[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ludzie, którym płaci się za to, żeby wiedzieli.Niech mi pan powie, co jeszcze powiedział panu detektyw Benjamin.- Wyraził przypuszczenie, że Command One jest w rękach Tulla i dziesięciu podstawionych ludzi.- To zupełnie niemożliwe! - wykrzyknął Hicks.- Dziesięciu ludzi przeciwko całej załodze i ludziom admirała i generała? - zdziwił się Sykes.- Niemożliwe.absolutnie niemożliwe.- Mało prawdopodobne - stwierdził Otis.- Jest to możliwe, jeżeli załoga została wykluczona z gry, przez zatrucie pożywienia lub wody pitnej.- Do diabła, tak mogło być! - krzyknął prezydent.- Można by także użyć gazu paraliżującego - powiedział Corliss - Choć detektyw Benjamin o tej możliwości nie wspomniał.Prezydent potarł dłonie.- Dobrze, nasze okręty płyną już na pozycje, z których będą mogły go przechwycić.Spojrzał na Dowódcę Operacji Morskich.- Tak, panie prezydencie, niektóre okręty Floty Atlantyckiej płyną na północ, jak widać na mapie.W drodze jest także część Szóstej Floty, by zablokować Cieśninę Gibraltarską od strony Atlantyku; mamy wreszcie okręty zbliżające się do Władywostoku.- Niektóre okręty?- Panie prezydencie.- Nie chcę tylko niektórych okrętów, admirale, chcę wszystkich, jakie mamy.Nie chcę, by ten okręt podwodny dostał się w ręce obcej potęgi, a państwo, które dopuściło się tej kradzieży, zrobi wszystko, co możliwe, by przemycić go na swoje wody terytorialne.- Ale to oznacza osłabienie.- Proszę to zrobić, panie admirale i to teraz.Proszę podnieść słuchawkę i skierować okręty na właściwe pozycje.Możemy mieć tu wojnę w ciągu dwudziestu czterech lub czterdziestu ośmiu godzin.Chcę, by nasi potencjalni wrogowie wiedzieli, że jeżeli nas do tego zmuszą, odpowiemy ostro.Pełna gotowość.Czy to jasne?- Tak jest, panie prezydencie - odpowiedział Fletcher.Prezydent skinął głową i patrząc na Sykesa i Otisa powiedział:- Na dalszą część śledztwa departamenty panów będą do dyspozycji detektywów Benjamina i Markhama.Przeniósł wzrok na Corlissa.- I pański też, admirale.- Tak jest, panie prezydencie.- Ci dwaj pracują teraz dla mnie - czy to jasne dla wszystkich tu obecnych? - spytał prezydent.Wszyscy mężczyźni przy stole skinęli głowami.- Pan zajmie się formalnościami związanymi z tym, żeby pracowali dla mnie - zwrócił się do Hubbereda prezydent.- Gdyby były jakieś problemy, nie chcę o nich słyszeć.chcę, żeby pan to załatwił.- Tak jest, panie prezydencie - odpowiedział Hubbered.- No cóż panowie, wprowadzam w naszych siłach zbrojnych stan pełnej gotowości - oświadczył prezydent.- Groźba wojny jest tak bliska, jak w roku 62, w czasie Kryzysu Kubańskiego.Gdy ci detektywi przyjadą do Białego Domu, chcę się z nimi od razu zobaczyć.To ostatnie skierowane było do Hubbereda.- Tak jest, panie prezydencie.- Jeżeli będziemy mieli dużo szczęścia, może uda się nam uniknąć wojny.Ale tylko, jeżeli będziemy mieli dużo szczęścia.Spojrzał na zegar nad mapą elektroniczną.- Jest dziesiąta.Spotkamy się ponownie wieczorem, o szóstej.Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.Zatrzymał się jednak, zanim do nich doszedł i zwracając się do mężczyzn zgromadzonych dookoła stołu, powiedział:- Admirale Fletcher, proszę wydać rozkaz zniszczenia tego okrętu.- Panie prezydencie, ale może być sposób.- Jedyny sposób, to go zniszczyć, zanim walka o niego zniszczy świat.Proszę go znaleźć i zniszczyć - rozkazał prezydent.- Tak jest, panie prezydencie - odpowiedział Fletcher cichym, smutnym głosem.Benjamin odłożył słuchawkę.- To był dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Narodowego - powiedział patrząc na Markhama, który siedział po drugiej stronie biurka.- Mamy dzisiaj jechać do Waszyngtonu.- O której? - spytał Markham.- Śmigłowiec marynarki zawiezie nas wprost do Białego Domu.- O której?- O czwartej po południu - odparł Benjamin.- Powiedział także, że FBI, CIA i wywiad marynarki są całkowicie do naszej dyspozycji.Markham pokiwał głową z aprobatą.- Zanim cokolwiek zrobię, chcę odwiedzić Karin; potem zamierzam sprawdzić Tulla.- Dobrze.Ja spróbuję się czegoś dowiedzieć o oficerach, którzy są kawalerami - powiedział Benjamin.- Tacy prędzej się czymś takim zajmą, niż żonaci.Markham przytaknął; wstał i przeciągnął się.- Lepiej bądź tu o trzeciej - nalegał Benjamin.- Dobra, o trzeciej - zgodził się Markham.- A, zapomniałem ci powiedzieć, że będziemy pracować bezpośrednio dla prezydenta - dorzucił Benjamin.Markham odwrócił się, oparł ręce na brzegu biurka i pochylając się, zbliżył swoją twarz do twarzy Benjamina.- Po prostu zapomniałeś o tym?- To niczego nie zmienia.Nadal jesteś detektywem.- Ale pracuję dla kogo innego.- No i co z tego?Markham wyprostował się i mierząc w Benjamina palcem, powiedział:- Jesteś zupełnie niemożliwy.Tamten roześmiał się.- Dzięki temu mam styl - odpowiedział.- Gdybyś miał jakiś styl.- Markham potrząsnął głową, machnął ręką.- Nawet mówić o tym nie warto - stwierdził i wyszedł z pokoju.- Nie chciałbyś, żeby twój nowy szef czekał, prawda? - śmiejąc się zawołał za nim Benjamin.Markham wszedł do pokoju szpitalnego.Karin leżała oparta o poduszki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]