[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On zaczął mniej bałaganić i poszerzał swoje słownictwo.Ja stałam się mniej rozhisteryzowana i przestałam się martwić w dwójnasób o każdą rzecz.Inne problemy? Druga po południu to we Włoszech godzina tysiąc czterysta.Quattordici.Spróbujcie rozszyfrować to słowo, kiedy się spieszycie.Wszystko mierzone jest w metrach i ettos.Starzy znajomi - słowa takie jak masło i gorąca woda - zostali poddani radykalnej operacji kosmetycznej i zmieniali się w obco brzmiące dźwięki: burro i aqua caida.Czyż catda nie brzmi podobnie jak cWodna? Dla mnie tak.Przez dwa tygodnie bez przerwy popełniałam ten błąd.Pojmujecie, o co chodzi.Biegałam w kółko jak piszcząca mysz w kreskówce, próbując w pięć minut nauczyć się nowego języka i kultury i ułożyć sobie życie z człowiekiem, którego kochałam z każdą chwilą bardziej.W tym czasie Daniel dla swojej drużyny koszykarskiej wyrwał darń z boiska.Jak tyle innych spraw we Włoszech, mecze koszykówki były zabawne, ochrypłe i głośne jak diabli.Chodziłam na nie, gdy tylko było to możliwe.Kibice podskakiwali na trybunach, klaszcząc w ręce w udawanym przestrachu i wznosili w kierunku sędziego okrzyki w rodzaju „Moscalzone senze Calzone!” (Smród bez gaci).Przynosili na mecze koszyki pełne jedzenia, jak na piknik, i dzielili się z każdym, kto siedział w pobliżu.Myślę, że w tamtym sezonie przybrałam cztery funty, bo kiedy mecze toczyły się u nas, siedziałam w tym samym miejscu i poznałam się z moimi sąsiadami, którzy zawsze przynosili trochę świeżej kiełbasy lub słodyczy, by zajadać się nimi w trakcie gry.Wydaje mi się, że mieli ukrytą nadzieję, iż dożywiając mnie, dodadzą także Bankowi więcej energii.Danek twierdził, że dzięki mnie gra w tym roku o wiele lepiej i bardzo mnie to cieszyło, ale sądzę, że zdobył tak dużo punktów, ponieważ był młody i utalentowany, a pierwsze dni swojej dojrzałości spędzał w Europie u boku ukochanej osoby.W życiu jest niewiele więcej rzeczy, o które można by prosić, i często powtarzaliśmy - każde na swój sposób - jakie mamy szczęście, że jesteśmy tu razem.Pomiędzy meczami i lekcjami języka podróżowaliśmy, gdzie tylko się dało: do Florencji, Sieny, Asyżu i Rzymu.Święta spędziliśmy w willi przy jeziorze Maggiore z cudownie katolickim człowiekiem z drużyny Daniela, który każdego ranka zabierał nas (i całą swoją pokaźną rodzinę) na mszę i wmawiał nam, że powinniśmy mieć co najmniej jedenaścioro dzieci.Kiedy tam byliśmy, pewnej nocy zaczęłam płakać jak Walona.Danek z ogromnym spokojem odłożył książkę i spytał, o-co chodzi./ - Nie wiem.To takie głupie.Po prostu bardzo mi smutno.- Czy mogę coś dla ciebie zrobić?- Nie, idź spać.Wszystko będzie dobrze.- Cul, czy to moja wina?- Nie, oczywiście, że nie.Po prostu dzieciak ze mnie.Chciałabym, żeby wszystko zatrzymało się właśnie teraz i nigdy, nigdy nie ruszyło dalej.Tak jak zdjęcie, które nosi się w portfelu.Wiesz, o czym mówię? Ten rodzaj zdjęć, które ludzie noszą w portfelach, żeby móc ci je pokazać.Ktokolwiek na nich widnieje, zawsze się uśmiecha i jest taki szczęśliwy.Ale wiesz, ci ludzie zawsze potem byli smutni.Może już w pięć minut lub dzień po zrobieniu zdjęcia umarł ktoś, kogo kochali, albo stracili pracę.i wszystko się spieprzyło.Ja po prostu chcę wszystko zatrzymać dokładnie teraz, tak żeby już nic się nie zmieniło ani nie poszło w złym kierunku.Po zakończeniu sezonu koszykarskiego przez miesiąc podróżowaliśmy po Europie schizofrenicznym samochodem Dan-ka.Wśród ciągłych awarii, wymieniając tłumiki, dojeżdżaliśmy prawie wszędzie.Do Mediolanu wróciliśmy objuczeni trzydziestoma rolkami nie wywołanych filmów i obfitością wspomnień.Tej jesieni wzięliśmy ślub, obiecując rodzicom, że odwiedzimy ich następnego lata.Drugi rok rozpoczął się równie wspaniale jak pierwszy.W pożyciu z Dankiem nie było niczego, co by zniechęcało.Najczęściej budził się pogodny i gotów do działania, niezależnie od tego, jaki to był dzień.Swoim nieustannym przykładem uczył mnie, jak iść naprzód i mieć nadzieję na najlepsze.Po wielu nocnych dyskusjach i paru łzawych scenach w styczniu odstawiłam pigułkę.Miesiąc później odkryłam, że jestem w ciąży.Kiedy powiedziałam o tym Dankowi, zakrył twarz rękoma i wymamrotał przez palce, że to najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszał.Jak można było przewidzieć, moja ciąża przypomniała mi o aborcji.Zastanawiałam się, czy w jakimś kosmicznym porządku wszechrzeczy, w jakimś innym świecie, istniała możliwość, że urodzę to dziecko, które kiedyś celowo straciłam.Pomysł był zwariowany i nie miałam zamiaru mówić o tym Dankowi, ale dlaczego nie miałoby to być możliwe? Kto powiedział, że takie rzeczy nie mogą zdarzyć się w życiu?Czułam się wspaniale i zjadałam chyba połowę Włoch.Nie miałam wątpliwości, że mam prawo sobie folgować o dowolnej porze dnia i nocy, szczególnie jeśli chodzi o słodycze.KiedyśDanek przyłapał mnie, jak w każdej z rąk trzymałam czekoladkę.W cztery miesiące przybyło mi osiemnaście funtów.W odróżnieniu od większości ciężarnych kobiet czułam się świetnie i tryskałam energią.W Berlitz wzięłam nawet więcej lekcji, a flirtowanie z poprzedniego roku szybko się skończyło, kiedy przystojniaczki zauważyły, że jestem incinta.Pierwszy ze snów, które Danek nazwał „Jaśminowymi Snami”, pojawił się pewnej wczesnowiosennej nocy w Mediolanie, kiedy to po raz pierwszy mogliśmy zostawić otwarte okna w naszej sypialni.Rozpoczął się obrazem mnie samej wyglądającej przez okno samolotu, który kołował nad jakimś nieznanym lotniskiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]