[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może tylko chwilowo, ale wytrzymała.Christine zbliżała się błyskawicznie, pozostawiając za sobą na dywanie śnieżny odcisk swoich opon.Wreszcie uderzyła w podstawę schodów.Potworne pchnięcie cisnęło Willa na ścianę, inhalator wysunął mu się ze zmartwiałych palców i potoczył w dół po resztkach schodów, by znieruchomieć na podłodze pokoju.Christine cofnęła się pod przeciwną ścianę, uderzając tyłem w telewizor.Nastąpiła implozja.Zaraz potem ponownie zaatakowała podstawę schodów, miażdżąc deski i odrywając ogromne połacie tynku.Will czuł wyraźnie, jak drewniana konstrukcja chwieje mu się pod nogami.Przez chwilę odniósł okropne wrażenie, że spada wraz z nią na dół.Christine znalazła się tuż pod nim; mógł zajrzeć w zarzyganą olejem czeluść przedziału silnikowego, poczuł na twarzy buchający stamtąd żar.Zaraz potem cofnęła się, a on popełzł w górę po schodach, łapiąc powietrze szeroko otwartymi ustami, próbując za wszelką cenę rozluźnić tłustą obręcz ściskającą mu gardło i uniemożliwiającą zaczerpnięcie oddechu.Dotarł na piętro na ułamek sekundy przed tym, jak Christine walnęła po raz kolejny w schody, zamieniając je niemal do połowy wysokości w bezkształtne rumowisko połamanych desek.Jakaś długa szczapa wpadła do silnika i dostała się do wentylatora, który błyskawicznie zamienił ją w garść trocin.W całym domu czuć było smród benzyny i gazów spalinowych, Willowi zaś huczało w uszach od bezlitosnego ryku potężnego silnika.Christine wycofała się znowu, zwijając tylnymi kołami dywan w grube fałdy.Na strych - pomyślał Will.Na strych.Tak, tam będę bezpieczny.Tam na pewno.o Boże.o Boże.BOŻE.Ostatni atak bólu nadszedł nagle i zupełnie niespodziewanie.Zupełnie jakby ktoś wbił mu w serce lodowy sopel.Lewe ramię Darnella zwisło bezwładnie.Nadal nie mógł złapać powietrza; jego pierś wznosiła się i opadała w bezsensownych spazmach.Zatoczył się do tyłu, przez ułamek sekundy zachwiał nad przepaścią, po czym runął w dół, obracając się dwukrotnie wokół własnej osi, powiewając połami szlafroka, z rozrzuconymi bezwładnie nogami i rękami.Spadł z łoskotem na podłogę, a tam natychmiast dopadła go Christine.Uderzyła, cofnęła się, uderzyła ponownie, a potem jeszcze raz, i jeszcze.Spod podłogowych desek zaczęło dobiegać coraz głośniejsze skrzypienie uginających się dźwigarów.Christine zatrzymała się na chwilę pośrodku pokoju, jakby nasłuchując; z dwóch opon uszło zupełnie powietrze, trzecia zsunęła się częściowo z obręczy, cały lewy bok był wgnieciony, lakier zdrapany niemal do gołej blachy.Nagle dźwignia zmiany biegów przesunęła się na wsteczny, silnik zawył i plymouth wycofał się błyskawicznie ku dziurze w ścianie domu Darnella.Tył ugrzązł na chwilę w śniegu, koła zabuksowały, lecz zaraz odzyskały przyczepność i wyciągnęły dwutonowe cielsko na zewnątrz.Christine skierowała się powoli w kierunku drogi, skrzypiąc, kołysząc się z boku na bok, gubiąc obficie olej i pozostawiając za sobą gęsty obłok błękitnych, cuchnących spalin.Dotarłszy do szosy skręciła w stronę Libertyville.Dźwignia przeskoczyła na D, lecz uszkodzona skrzynia biegów nie chciała działać.Udało się dopiero za trzecim razem i Christine potoczyła się powoli przed siebie, oddalając się coraz bardziej od zniszczonego domu Willa Darnella.Smuga światła padała przez wybitą w ścianie wyrwę na śnieg, układając się tam w niemal regularny prostokąt, tak jakby okno było wciąż na swoim miejscu i nic się nie stało.Był to zupełnie bezsensowny i bardzo niepokojący widok.Christine sunęła powoli, zataczając się na przedziurawionych oponach jak stary pijak wracający do domu.Śnieg padał obficie, niesiony podmuchami nie słabnącego ani na chwilę wiatru.Zamigotał i ożył jeden z reflektorów zniszczonych podczas ostatniego ataku.W oponach pojawiło się powietrze.Kłęby oleistych spalin zrzedły, by wreszcie wrócić zupełnie do normy.Silnik przestał krztusić się i przerywać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]