[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjechałem do Anglii, aby załatwić tę sprawę.Tamtego ranka odwiedziłem go, po wcześniejszym uzgodnieniu terminu.Był ze mną jeden z młodych sekretarzy ambasady.Hrabia był rozsądniejszy, niż przypuszczałem, choć z drugiej strony suma, jaką mu zapłaciłem, była rzeczywiście olbrzymia.- Przepraszam, w jakiej walucie pan mu ją wypłacił?- Włoskimi banknotami o stosunkowo małym nominale.Zapłaciłem z miejsca.Wręczył mi obciążające dokumenty.Nigdy więcej już go nie widziałem.- Dlaczego nie powiedział pan tego, gdy pana aresztowano?- Ponieważ sprawa była delikatnej natury, musiałem zaprzeczyć jakimkolwiek związkom z tym człowiekiem.- Jak więc tłumaczy pan wydarzenia tamtego wieczoru?- Mogę jedynie przypuszczać, że ktoś celowo podał się za mnie.Rozumiem, że pieniędzy w mieszkaniu nie znaleziono.Poirot popatrzył na niego i przecząco pokręcił głową.- Dziwne - wymamrotał.- Wszyscy posiadamy szare komórki.A tak niewielu z nas wie, jak ich używać.Do widzenia, signor Ascanio.Wierzę w prawdziwość pańskiej opowieści.Tak też przypuszczałem.Ale musiałem się upewnić.Po pożegnaniu gościa niskim ukłonem Poirot usiadł z powrotem w fotelu i uśmiechnął się do mnie.- Posłuchajmy, co ma do powiedzenia w tej sprawie le captaine Hastings.- Cóż, sądzę, że Ascanio ma rację, ktoś się za niego podał.- Czy nigdy nie używasz mózgu, który dobry Bóg ci ofiarował? Przypomnij sobie słowa, jakie wypowiedziałem owego wieczoru, gdy wyszliśmy stamtąd.Wspomniałem, że zasłony w oknie nie były zaciągnięte.Mamy teraz czerwiec.O ósmej jest jeszcze jasno.Zmierzch zapada pół godziny później.Ca vous dit quelque chose? Mam wrażenie, że w końcu ci się powiedzie.Wróćmy teraz do tematu.Kawa, jak już wspomniałem, była bardzo mocna.Zęby hrabiego Foscatini - niezwykle białe.Kawa przecież pozostawia na zębach osad.Wnioskujemy z tego, że hrabia Foscatini nie pił kawy.Mimo to kawa znajdowała się we wszystkich trzech filiżankach.Dlaczego ktoś miałby udawać, że hrabia Foscatini pił kawę, gdy tak naprawdę tego nie robił?Przecząco pokręciłem głową, całkowicie zdezorientowany.- Pomogę ci.Jaki dowód mamy na to, że Ascanio i jego kolega, czy też jakichkolwiek dwóch mężczyzn, którzy by się za nich podawali, poszło tam pamiętnego wieczoru? Nikt nie widział, jak wchodzili; nikt nie widział, jak wychodzili.Potwierdzają to zeznania jednego człowieka i mnóstwo nieożywionych przedmiotów.- Co masz na myśli?- Noże, widelce, talerze i puste półmiski.Ach, to był wspaniały pomysł! Graves jest złodziejem i łajdakiem, ale jakże metodycznie działa! Podsłuchuje rano część rozmowy, wystarczająco dużo, aby zdać sobie sprawę, że Ascanio znajdzie się w na tyle niezręcznej sytuacji, że trudno będzie mu się bronić.Następnego wieczoru, około ósmej, mówi swemu pracodawcy, że jest do niego telefon.Foscatini siada przy biurku, wyciąga rękę po słuchawkę i nagle Graves zadaje mu z tyłu cios marmurową figurką.Potem pędzi do telefonu w kuchni, aby złożyć zamówienie: obiad dla trzech osób! Gdy ten zostaje dostarczony, nakrywa stół, brudzi talerze, noże, widelce etc.Lecz musi się także pozbyć jedzenia.Jest to człowiek, który nie tylko ma głowę na karku, ale i pojemny żołądek! Po zjedzeniu trzech toumedos okazuje się jednak, że suflet z ryżu to dla niego za wiele! Wypala nawet cygaro i dwa papierosy, aby uczynić mistyfikację bardziej wiarygodną.Ach, jaka dbałość o szczegóły! Następnie, przesunąwszy wskazówki zegara na ósmą czterdzieści siedem, rozbija go, w wyniku czego zegar się zatrzymuje.Jedyną rzeczą, o której zapomina, jest zaciągnięcie zasłon.Gdyby jednak obiad taki miał naprawdę miejsce, zaciągnięto by je, gdy tylko zacząłby zapadać zmierzch.Potem pośpiesznie wychodzi, mimochodem napomykając windziarzowi o gościach.Śpieszy do budki telefonicznej i gdy zbliża się ósma czterdzieści siedem, dzwoni do doktora, udając swego umierającego pracodawcę.Pomysł jest tak znakomity, że nikt nawet nie sprawdza, czy o tej porze w ogóle dzwoniono z mieszkania numer jedenaście.- Z wyjątkiem Herkulesa Poirot, jak sądzę? - odparłem uszczypliwie.- Nie, włączając w to i jego - odparł mój przyjaciel z uśmiechem.- Mam zamiar zrobić to teraz.Najpierw jednak musiałem swoje domysły przedstawić tobie.Ale przekonasz się, że mam rację; potem Japp, któremu napomknąłem o tej sprawie, będzie mógł aresztować owego zacnego Gravesa.Ciekaw jestem, ile z tych pieniędzy już wydał.Poirot miał rację.Jak zwykle, niech go diabli!Zaginiony testamentProblem, który nam przedstawiła panna Violetta Marsh, stanowił miłą odmianę w naszej codziennej pracy.Poirot otrzymał wcześniej od owej damy krótki i rzeczowy list, w którym prosiła o spotkanie, i zaproponował, aby go odwiedziła następnego dnia o jedenastej.Zjawiła się punktualnie - wysoka, młoda i ładna; prosto, lecz schludnie ubrana; zachowująca się pewnie i rzeczowo.Młoda kobieta, która na pewno poradzi sobie w świecie.Sam nie jestem wielbicielem tak zwanych postępowych kobiet i pomimo jej urody niezbyt dobrze byłem do niej usposobiony.- Sprawa, z którą do pana przychodzę, jest nieco osobliwej natury, monsieur Poirot - rozpoczęła, usiadłszy na zaoferowanym jej krześle.- Lepiej zacznę od początku i opowiem panu całą historię.- Bardzo proszę, mademoiselle.- Jestem sierotą.Ojciec był jednym z dwóch synów właściciela niewielkiej farmy w Devonshire.Ziemia była licha i starszy brat, Andrew, wyemigrował do Australii, gdzie wiodło mu się świetnie i dzięki korzystnej spekulacji ziemią dorobił się dużego majątku.Młodszy brat, Roger (mój ojciec), nie miał zamiłowania do życia na wsi.Zdobył nieco wykształcenia i otrzymał posadę urzędnika w pewnej małej firmie.Ożenił się z panną, która zajmowała trochę wyższą pozycję społeczną niż on; matka była córką zubożałego artysty.Ojciec umarł, gdy miałam sześć lat.Gdy miałam lat czternaście, matka podążyła za nim.Wówczas jedynym krewnym, jaki mi pozostał, był wuj Andrew, który akurat wrócił z Australii i kupił małą posiadłość w rodzinnych stronach.Był niezmiernie życzliwy dziecku zmarłego brata, zabrał mnie do siebie i traktował tak, jakbym była jego własną córką.Crabtree Manor, pomimo swej nazwy, w rzeczywistości jest jedynie starym, stojącym na farmie domem.Wuj miał rolnictwo we krwi i ogromnie interesowały go różne eksperymenty rolnicze.Chociaż uprzejmy w stosunku do mnie, miał pewne osobliwe, głęboko zakorzenione poglądy na temat wychowywania dziewcząt.Sam będąc człowiekiem prawie bez wykształcenia, choć o niezwykłej przenikliwości, przykładał bardzo małą wagę do tego, co nazywał “wiedzą książkową”.Przeciwny był zwłaszcza kształceniu kobiet.Jego zdaniem dziewczęta powinny się uczyć praktycznych prac domowych i tych związanych z produkcją nabiału, być przydatne w domu i mieć tak mało do czynienia z książkami, jak to tylko możliwe.Ku memu wielkiemu rozczarowaniu i irytacji zamierzał mnie wychować wedle tych zasad.Szczerze się przeciw temu buntowałam.Wiedziałam, że posiadam bystry umysł i żadnego talentu do prac domowych.Wuj i ja wielokrotnie kłóciliśmy się o to, gdyż choć bardzo do siebie przywiązani, oboje byliśmy uparci.Miałam to szczęście, że przyznano mi stypendium, i przez pewien czas stawiałam na swoim.Trudności pojawiły się, gdy podjęłam decyzję, aby wyjechać do Griton.Pieniędzy, które zostawiła mi matka, było niewiele, byłam więc zdecydowana zrobić użytek z talentów, jakimi obdarzył mnie Bóg.Doszło między nami do długiej, ostatecznej kłótni.Wuj postawił sprawę jasno.Nie miał innych krewnych i zamierzał uczynić mnie swoją jedyną spadkobierczynią.Jak już mówiłam, był niezwykle zamożnym człowiekiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]