i dworacy, wszyscy jak jeden mąż odziani w ceremonialną dworską czerń, ożywioną jedynie bielą kryz i mankietów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]