[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może policja miała rację - włamania dokonali przypadkowi wandale i zabrali plan pływalni sądząc, że nie wiadomo co tam znajdą? Jeszcze nie wszystko stracone - pomyślał z optymizmem.Podniesiony na duchu takim obrotem spraw ponownie zadzwonił do Carole.Tym razem nie przyjął przeprosin wyrecytowanych przez którąś z jej koleżanek, lecz zażądał, by połączyła go z Carole.W końcu odebrała telefon.- Nie chcę z tobą rozmawiać, Jerry.Idź do diabła!- Tylko wysłuchaj mnie.Zanim zdążył dokończyć, odłożyła słuchawkę.Natychmiast zadzwonił jeszcze raz.Kiedy usłyszała głos Jerry'ego, wydawała się zakłopotana jego uporem.- Po co w ogóle próbujesz? - zapytała.- Jezu Chryste! Po co?Słyszał jej głos zdławiony łkaniem.- Chcę, żebyś zrozumiała, jak podle się czuję.Pozwól mi to naprawić.Proszę, pozwól.Nie odpowiedziała.- Nie odkładaj słuchawki.Proszę.Wiem, że to było niewybaczalne.Jezu, wiem.Nadal milczała.- Pomyśl o tym, dobrze? Daj mi szansę, żebym mógł wszystko naprawić.Zgoda?- To nie ma sensu - powiedziała bardzo spokojnie.- Mogę zadzwonić do ciebie jutro? Westchnęła.- Mogę?- Tak.Tak.- Prawie zawołała i odłożyła słuchawkę.Do spotkania przed pływalnią zostały jeszcze trzy kwadranse, ale w połowie drogi zaskoczył go deszcz Na ulicach były korki, bo wycieraczki nie nadążały l zbierać strumieni zalewających szyby i kierowcy z ledwością mogli dojrzeć światła jadących przed nimi pojazdów.Tak czy inaczej, spóźnił się.Nikt nie czekał na schodach pływalni.W dole ulicy zauważył zaparkowany samochód Garveya, ale nie było w nim szofera.Jerry znalazł wolne miejsce po drugiej stronie ulicy.Od drzwi pływalni dzieliła go niecałe pięćdziesiąt jardów, ale pokonując biegiem tę odległość przemókł do suchej nitki.Drzwi były otwarte.To pewnie dzieło Garveya, który chciał ukryć się przed ulewą.Jerry zajrzał do środka.Ktoś był w hallu, lecz nie Garvey.Przy wewnętrznych drzwiach stał człowiek wzrostu Jerry'ego, ale o połowę tęższy.Na rękach miał skórzane rękawiczki.- Coloqhoun?- Tak.- Pan Garvey czeka na pana w środku.- Kim pan jest?- Chandaman - odpowiedział mężczyzna.- Proszę wejść.Na końcu korytarza paliło się światło.Jerry pchnął szklane drzwi i podążył w jego kierunku.Za sobą usłyszał, jak mężczyzna zamyka frontowe drzwi na klucz.Garvey rozmawiał z innym mężczyzną, niższym od Chandamana, który trzymał latarkę.Kiedy Jerry pozdrowił ich, spojrzeli w jego stronę i zmienili temat Garvey nie podał mu ręki.- Spóźnił się pan - powiedział tylko.- Ulewa.- zaczął Jerry, a potem pomyślał, że lepiej zachować wyjaśnienia dla siebie.- Masz pecha - powiedział mężczyzna.Jerry natychmiast rozpoznał jego głos.- Fryer.- We własnej osobie.- Miło mi pana widzieć.Uścisnęli sobie dłonie i w tym momencie Jerry uchwycił spojrzenie Garveya, który patrzył na niego jak na dziwoląga.Nie odzywał się przez dłuższą chwile, jakby zmieszanie malujące się na twarzy Jerry'ego sprawiało mu przyjemność.- Nie jestem głupi - powiedział w końcu.Zmieszanie ustąpiło miejsca zdziwieniu.- Nie wierzę, żebyś był szefem tej kombinacji - mówił dalej.- Stać mnie na litość.- O co panu chodzi?- Litość.- powtórzył Garvey -.ponieważ myślę, że manipulują panem.Prawda?Jerry ściągnął brwi.- Właśnie - wtrącił Fryer.- Nie sądzę, by wiedział pan, w jakie wpakował się kłopoty - powiedział Garvey.Jerry wyczuł stojącego za nim Chandamana i stracił pewność siebie.- Ale nie sądzę też, żeby w pana sytuacji ignorancja była na miejscu - kontynuował.- To znaczy, jeśli pan nie zrozumiał, że nie wywinie się.Jasne?- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi - zaprotestował Jerry.W świetle latarki twarz Garveya była wychudła i blada.Najwyraźniej potrzebował wakacji.- O tym miejscu - odpowiedział.- Mówię o tym miejscu.O kobietach, które pan tu zamknął.na moją zgubę.O co w tym wszystkim chodzi, Coloqhoun? Chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi!Jerry drgnął.Słowa Garveya przejęły go grozą, ale, jak usłyszał, ignorancja nic mu nie pomoże.Doszedł do wniosku, że pytanie będzie najmądrzejszą odpowiedzią.- Widział pan tutaj kobiety?- Raczej dziwki - odpowiedział.W jego oddechu czuło się aromat cygar.- Dla kogo pracujesz, Coloqhoun?- Dla siebie.Interes, który proponuję.- Zapomnij o swoim pieprzonym interesie.Nie obchodzi mnie twój projekt.- Rozumiem - powiedział Jeny.- W takim razie ta rozmowa nie ma sensu.- Cofnął się o pół kroku i zamierzał odejść, ale Chandaman przytrzymał go za klapy prochowca.- Jeszcze nie pozwoliłem ci odejść - stwierdził Garvey.- Mam sprawę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]