[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To przecież było takie oczywiste.Nie mógł powiedzieć, żetego nie przeczuwał.Ponieważ przeczuwał.Od dawna.Jegosny o obrazie babci, siatce, gdzie na skrzyżowaniach liniiznajdowały się mózgi to właśnie był obraz tej struktury.Tyle że nie zrozumiał.Zajmował się wtedy czymś innym.Koherencja stanowiła połączenie niezliczonych mózgów.To jasne.Ale jak wszystko dokładnie działało? Jak właściwiefunkcjonowało? Niewiele się nad tym zastanawiał za mało.Mózgi były ze sobą połączone.I kropka.Jakoś połączone.Nieważne jak konkretnie.To było ważne.To w ogóle była najważniejsza sprawa.Tyle że zrozumiał to dopiero wtedy, gdy Koherencjazaproponowała, że uczyni Serenity jego sąsiadem.Sąsiadem! To oznaczało nic innego, jak to, że wszystkiemózgi są zintegrowane w sieć, gdzie każdy ma określonemiejsce.Oczywiście, nie w przestrzeni rzeczywistej, toakurat było niepotrzebne.Chodziło o co innego.Kiedyimpuls myślowy poprzez chip opuszcza mózg, dokąd płynie?Należało jasno określić, neurony jakiego mózgu drażnibodziec wędrujący za sprawą chipa oraz telefoniikomórkowej.I właśnie to regulowała pętla.CORE DISTRIBUTIONLOOP.Za każdym razem, gdy do systemu Koherencji trafiałsygnał nerwowy przeobrażony w cyfrowy impuls, zadawałapytanie bazie danych, jak ma go rozdysponować, do jakichkolejnych mózgów przekazać.Miał to przecież jak na dłoni.A jednak nie dostrzegł.Baza danych reprezentowała po prostu strukturę samejKoherencji.W jej rejestrach zawarte zostały wszystkiewzajemne połączenia mózgów.Bez tej bazy danych Koherencja przestałaby istnieć.A teraz było już za pózno, aby zrobić z tego wnioskujakikolwiek użytek.Widział, jak Serenity i Guy wyprowadzani są na zewnątrz.Serenity odwróciła się po raz ostatni, jednak była zbytdaleko, aby zobaczył wyraz jej twarzy.Cieszył się z tego,a zarazem go bolało, bo już wkrótce miał zapomnieć, ile dlaniego znaczyła.Poczekał, aż znajdą się na zewnątrz, zupełnie nazewnątrz, a potem dłoń, w której trzymał broń, opadła, jakgdyby uszły z niej wszystkie siły.Jeden z Upgraderówpodszedł, zabrał pistolet, zabezpieczył i schował.Christopher na niego nie patrzył.Patrzył tylko na swojąstopę, która okropnie bolała.Na widok plamy krwi robiło musię słabo. Chodz, mój synu powiedziała Koherencja głosem,ustami, ciałem jego matki. Najpierw cię opatrzymy.Brzmiało to tak prawdziwie, tak doskonale, jednakChristopher widział, że jego matka, jego prawdziwa matka,nie zachowałaby takiego spokoju.Pozwolił jej zaprowadzić się do stołu, który nawmurowanych w podłogę, stalowych podporach okalał trzyleżanki.Chłopiec posłusznie usadowił się na wolnejprzestrzeni blatu, pozwolił sobie ściągnąć ze stopyprzestrzelony but i jęknął, bo to bolało, cholernie bolało.Teraz jednak był już w rękach Koherencji.Wszystkoprzebiegało perfekcyjnie.Upgraderzy, nie zamieniając zesobą nawet słowa, pracowali ramię w ramię.Jeden podawałbandaże, drugi środek odkażający.Każdy ruch był celowy,każdy zdradzał niewysłowione wręcz doświadczeniemedyczne.Zerknął w bok.Tam była taca, na której leżały kajdankizdjęte Serenity i Guyowi.Przynajmniej tak mu się wydało.Lepsze to niż nic.Teraznawet powinien się ucieszyć z tego, że znalazł się w rękachKoherencji, która tak doskonale o niego dba. Konieczna będzie operacja wyjaśniła matka, odkażającranę i przyglądając się jej. Co najmniej jedna kość uległadefragmentacji.I znowu słowo, którego jego matka by nigdy nie użyła.Nawet go nie znała. Ale jest na to czas ciągnęła.Potem zaczęła nakładaćprowizoryczny opatrunek. Najpierw&Umilkła.Cała piątka umilkła.Spojrzeli w górę, ku szklanejkopule, nad którą nagle zaczął krążyć śmigłowiec.Dało się odczuć, że Koherencja się zaniepokoiła.Czterech mężczyzn odłożyło trzymane dotąd instrumentymedyczne, wyciągnęło pistolety i wyszło ze szklanego klocka.Wyżej, na galeriach, widać było biegających Upgraderów.Niektórzy z nich trzymali broń.Matka Christophera pospieszyła się z opatrunkiem, jużmniej dbała, czy go boli, czy nie. Tam, na zewnątrz rozgrywają się jakieś okropne rzeczy.Jeżeli ci głupcy będą próbowali szturmować budynek,bardzo się zdziwią& Słabo mi powiedział Christopher.Jego matka nie uniosła wzroku, przykleiła tylko ostatnikawałek opatrunku. Połóż się na leżance.Christopher opadł na bok.Dopiero wtedy się zorientowała.Potem już tylko jeden szybki ruch.Złapał kajdanki leżącena tacy, rzucił się do tyłu i z trzaskiem zamknął naprzegubie matki.A drugi koniec na nodze stołu. Christopher? krzyknęła. Co to ma znaczyć?Nie odpowiedział, tylko wziął drugą parę kajdanek,pokuśtykał do rozsuwanych drzwi i nałożył ją na uchwytach,tak aby nie dało się rozsunąć skrzydeł, nawet odrobinę. Co to jest! wrzeszczała matka.Teraz jej głos już w ogólenie brzmiał jak głos mamy, tylko uosobienie furii. Cochcesz przez to osiągnąć!Z zewnątrz nadbiegali już Upgraderzy, w większościz bronią w reku.Christopher odwrócił się, ale trochę za szybko.Uderzyłzranioną stopą o nogę stołu.Ból przeniknął go niczym prąd elektryczny.Teraznaprawdę zrobiło mu się słabo.Musiał oprzeć się o leżankę,poczekać, aż przed oczyma przestaną wirować mroczki.Upgraderzy walili w drzwi.A niech walą.Niech pancerneszkło pokaże, ile jest warte.Ogłuszający huk.Strzelali w szkło, ale kule w nim grzęzły,zmieniając tylko kolor tafli na mlecznobiały.%7ładnych szans.Szybko to dostrzegli, dali za wygraną. Tutaj, w środku, jesteś tak samo zamknięty, jak wtedykiedy byłeś w celi Koherencja sączyła jad ustami jegomatki. To żałosne, co robisz. Jeszcze zobaczymy rzucił Christopher i ruszył przedsiebie.Stopa znowu mu krwawiła.Ciągnąc za sobączerwoną smugę, dokuśtykał do terminala komputerowego.Opadł na krzesło, nacisnął klawisz spacji.Ekran zaświeciłsię. Co to ma być! Chyba nie sądzisz, że osiągniesz coś w tensposób?A jednak tak sądzę, pomyślał Christopher.Zachował tojednak dla siebie.Zaczął stukać w klawisze. Christopherze, widzę każdy klawisz, który przyciskasz powiedziała Koherencja ustami jego matki. Wiesz, żemogę w każdej chwili wyłączyć ten komputer?Wcale nie.To akurat sprawdził.Komputery działającetutaj, w kostce, służyły do podłączenia wszystkichUpgraderów, co najmniej w tym budynku.GdybyKoherencja je wyłączyła, sama wytrąciłaby sobie broń z ręki.Upgraderzy pozostający na zewnątrz otoczyli szklanąkostkę, zapewne szukając słabych punktów.Najwyrazniej napróżno, bo teraz się wycofywali.Dalej! Przypomniał sobie kod, Core Distribution Loop,i jeszcze to, jak jest przyłączony do bazy danych.Musiałznalezć bezpośredni dostęp do niej z shella. Co tam robisz? zapytała matka.Po raz pierwszy w jejgłosie słychać było niepokój.Nie odpowiedział.Był już wystarczająco skoncentrowanyna walce z szalonym bólem stopy.To mogło byćnajważniejsze włamanie w jego życiu, ale z pewnością nienajłatwiejsze. Christopherze, co ty tam robisz?Rozejrzał się mimo woli.Tak jednolicie głos Koherencjinie brzmiał jeszcze nigdy.Kiedy uniósł głowę ku galeriomokalającym dziedziniec, zrozumiał dlaczego: bo jeszczenigdy nie przemawiało do niego aż tyle ust.Wszędzie staliUpgraderzy, spoglądając na niego, zaszokowani, otępializ przerażenia. A jak myślisz, co robię? wymamrotał i pisał dalej.Terazto już wyglądało naprawdę niezle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]