Home HomePaul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3 (2)Cook Robin Rok interny by sneercook islands rarotonga v1 m56577569830504030Cook Robin Zabojcza kuracjaCook Robin Dopuszczalne ryzyko (2)Cook Robin Sfinks by sneercook robin toksyna (2)Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)KONECZNY Dzieje SlazkaJan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bestwowgoldca.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Ja i karzełek postaraliśmy się wyczuć coś na temat miejsca, które leży przed nami.Podziękowałem mu kolejnym mruknięciem.To była w końcu jego praca.- Nie mam dobrych przeczuć.- Patrzył przez chwilę, jak kolejna mała łódź rybacka podnosi kotwicę oraz żagiel i mknie na południe z wieściami o naszym przybyciu.- Ale nie jest to przeczucie prawdziwego niebezpieczeństwa.Nawet nie jest całkiem takie złe.Po prostu nie najlepsze przeczucie.Jakby coś miało się zdarzyć.Wydawał się w niejasny sposób zmieszany.- Jeśli wydaje ci się, że jest to coś, co może nas dotyczyć, wyślij swojego pieszczoszka, niech się przekona.Po to właśnie go kupiłeś.Prawda?Uśmiechnął się.Prąd rzeki, leniwie pokonującej łagodny zakręt, zniósł nas w stronę prawego brzegu.Na pojedynczym, uschłym drzewie siedziały dwie samotne wrony, obserwując nasze postępy.Poskręcane i paskudne drzewo przywodziło mi na myśl stryki oraz wisielców.- Właśnie, dlaczego o tym nie pomyślałem, Konował? Przed chwilą wysłałem go do miasta, aby sprawdził, jak tamtejsze dziewczynki.Ucz swego ojca dzieci robić, Konował.Imp powrócił z niepokojącym raportem.W Thresh byli ludzie, którzy na nas czekali.Właśnie na nas, na Czarną Kompanię.W jaki sposób ktoś się, do diabła, dowiedział, że nadpływamy?Kiedy cumowaliśmy, nabrzeże było pełne ludzi, chociaż tak naprawdę nikt nie wierzył, że przypłynęliśmy z Gea-Xle.Sądzę, iż uważali, że powstaliśmy, ot tak, z niczego, gdzieś za zakrętem rzeki.Trzymałem wszystkich na pokładzie, poza zasięgiem spojrzeń zebranych na brzegu ludzi, dopóki nie przybyła reszta konwoju.Przedostali się nietknięci.Strażnicy i załogi aż gotowali się od opowieści o zniszczeniach, jakie zostawiliśmy za sobą.Radosne wieści wkrótce rozeszły się po Thresh.Blokada dławiła to miasto.Patrzyłem na przyzwoitych obywateli przez szpary w mantyli.Tu i tam widziałem małych, smagłych ludzi o twardym spojrzeniu, którzy zdawali się mniej oczarowani naszym pojawieniem niż reszta.- To są ci goście, o których mówiłeś? - zapytałem Jednookiego.Obdarzył ich martwym spojrzeniem, potem potrząsnął głową.- Nasi powinni być gdzieś tam, po drugiej stronie.O właśnie.Dziwne.Zobaczyłem ludzi, o których mu chodziło.Mężczyzna z długimi blond włosami.Co, u diabła, on robi w tych stronach.- Nie spuszczaj ich z oka.Zawołałem Mogabę, Goblina oraz kilku facetów, którzy wyglądali, jakby jadali dzieci na śniadanie, i poszedłem na konferencję z szefami konwoju.Udało im się mnie zaskoczyć.Nie tylko nie dyskutowali na temat zapłaty należnej nam reszty, ale również dodali premię za każdą barkę, której udało się przedostać.Potem zebrałem najważniejszych ludzi mej drużyny i oznajmiłem im swe zamiary.- Rozładujmy się i ruszajmy w drogę.To miejsce powoduje, że dostaję dreszczy.Goblin i Jednooki zaczęli narzekać.Mieli ochotę zostać tutaj dłużej i zabawić się trochę.Ludzie zbiegli się, kiedy żelazny powóz, wielkie czarne konie oraz sztandar Kompanii stanęły na nadbrzeżnej drodze.Radość wielkiego święta zniknęła niemalże natychmiast.Zdawałem sobie sprawę, że może tak się stać.Puste, pozbawione wyrazu twarze obserwowały pochód niezapomnianego sztandaru.Kiedy Kompania służyła w Goes, Thresh stanął po przeciwnej stronie.Nasi przodkowie nieźle skopali im wówczas tyłki.Tak skutecznie, że nawet teraz jeszcze pamiętali Kompanię, chociaż Goes dawno już przestało istnieć.Zatrzymaliśmy się na otwartym placu, niedaleko południowego krańca Thresh.Mogaba wysłał kilku swoich poruczników, aby zdobyli dla nas jakieś zapasy.Goblin kroczył dookoła, kwicząc niemal ze złości, bowiem Jednooki kazał Żabiemu Pyskowi wędrować za nim, małpując każde jego słowo i ruch.Teraz imp wlókł się, wyglądając na pogrążonego w głębokiej zadumie.Otto, Hagop i Świeca usiłowali uzgodnić szczegóły zakładu, kiedy Goblin nieoczekiwanie zaproponował rozstrzygający kontratak.Problem polegał na definicji tego, co należy uznać za rozstrzygające.Jednooki przyglądał się tym poczynaniom z łagodnym, pełnym samozadowolenia uśmiechem, pewien, że na koniec udało mu się osiągnąć przewagę.Nar stali z boku, wyglądając srodze i bardzo po żołniersku, wciąż jeszcze trochę zmieszani, ponieważ reszta zachowywała się bardziej swobodnie.Jednak na rzece nie zawiedliśmy w najmniejszym stopniu ich oczekiwań.Jednooki podszedł bliżej.- Ci ludzie znowu się nam przyglądają.Teraz już ich wszystkich namierzyłem.Czterech mężczyzn i kobieta.- Otoczcie ich i przyprowadźcie do mnie.Zobaczymy, o co im chodzi.Gdzie jest Astmatyk?Jednooki wskazał palcem, po czym zniknął.Kiedy podszedłem do Astmatyka, zorientowałem się, że kilkunastu moich ludzi zniknęło.Jednooki nie miał zamiaru pozostawiać nic przypadkowi.Powiedziałem Astmatykowi, aby oznajmił Mogabie, że nie zaopatrujemy się na sześciomiesięczną kampanie.Chodzi tylko o zdobycie pożywienia na kilka posiłków, które mają nam wystarczyć dla pokonania katarakty.Przekrzykiwaliśmy się na przemian; Mogaba wykorzystywał swoją znajomość dialektu Miast-Klejnotów, który zaczął już trochę podłapywać.Był bystrym, twardym facetem.Lubiłem go.Na tyle orientował się w życiu, by rozumieć, że nasze dwie wersje Kompanii z łatwością mogły rozejść się w ciągu dwustu lat.Starał się więc niczego nie osądzać.Ja postępowałem podobnie.- Hej, Konował.Oto są.Pojawił się Jednooki, uśmiechając jak szuler, i prowadząc swoją zdobycz.Trzej młodzi mężczyźni, dwaj z nich biali.Wyglądali na zmieszanych.Kobieta była wściekła.Starzec zaś poruszał się tak, jakby śnił na jawie.Wbiłem wzrok w białych, ponownie zastanawiając się, jak u diabła, się tutaj znaleźli.- Mieli ochotę o czymś nas poinformować?Mogaba odsunął się odrobinę.Z namysłem wpatrywał się w czarnego faceta.Wtedy okazało się, że kobieta ma dużo do powiedzenia.Biały o ciemnych włosach lekko oklapł, pozostali jednak tylko się uśmiechali.Powiedziałem:- Sprawdźmy, jakimi mówią językami.Mamy między sobą ludzi, którzy mówią większością języków używanych na północy.Nagle wyskoczył skądś Żabi Pysk.- Sprawdźmy z językiem Róż, szefie.Mam pewne podejrzenia.Potem zaklekotał coś do starca.Facet podskoczył jakąś stopę nad powierzchnię ziemi.Żabi Pysk zarechotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •