Home HomeChmielowski Benedykt Nowe AtenyChmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)chmielowski benedykt nowe ateny (3)Trollope Joanna Najlepsi przyjacieleJ.Chmielewska 2 Wielki diamentJ.Chmielewska 1 Wielki diamentBrzezinska Anna, Wiœniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garœć złotaKossakowska Maja Lidia Siewca Wiatru.WHITECrowley John Pozne lato.WHITEGrisham John Wspólnik
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • konstruktor.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Kupcy rybni nagabywać nie musieli.Nawet najpiękniejszy śledz bursztynowiurodą do pięt nie sięga i w najmniejszym stopniu nie nadaje się na tulenie do łona,nawet łosoś w objęciach ma żywot krótkotrwały, cały połów zatem sprzedawałbez oporów.Porozmawiał ze mną mniej więcej szczerze dzięki zbiegowi okoliczności.Jeszcze ta topielcza sensacja ostro brzęczała, kiedy wróciłam z plaży do domusamotnie.Umówiliśmy się z tym moim, że znów idziemy w dwie różne strony,a jeśli nawet w jedną, to w różnym tempie.Nie będziemy się potem spotykać nabrzegu, czekając na siebie wzajemnie, tylko wrócimy jak popadnie.Zgodnie z tąumową wróciłam prawie o zmierzchu.Wyszłam z lasu i podeszłam do domu, gdzie przed wrotami sieciami stał mo-tor Waldemara.Gumiaki na nogach nie sprzyjają głośnemu tupaniu, a nie byłamzmęczona do tego stopnia, żeby szurać, powłócząc nogami.Zbliżyłam się bardzocicho, prawie bezszelestnie, w zapadającej szarówce, w szarozielonej fufajce i natle lasu, być może, prawie niewidoczna.Ukrywać się nie zamierzałam, nawet mito do głowy nie przyszło.Nad motorem Waldemara pochylał się jakiś obcy facet z nożem w ręku.Skoja-rzył mi się błyskawicznie z przecinaniem opon, co mogło nie mieć żadnego sensu,ale w pierwszej chwili było nie do opanowania. Hej  powiedziałam podejrzliwie. Co pan tu robi?43 Takiego wrażenia własnych, niezbyt chyba krwiożerczych słów w życiu jesz-cze nie widziałam.Poderwał się, jak rażony piorunem.Na twarzy miał wyrazwściekłości, w oczach śmiertelną panikę, zdążyłam się zainteresować, rzuci sięna mnie z tym nożem czy nie.? Nie rzucił się, bez słowa odskoczył i popędziłdrogą w dół, do portu.Zbaraniała nieco, weszłam do domu.Waldemar wychodził właśnie z piwnicy. Panie Waldku, jakiś pacan z nożem w ręku obmacywał pański motor powiadomiłam go. Wie pan coś o tym? Z nożem.?  żachnął się Waldemar. To łobuz głupi!Zawrócił na dół i przez sieciarnię wypadł na drogę.Popędziłam za nim.Wal-demar już sprawdzał motor. Jedną oponę mi przeciął, baran skończony, rybie padło.Drugiej chyba niezdążył.Pani go spłoszyła, nie? Chyba tak, bo się wystraszył, jakby upiora zobaczył.Co to za jakiś? A jak wyglądał? Starszy od pana, dosyć chudy, z takim kościstym nosem. To ten.Dobrze, że tę przednią.I tak ją miałem wymieniać, cała pokance-rowana i łysa.A tylna nowa.Osioł uparty i półgłówek, mówić do niego, to jakdo ściany.Myśli, że ja mu łańcuch podłożyłem, a nieprawda.Wcale nie ja.Onz Kątów.Trochę tę informację zrozumiałam.Trwała widocznie akcja stawiania prze-szkód tym z Kątów Rybackich i ze Stegny.Wdzięczny mi za tylną oponę Walde-mar kontynuował zwierzenia już w domu. Na jesieni jeszcze złoże ruszyło i bursztyn podszedł, ale tylko u nas, odKrynicy w naszą stronę, a z tamtej nic, takie prądy akurat były.Wszyscy tu siępchali, aż od Stegny, motorami i dżipami lecieli tą drogą pod wydmami, przejścia-mi wyskakiwali, żeby sprawdzić.Naszych to zgniewało i łańcuchy porozciągaliw poprzek, takie z kolcami, opony im poszły i nie dojechali.A temu jednemu na-wet dwa razy i on myśli, że to ja.No i teraz się mści.Sto razy mówiłem, że palcemtego nie tknąłem, już właśnie nie mam co robić, tylko na niego w lesie czatować,nawet ludzie zaświadczali, to nie, jakby ogłuchł, mnie sobie na sprawcę upatrzył.Już trzeci raz próbuje mi tu majstrować. Z zawiści  powiedziała Jadwiga, siedząca przy stole i wpatrzona w ku-chenne okno. Trzeba się było nie chwalić. A czy ja się chwaliłem? Ludzie byli dookoła i sami widzieli.To jest fakt,że najwięcej wtedy udało mi się złapać, ale czy to moja wina? Czasem człowiekma trochę szczęścia, czy to ja robię wiatr i prądy na morzu? Na bursztyn wszyscy zachłanni, w tym ja  wyznałam uczciwie. Fakt  przyświadczył Waldemar. Jak dzikie zwierzęta.Pozabijaliby sięwzajemnie.A już w morzu to jeden drugiemu z siatki wyrwać potrafi, wcale bym44 się nie zdziwił, gdyby się okazało, że tego Floriana ktoś utopił, bo coś dużego muw ręce wpadło. Ty nie mów takich rzeczy, bo znów się ktoś do ciebie przyczepi. Kto się ma znowu przyczepić i dlaczego do mnie, tu wszyscy tak mówią.Tam śmieci były blisko, a on już z połowę wyciągnął.I w czym się miał przewra-cać, fala nie taka duża, ledwo do pasa.Kto go tam wie, co w tej pierwszej połowiezłapał. Ale jednak przy tej fali musiał się dobrze namachać  przypomniałamdelikatnie. No owszem.Ale co do przewracania, to bodaj wyczołgać się mógł. Do tej pory tu się jeszcze o bursztyn nie zabijali  zauważyła sceptycznieJadwiga. Gdzie widzisz tego mordercę? Jakbym go widział, tobym na niego doniósł, bo takich rzeczy nie lubię.Ale.A czy to musi być miejscowy? Przyjeżdżają różni, pazurami by z gardławydarli.Jeden to już mi się całkiem nie podoba, nachalny się robi coraz więcej. Tylko przypadkiem nie rzucaj podejrzeń, bo jakieś nieprzyjemności mogąz tego wyniknąć. No widzi pani?  zwrócił się nagle do mnie Waldemar z rozgorycze-niem. A mojej żonie on się też nie podoba.I tak mamy cicho siedzieć, słowanie mówić. A, to ten? To już się możesz nie martwić, wszystkim powiedziałam i niemusiałam krzyczeć na całą Mierzeję.Na wszelki wypadek ostrzegłam.Bywa tu ta-ki jeden  zwróciła się do mnie tym razem Jadwiga. Wie pani, jak tu jest, niktdomu nie zamyka, raz wróciłam ze sklepu, dziadek akurat wędził na podwórzu,dom pusty, a tu widzę obcy człowiek u nas w pokoju i po kątach węszy.Kupiec nabursztyn, znałam go nawet, ale to nie powód, żeby mi w sypialni grzebał! Brednieróżne gadał, że Waldek się z nim umówił, że chciał zobaczyć, co ma, i tak dalej.Mógł zaczekać! Nachalny jest i natrętny, ale zaraz koniecznie morderca.? Ja się wcale nie upieram  wycofał się Waldemar. W morze to on napewno nie wszedł.W ogóle Florian mógł się sam utopić, ale jeśli nie.? A on tam był, ten podejrzany?  spytałam. Na brzegu, przy niebosz-czyku? A skąd, nie było go.Jakby co, dosyć ma chyba rozumu, żeby uciec? W ogó-le to on sam nie zbiera i sam nie łowi, tylko skupuje.Tyle że sprawdza, kto łowi,i podgląda, co znalazł, i tak już od paru lat, pięciu czy sześciu.Pierwszy jestzawsze do kupna, tym pijaczkom tutejszym tanio wszystko wyrwie za byle co.A potem się okazuje, że mogli dwa razy drożej sprzedać, pyskują, ale na drugi razznów mu sprzedają, bo go mają pod ręką.Tu plastyk jeden kupuje, sam biżuterięrobi, lepiej płaci, za to nie nadąża.No i Niemcy, jeden taki kupuje dla Niemców. A podejrzany dla kogo?  zainteresowałam się. Przecież chyba nie dlasiebie?45 Jadwiga podniosła się od stołu, nalała wody do czajnika i zapaliła gaz podgarnkiem. Podgrzeję ci zupę  zawiadomiła męża. Napije się pani herbaty? Mniesię wydaje, że on kupuje dla różnych, kto da więcej.Chciałby trzymać w garścicały bursztyn i dyktować ceny.Dlatego tak się pcha. Florian był chciwy  wytknął Waldemar. Tanio nie sprzedawał.Jeślimu się przytrafiło coś dużego.Topić, nie topić, może spróbował mu ukraść napoczekaniu, takie rzeczy się zdarzają.Tak mi się jakoś o uszy obiło, że dopieroco poszła duża bryła, prawie pół kilo, a jakoś nie słyszałem, żeby ktoś coś takiegozłapał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •