[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak było dobrze i pięknie! mówił, a tu masz diable kaftan!Okazało się, że ta piękność to budowa na piasku, wiecznie się rozsy-pująca i nietrwała.I czy tak długo będzie? Ile my już zmarnowaliśmysił, pieniędzy i czasu na to samo, co jeszcze wczoraj tak łatwo byłouskutecznić!Był zakłopotany, niepewny, wahający się.Trochę go uspakajałarównowaga starszych towarzyszów, którzy już przeżyli niejedną takąburzę, z niejednego zawikłania już wyszli i którzy z filozoficznym spo-kojem patrzyli na rozbicie tego lub owego planu, na zrujnowanie tej lubowej części organizacji, na taki lub inny zawód czy rozczarowanie.Najwspanialej jest opracowana praca rozwozowa wydawnictwakrajowego Robotnika.Pod tym względem partia nie żałuje ani kosz-tów, ani sił, by zapewnić swemu pismu możliwie szybkie rozpo-wszechnienie we wszystkich stosunkach partyjnych.Nieraz partiaurządza się w ten sposób, że w większości poważniejszych ognisk ży-cia organizacji Robotnik dochodzi do rąk swych stałych odbiorcóww dzień wyjścia z tajnej drukarni.Reszta otrzymuje Robotnika wdwa, trzy dni po wyjściu i tylko najdalsze zakątki, najgłuchsze dziury,gdzie stosunki są drobne i nieliczne, czekać muszą tydzień, niekiedy iwięcej, na okazję, przy której się załatwiają wszystkie interesy partyjnez całą okolicą.Aadnie wygląda rozpowszechnienie Robotnika w sa-mej Warszawie, pochłaniającej więcej, niż trzecią część nakładu.Oto w określonym z góry punkcie zajezdzie, specjalnie w tym ce-lu przygotowanym w naznaczonym na kilka dni przedtem terminie,ścisłym aż do godziny, lecz znanym tylko nielicznej garstce najbardziejzaufanych ludzi, zjawia się towarzysz z Robotnikiem , którego dwieostatnie strony jeszcze niezupełnie obeschły po wyjściu spod prasy.Jużnań oczekują przygotowani do tej czynności dromaderzy i droma-derki towarzysze i towarzyszki.W jednej chwili cała kupa papierujest podzielona na części, odpowiadające podziałowi organizacji war-szawskiej.W pół godziny, najwięcej godzinę lub dwie, nie zostaje wzajezdzie ani śladu Robotnika.Wyruszył on na najbliższy etap, domieszkań, wyznaczonych przez głównych kierowników poszczegól-nych części organizacji.Tam następuje nowy podział na drobniejsze już działy, zawierającejednak nieraz pięćdziesiąt i trochę więcej egzemplarzy.Te są przezna-czone dla głównych organizatorów zgrupowanych stosunków.Jest toNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG110ostatni etap, gdzie Robotnika dnia tego oczekują.Dla reszty stosun-ków Robotnik jest niespodzianką.Tutaj terminy godziny i minuty są rozmaite, zależnie od warunków życiowych tych ludzi, którzy sięzajmą dalszym podziałem, dalszym rozpowszechnieniem Robotnika.Lecz w wyjątkowych jedynie wypadkach, gdy w danej grupie stosun-ków coś przed samym wyjściem Robotnika się zepsuło, przygotowaneegzemplarze czekają dnia następnego.Zwykle idą w kurs tegoż dnia.Organizatorowie rozdrabniają jeszcze bardziej otrzymaną kupkę(Robotnika.Już wyznaczyli na ten dzień pod rozmaitymi pozoramirandki zaufanym ludziom ze swych stosunków.Randki zaś są obliczo-ne tak, by móc jednego dnia załatwić je wszystkie.Najczęściej więc wdniu wyjścia Robotnika jest on w ręku ogromnej większości człon-ków organizacji.I tylko dalszą drogę, wędrówkę z ręki do ręki, z domudo domu, z miast do miasteczek i na wieś odbywa Robotnik jużwolniej, bez pośpiechu.Periodyczna bibuła pochodzenia zagranicznego nie może korzystaćz tak wyrównanej, zawczasu przygotowanej drogi.Nie może, bo termi-nu jej nadejścia niepodobna wobec stosunków granicznych określić ześcisłością.Rozpowszechnienie więc czy to numeru Przedświtu , czy Zwiatła , czy jakiego innego pisma nie idzie tak szybko i tak regular-nie, jak opisane wyżej doręczanie odbiorcom Robotnika.Trwa onotygodniami całymi i najczęściej brak w nim planu, specjalnie na tenwypadek wyrobionego.Dzisiaj któryś z numerów, np. Przedświtujest w Warszawie, a w jakimś Radomiu lub Kownie może się ukazaćdopiero za tydzień, w zależności od tego, czy w tym czasie były jakie okazje partyjne, czy towarzysze, zajmujący się rozwożeniem lub łą-czeniem pojedynczych organizacji lokalnych w jedno, mieli właśnietam interesy do załatwienia.W każdym jednak razie bibuła periodycz-na, mająca z góry określoną liczbę odbiorców, nie sprawia tak wielkie-go kłopotu, jak bibuła książkowa i broszurowa.Przy pracy z tą ostatnią znika z natury rzeczy wszelka regularność iokreśloność.Bo proszę: dzisiaj w tym stosunku może być potrzebnataka broszura, jutro inna, stamtąd żądają dużo rzeczy do czytania, ską-dinąd mniej.Książka i broszura nie jest pismem i przy większym roz-powszechnieniu wymaga istnienia księgozbioru, z którego przy potrze-bie możnaby wziąć akurat tyle egzemplarzy, ile się chce lub wymaga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]