[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łrą martwe. Wyprostował się godnie i poprawił szatę. Te ptaki są naro-dowym symbolem. Nie mam pojęcia, czym jest narodowy symbol odparłem. Kojarzy misię z aniołami. I słusznie oznajmił Teeplee, celując we mnie wielkim paluchem.Widziałeś aniołów? Sami łysole albo ogoleni na pałę, zupełnie jak sępy.W pierwszej chwili pomyślałem, że naprawdę spotkał aniołów, ale potem zro-zumiałem, że chodzi mu o wizerunki.Na własne oczy widziałem szary obrazekprzedstawiający wuja Plunketta łysego niczym sęp.158Teeplee szukał plastiku albo szkła, których potrzebowałem.Przerzucał z miej-sca na miejsce przedmioty zgromadzone w pokoju i sąsiednim pomieszczeniu. Szabrownik to facet, który swój dobrobyt zawdzięcza trwałości anielskichwytworów.Sam z tego żyje tłumaczył, łażąc z kąta w kąt.Zaczynałem do-strzegać pewien ład w tej jego rupieciarni; nawet wiewiórka orientuje się, gdzieco ukryła. Trwałe jest przeciwieństwem jednorazowego.Chodzi o to, że w swo-im czasie aniołowie po jednym użyciu wywalali rzeczy do śmietnika.Uciekło miz głowy, czemu tak robili.W końcu tknęło ich, że jak tak dalej pójdzie, to wszel-kie dobro trafi do zsypu.Całkiem im się odmieniło i zrobili tak, by jedna rzeczwystarczała na całe życie i w ogóle się nie zużywała.Byli w tym dobrzy.Ich oddawna nie ma, a rzeczy są jak nowe.Ej, może być?Podsunął mi skrzynkę wypełnioną denkami od butelek z brązowego i zielone-go szkła. Potrzebuję czegoś większego stwierdziłem.Nie zrażony odstawił pudłona miejsce. Mówię ci, te starocia są żywotne.Chcesz coś włożyć na grzbiet, to i narodo-wy symbol się przyda.Możesz wymieniać rzeczy na żarcie, dać je kobiecie w po-darunku, albo.szukać tylko jedzenia.Radzę ci spróbować żarcia aniołów.Pochylił się w moją stronę i wyszczerzył zęby.Jego chełpliwa mina sprawiła, żeparsknąłem śmiechem. A co ze świeżością tych specjałów? Przecież mówiłem, że są trwałe odparł z powagą Teeplee. Przecieżmówiłem.Szabrownicy to sępy.Sęp żre martwe.Kapujesz, chłopaczku? Popatrz.Nada się?Przyniósł mocno sfatygowany kawałek sztywnego czarnego plastiku. Wolałbym przezroczysty odparłem.Znalezisko poleciało na stos rupieci.Teeplee szukał dalej. Słuchaj uważnie ciągnął. By przedmioty się nie zużywały, od począt-ku powinny być martwe, a wtedy nie dotknie ich śmierć ani rozkład.Srebro anio-łów jest martwym metalem i dlatego nie rdzewieje, pozostaje gładki, nie pokrywasię nalotem.Plastik używany zamiast drewna nie butwieje, nie daje się rozłupać,nie toczy go robactwo.Najbardziej się dziwiłem, że aniołowie wymyślili martweżarcie.Nie ma siły, żeby się zaśmiardło, zgniło albo zepsuło.Sam to jem. Znam tę żywność.Palę ją. Nie, nie! Daj sobie spokój z tym różowym paskudztwem! Mówię o praw-dziwym żarciu, które trzeba połknąć.Zobacz. Stanął na palcach i zdjął z pół-ki metalowe pudełko opatrzone wyblakłą etykietką, podobną do kawałka plasti-ku. Nierdzewny metal, a na nim plastikowa warstwa oznajmił. Terazpatrz i słuchaj. Do wieczka było przymocowane kółko.Teeplee wsunął w niepalec i pociągnął.Spodziewałem się, że pierścień zostanie mu w ręku, ale stało sięinaczej.Usłyszałem cichy syk, jak przy głębokim wdechu, i wieczko zwinęło się159w ciasny rulonik. Patrz rzucił Teeplee, podsuwając mi puszkę wypełnionąjakby trocinami albo wiórkami drewna. To kartofle, choć w tej chwili na to niewyglądają.Dodaj trochę wody, a bardzo się zdziwisz.To kartoflane puree.%7łarciejak nowe. Jak nowe? Dobre? Co tu dużo gadać.Martwe.Ale da się zjeść.Wystarczy pomieszać z wodąi możesz zajadać tłuczone kartofle, ulubione żarcie aniołów.Bracie, ta puszka matysiąc lat. Z niedowierzaniem popatrzył na zawartość i potrząsnął nią lekko;rozległ się cichy szelest.Teeplee dodał: Nawet skała, nawet góra zmienia sięprzez tysiąc lat.Aniołowie skutecznie uśmiercili te kartofle, wykluczając jakąkol-wiek przemianę.Ich jarzyny były nieśmiertelne.Usiadł nagle, jakby się zdziwił lub zamyślił. Nie mam dziś szkła.Przyjdz za dwa, trzy dni.Zobaczymy, co się da zro-bić. Kazał dzieciakowi odprowadzić mnie do wyjścia, a potem dodał: Pa-miętaj, że to cię będzie słono kosztowało.xxxPrzyszedłem.I to nie raz.Zima ciągnęła się w nieskończoność, a Teeplee byłmiłym kompanem.Rozmawiałem z nim o mrocznym budynku nad rzeką.Opo-wiedziałem mu, jak przyszło zapomnienie.To dziwne.W samotności zbliżałemsię często do niebezpiecznej granicy, za którą zatraciłbym samego siebie, ale Te-eplee sprawiał, że wszystko było proste może dlatego, że nie spotkałem dotych-czas osoby, której życie byłoby tak różne od mojego.Szabrownik miał zupełnieinne doświadczenia.Naprawdę bywałem bliski zatracenia samego siebie.Gdy zostawałem sam,wydawało mi się, że jest nas dwóch, że mam z kim porozmawiać.Ogień daw-no zgasł; leżałem owinięty w czarnosrebrzystą tkaninę, a w mojej wychłodzonejłepetynie ktoś się budził, więc zaczynałem z nim rozmowę.On mi odpowiadałi leżeliśmy tak długo, spierając się jak dwie gawędziarki próbujące opowiedziećtę samą historię na dwa różne sposoby.Gadaliśmy o Boots.Najważniejszy był list, którego treść zapomniałem; cowięcej, długo nie mogłem sobie przypomnieć, że w liście stało: Zapomnij.Wstawałem z ociąganiem, doiłem krowę, paliłem, ale nieustannie gadałem z tymdrugim o sprawach, które miały być zapomniane, tyle że myśmy o tym nie pamię-tali.Tłumaczyłem, że naprawdę chciałem stać się tamtą dziewczyną.Szczerze tegopragnąłem i nic się nie zmieniło.Podkreślałem, że nie poczuwam się do winy,skoro wszyscy są nieprzewidywalni: Boots, ona, ja.Dokonałem wyboru i nie mao czym mówić.Wtedy tamten pytał, dlaczego jestem tu, a nie tam, i zarzucał mi,że nie starałem się tak, jak powinienem.A ja na to, że nie ma racji; nie mogłemsobie przypomnieć, skąd ta pewność, ale wiedziałem, że było całkiem inaczej;160naprawdę uczyniłem wszystko, co w mojej mocy.On znów swoje: to za mało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]