[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie istniaÅ‚ dla niej.Taka moda - siaka moda, to nie miaÅ‚oznaczenia.Toteż strój jej czÄ™sto budziÅ‚ zdziwienie.Konsjerżka, sÄ…siedzi okazywali zaciekawienie, aletylko na poczÄ…tku, kiedy siÄ™ wprowadziÅ‚a.Paryż nie reaguje na żadne dziwactwa.Z biegiem czasuprzyzwyczaili siÄ™, że malarka żyje jeszcze w XIX wieku i jako rekwizyt z minionej epoki należy jÄ…zaakceptowad, tym bardziej że jest paniÄ… szlachetnÄ…, podobno znakomitÄ… malarkÄ…, osobÄ… dobrÄ…i miÅ‚Ä….Pani Olga bowiem nie zmieniaÅ‚a nigdy ani fasonu, ani stylu swojego ubrania.Czarna suknia do samejziemi, wciÄ™ta w pasie, z koÅ‚nierzykiem na fiszbinach, postiche114 dookoÅ‚a gÅ‚owy.RÄ™kawy bufiasteu ramion, zwężajÄ…ce siÄ™ ku dÅ‚oniom.Nie malowaÅ‚a siÄ™ ani nie pudrowaÅ‚a.Z siostrÄ… IziÄ… i jej ratlerem -przynajmniej w te dni, gdy siÄ™ u nich zjawiaÅ‚am - byÅ‚a przeważnie pokłócona.Pani Olga obÅ‚askawiÅ‚aswoje ukochane myszki i na jej przymilne proÅ›by wychodziÅ‚y z kÄ…cików, spod mebli, a nawet, jak misiÄ™ zdawaÅ‚o, spod posadzki.PrzemawiaÅ‚a do nich półgÅ‚osem z wielkÄ… czuÅ‚oÅ›ciÄ…: - Mes petites souris -moje maleokie myszeczki - moje kochane maleostwa - mamusia kupiÅ‚a dobre biszkopciki - my lubimydobre biszkopciki - mamusia pokroiÅ‚a sÅ‚oninkÄ™ - my bardzo lubimy sÅ‚oninkÄ™ - kochane, bielutkie,najmilsze pieszczoszki.SiedziaÅ‚am w fotelu, podÅ‚ożywszy pod siebie nogi, podkulaÅ‚am je, przykrywajÄ…c dokÅ‚adnie sukienkÄ….Nie czuÅ‚am sympatii do pieszczoszek.MiaÅ‚y goÅ‚e, różowe ogony, mrowiÅ‚y siÄ™ w oczach i jak na mójgust miaÅ‚y za prÄ™dkie ruchy.Pani Izia z kanapy pÅ‚aczliwym gÅ‚osem prosiÅ‚a:- BÅ‚agam ciÄ™, już szeÅ›d razy dzisiaj dawaÅ‚aÅ› im jeÅ›d, przecież mój biedny anioÅ‚ek (ratlerek z fluksjÄ…leżący na jej kolanach) przy tym bólu zÄ™bów nie może na nie patrzed, widzisz, zamyka oczki.Och, mójskarb jedyny, dzisiaj nie tylko nie zjadÅ‚ kotlecika, ale nawet nie przeÅ‚knÄ…Å‚ Å‚yżeczki mleka.Oparte o Å›ciany, na sztalugach, na krzesÅ‚ach, na piÄ™knej rzezbionej skrzyni - wszÄ™dzie staÅ‚y obrazy OlgiBoznaoskiej.Portret starszej pani, portret dwóch maÅ‚ych dziewczynek, pejzaż jesienny parku, ulicei place Paryża - gobelinowe, w przytÅ‚umionych szarych tonach, owiane mgÅ‚Ä…, zachwycajÄ…ce, jedynew swoich barwach.Kergur powiedziaÅ‚ mi kiedyÅ›, że pani Olga kochaÅ‚a Solskiego.byÅ‚ to ponoddramat jej życia.WyjechaÅ‚a z Polski i od tamtej pory trwa ta jej walka z czasem.Myszki jadÅ‚y pokruszone biszkopty, podchodziÅ‚y do samych nóg pani Olgi, a niektóre wdrapywaÅ‚y siÄ™po jej dÅ‚ugiej spódnicy na rÄ™ce.- Widzi pani, jakim cieszÄ™ siÄ™ u nich zaufaniem? - Ratler warczaÅ‚ cicho, ale przejmujÄ…co.- Kochanie - zbolaÅ‚ym gÅ‚osem znowu przemówiÅ‚a pani Iza - żebyÅ› nie zapomniaÅ‚a.czy jest dosydkawy, czy mamy dosyd wina, przecież pan Zurbaran zapowiedziaÅ‚ siÄ™ na dzisiaj.Coraz wiÄ™cej myszy przybywaÅ‚o.może mieszkaÅ‚y w sÄ…siednich domach?- To ty powinnaÅ› siÄ™ zajÄ…d przyjÄ™ciem, ja caÅ‚e przedpoÅ‚udnie malowaÅ‚am.miaÅ‚am dobre Å›wiatÅ‚oi czuÅ‚am siÄ™ lepiej.Iziu, ty siÄ™ za bardzo przejmujesz zdrowiem swego pupilka.Trzy myszy przycupnęły tuż przy nogach mojego fotela.No cóż, wstydzÄ™ siÄ™, ale.ale ja bojÄ™ siÄ™myszy.może nie tyle bojÄ™, co brzydzÄ™.DotkniÄ™cie tych stworzeo przeraża mnie.- Pani Olgo, ja muszÄ™ już iÅ›d.niech im pani każe siÄ™ schowad.tak mnie nogi bolÄ….Jerzy czeka natarasie Café de la Paix - przyjechaÅ‚ jego kolega z Warszawy.Jerzy zaprosiÅ‚ go na kolacjÄ™.- Dobrze, dobrze, zaraz sobie pójdÄ…, one dzisiaj majÄ… dobry apetyt.A jak siÄ™ nazywa kolega?- Nazywa siÄ™ Bohdan Pniewski, jest też architektem jak Jerzy.114Przypinane wÅ‚osy.- Pniewski? Pniewski? - westchnęła.- Ach, ta mÅ‚oda generacja, czÅ‚owiek już nikogo wÅ›ród nich niezna.Przecież to smarkacze ledwie odroÅ›li od ziemi.Dlatego nie chcÄ™ jechad do Krakowa ani doWarszawy.wszÄ™dzie nowi ludzie.Najlepiej tu, w moim quartier, znam wszystkich i oni mnie znajÄ….ObróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™tach dookoÅ‚a, spódnice jej frunęły - na ten znak myszy rozbiegÅ‚y siÄ™ i pochowaÅ‚y ponorach.Z trudem rozprostowaÅ‚am nogi, nie tylko zdrÄ™twiaÅ‚y i bolaÅ‚y, ale miaÅ‚am wrażenie, że jużnigdy nie bÄ™dÄ™ mogÅ‚a chodzid.Opuszczone na podÅ‚ogÄ™ powoli wracaÅ‚y do normalnego stanu.Wduchu przysiÄ™gÅ‚am sobie ograniczyd odwiedziny u Boznaoskiej - za dużo miaÅ‚a tych ukochanychmyszek.Na dworcu Montparnasse zeszÅ‚am w gÅ‚Ä…b tunelu, wykupiÅ‚am bilet w kierunku Opery. Dubo.Dubon& Dubonnet. - niosÅ‚a siÄ™ pieÅ›o metra paryskiego.CiemnoÅ›d - Å›wiatÅ‚a nowej stacji -ciemnoÅ›d - znowu Å›wiatÅ‚a.WychyniÄ™ci z ciemnoÅ›ci, pÄ™dzimy z Å‚oskotem, szumem i haÅ‚asem nanadziemnym odcinku.Z okien metra widzimy niebieski, zasnuty dymem, zamglony Paryż. Dubo.Dubon.Dubonnet. - mam na czubku jÄ™zyka smak aperitifu, a w uszach stale ten samrefren.ObwolutÄ™ projektowaÅ‚Å‚ wg portretu M.Kislinga JAN SZANCENBACHRedaktor WIESAAWA OTTO-WEISSOWAPrinted in Poland Wydawnictwo Literackie, Kraków 1970 NakÅ‚ad 10 000 + 283 egz.Ark.wyd.14,7 Ark druk.18 + 1,5 ark.ilustracji Papierdruk.mat.kl.III, 82 X 104 cm, 70 g Oddano do skÅ‚adania 23 V 1969 r.Podpisano do druku 12 II 1970 Druk ukooczono w marcu 1970 Zam.nr373/69 A-71-1700 Cena zÅ‚ 22.- Drukarnia Wydawnicza, Kraków Wadowicka 8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]