Home HomeCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Payne Charles V. Be Smart, Act Fast, Get Rich. Your Game Plan For Getting It Right In The Stock MarketPeter Charles Hoffer The Brave New World, A History of Early America Second Edition (2006)Darwin Charles O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnegoKipling Rudygard Ksiega Dzungli00336, 4f08a3ffedb6cb0ea9f7c559c46546d9Samba (5)Gayle Wald Crossing the Line, Racial Passing in Twentieth Century U.S. Literature and Culture (2000)Narrenturm.korekta1Saramago Jose Baltazar i Blimunda
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfr.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .ludzie, którym płaci się za to, żeby wiedzieli.Niech mi pan powie, co jeszcze powiedział panu detektyw Benjamin.- Wyraził przypuszczenie, że Command One jest w rękach Tulla i dziesięciu podstawionych ludzi.- To zupełnie niemożliwe! - wykrzyknął Hicks.- Dziesięciu ludzi przeciwko całej załodze i ludziom admirała i generała? - zdziwił się Sykes.- Niemożliwe.absolutnie niemożliwe.- Mało prawdopodobne - stwierdził Otis.- Jest to możliwe, jeżeli załoga została wykluczona z gry, przez zatrucie pożywienia lub wody pitnej.- Do diabła, tak mogło być! - krzyknął prezydent.- Można by także użyć gazu paraliżującego - powiedział Corliss - Choć detektyw Benjamin o tej możliwości nie wspomniał.Prezydent potarł dłonie.- Dobrze, nasze okręty płyną już na pozycje, z których będą mogły go przechwycić.Spojrzał na Dowódcę Operacji Morskich.- Tak, panie prezydencie, niektóre okręty Floty Atlantyckiej płyną na północ, jak widać na mapie.W drodze jest także część Szóstej Floty, by zablokować Cieśninę Gibraltarską od strony Atlantyku; mamy wreszcie okręty zbliżające się do Władywostoku.- Niektóre okręty?- Panie prezydencie.- Nie chcę tylko niektórych okrętów, admirale, chcę wszystkich, jakie mamy.Nie chcę, by ten okręt podwodny dostał się w ręce obcej potęgi, a państwo, które dopuściło się tej kradzieży, zrobi wszystko, co możliwe, by przemycić go na swoje wody terytorialne.- Ale to oznacza osłabienie.- Proszę to zrobić, panie admirale i to teraz.Proszę podnieść słuchawkę i skierować okręty na właściwe pozycje.Możemy mieć tu wojnę w ciągu dwudziestu czterech lub czterdziestu ośmiu godzin.Chcę, by nasi potencjalni wrogowie wiedzieli, że jeżeli nas do tego zmuszą, odpowiemy ostro.Pełna gotowość.Czy to jasne?- Tak jest, panie prezydencie - odpowiedział Fletcher.Prezydent skinął głową i patrząc na Sykesa i Otisa powiedział:- Na dalszą część śledztwa departamenty panów będą do dyspozycji detektywów Benjamina i Markhama.Przeniósł wzrok na Corlissa.- I pański też, admirale.- Tak jest, panie prezydencie.- Ci dwaj pracują teraz dla mnie - czy to jasne dla wszystkich tu obecnych? - spytał prezydent.Wszyscy mężczyźni przy stole skinęli głowami.- Pan zajmie się formalnościami związanymi z tym, żeby pracowali dla mnie - zwrócił się do Hubbereda prezydent.- Gdyby były jakieś problemy, nie chcę o nich słyszeć.chcę, żeby pan to załatwił.- Tak jest, panie prezydencie - odpowiedział Hubbered.- No cóż panowie, wprowadzam w naszych siłach zbrojnych stan pełnej gotowości - oświadczył prezydent.- Groźba wojny jest tak bliska, jak w roku 62, w czasie Kryzysu Kubańskiego.Gdy ci detektywi przyjadą do Białego Domu, chcę się z nimi od razu zobaczyć.To ostatnie skierowane było do Hubbereda.- Tak jest, panie prezydencie.- Jeżeli będziemy mieli dużo szczęścia, może uda się nam uniknąć wojny.Ale tylko, jeżeli będziemy mieli dużo szczęścia.Spojrzał na zegar nad mapą elektroniczną.- Jest dziesiąta.Spotkamy się ponownie wieczorem, o szóstej.Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.Zatrzymał się jednak, zanim do nich doszedł i zwracając się do mężczyzn zgromadzonych dookoła stołu, powiedział:- Admirale Fletcher, proszę wydać rozkaz zniszczenia tego okrętu.- Panie prezydencie, ale może być sposób.- Jedyny sposób, to go zniszczyć, zanim walka o niego zniszczy świat.Proszę go znaleźć i zniszczyć - rozkazał prezydent.- Tak jest, panie prezydencie - odpowiedział Fletcher cichym, smutnym głosem.Benjamin odłożył słuchawkę.- To był dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Narodowego - powiedział patrząc na Markhama, który siedział po drugiej stronie biurka.- Mamy dzisiaj jechać do Waszyngtonu.- O której? - spytał Markham.- Śmigłowiec marynarki zawiezie nas wprost do Białego Domu.- O której?- O czwartej po południu - odparł Benjamin.- Powiedział także, że FBI, CIA i wywiad marynarki są całkowicie do naszej dyspozycji.Markham pokiwał głową z aprobatą.- Zanim cokolwiek zrobię, chcę odwiedzić Karin; potem zamierzam sprawdzić Tulla.- Dobrze.Ja spróbuję się czegoś dowiedzieć o oficerach, którzy są kawalerami - powiedział Benjamin.- Tacy prędzej się czymś takim zajmą, niż żonaci.Markham przytaknął; wstał i przeciągnął się.- Lepiej bądź tu o trzeciej - nalegał Benjamin.- Dobra, o trzeciej - zgodził się Markham.- A, zapomniałem ci powiedzieć, że będziemy pracować bezpośrednio dla prezydenta - dorzucił Benjamin.Markham odwrócił się, oparł ręce na brzegu biurka i pochylając się, zbliżył swoją twarz do twarzy Benjamina.- Po prostu zapomniałeś o tym?- To niczego nie zmienia.Nadal jesteś detektywem.- Ale pracuję dla kogo innego.- No i co z tego?Markham wyprostował się i mierząc w Benjamina palcem, powiedział:- Jesteś zupełnie niemożliwy.Tamten roześmiał się.- Dzięki temu mam styl - odpowiedział.- Gdybyś miał jakiś styl.- Markham potrząsnął głową, machnął ręką.- Nawet mówić o tym nie warto - stwierdził i wyszedł z pokoju.- Nie chciałbyś, żeby twój nowy szef czekał, prawda? - śmiejąc się zawołał za nim Benjamin.Markham wszedł do pokoju szpitalnego.Karin leżała oparta o poduszki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •