[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna miał skórę jasnobrązową, jak gdyby często przebywał na powietrzu, a bardzo ciemne włosy rozjaśniały na skroniach srebrne pasma.Spoglądał na Kelsie szarymi oczami z taką intensywnością, iż zdawało się, że gdyby tylko mógł, otworzyłby jej głowę i wygarnął z niej odpowiedzi na pytania, których istnienia Kelsie nawet nie podejrzewała.- Przeszłaś przez bramę.Rozwarłszy usta patrzyła na niego z przestrachem.Mężczyzna zwrócił się do niej w jej własnym języku!- Przez bramę? - wyjąkała.- Tam nie było żadnej bramy, jedynie kamienne głazy.Neil przewrócił mnie, kiedy próbowałam powstrzymać go przed oddaniem strzału do dzikiego kota.Miałam świętą rację.- Niemalże zapomniany przypływ złości znów zalał ją falą gorąca.- Doglądałam swej ziemi - aż po powalone kamienie i dalej.Gdzie.gdzie jestem?Zrobiła nieznaczny ruch, by wskazać to, co znajdowało się wokół, dom, nieznajomych ludzi - tę krainę.- Jesteś w Zielonej Dolinie - powiedział mężczyzna.- W Escore.A dostałaś się tu przez jedną z bram.Może Pani okaże ci łaskę.- Kim jesteś - zapytała wprost - i co to za bramy?- Po pierwsze, jestem Simon Tregarth, po drugie, należałoby sprowadzić kogoś z wtajemniczonych, kto by ci to wyjaśnił.jeżeli tylko on czy też ona potrafiliby to uczynić.- Jak wrócę z powrotem? - Kelsie zadała najistotniejsze pytanie.Mężczyzna potrząsnął przecząco głową.- Nie wrócisz.W tej chwili mamy tylko jednego wtajemniczonego, a twoja brama doń nie należy.Nawet Hilarion nie może odesłać cię z powrotem.Przy wejściu pojawiła się kobieta w szarej sukni.Przepchnęła się do przodu, zachowując jednak pewną odległość między sobą a rozmawiającymi, jak gdyby odczuwała jakąś niechęć do mężczyzny.Zwróciła się doń obcesowo, a on, nim ponownie obrócił się ku Kelsie, wzruszył ramionami.Było oczywiste, że tych dwoje niewiele łączyło.- Ta, którą zwą Wittie, chciałaby wiedzieć, jak weszłaś w posiadanie klejnotu.Z pewnością nie przyniosłaś go ze sobą.- Miała go ona.kobieta, która umarła.Roylane.Zapadła kompletna cisza.Wszyscy wpatrywali się w nią, jakby wyrzuciła z siebie jakieś złowieszcze słowo czy może słowa.- Zdradziła ci swoje imię? - spytał natychmiast mężczyzna, nazywający siebie Tregarthem.Kelsie uniosła podbródek, wyczuła w tym pytaniu niedowierzanie.- Umierając - rzuciła krótko.Tregarth odwrócił się do kobiety w szarej sukni i mówił coś szybko.Chociaż ta zdawała się go słuchać, ani na chwilę nawet nie spuściła oka z Kelsie.Coś w tym uporczywym spojrzeniu było takiego, że dziewczyna czuła się coraz bardziej niespokojna, jak gdyby każdym ruchem powieki oskarżano ją o śmierć tamtej podróżującej kobiety i jej towarzyszy.Ale Tregarth jeszcze raz skierował całą swą uwagę ku dziewczynie.- Sama wzięłaś klejnot czy za jej pozwoleniem? Kelsie zdecydowanie pokręciła głową.Zaprzeczenie to skierowane było bardziej do kobiety w szarej sukni niż do mężczyzny.- Kot go wziął - powiedziała nie dbając, czy uwierzą w to, co właśnie oznajmiła.Po czym wzbogaciła swoją wypowiedź opisem, w jaki sposób zwierzę zabrało drogocenny kamień właścicielce.Raptem do jej świadomości dotarło muśnięcie gęstego futra, więc spojrzała w dół i zobaczyła dzikiego kota, który zatrzymawszy się usadowił tuż przed nią, końcem ogona okrywając zarówno zdrową łapę, jak i tę skaleczoną.Jednocześnie jak gdyby dawał znać, iż również nie przystaje do tego świata.Kobieta w szarej sukni była prawdziwie zaskoczona pojawieniem się kota.Klejnot wciąż zdobił szyję zwierzęcia.W pewnym momencie kot pochylił łeb, by złapać zębami drogocenny kamień.Chociaż kobieta zrobiła krok do przodu i wydała taki dźwięk, jakby odmawiała kotu owego trofeum, zatrzymała się najszczerzej zdumiona zachowaniem zwierzęcia.- Czy to tak odbyło się wcześniej? - zapytał Tregarth.- Tak.To kot go wziął.- Kelsie pomyślała, że zrobiła roztropnie, czyniąc tę uwagę tak szybko, jak to było możliwe.Nie życzyła sobie, by myślano o niej jako o tej, która obrabowała umarłą.Chociaż nie wiedziała, czemu miałaby odebrać jej taką błahostkę.- Kot wszedł do bramy przed tobą albo razem z tobą.Mężczyzna nie uczynił z tej wypowiedzi pytania, Kelsie jednak uważała za stosowne odpowiedzieć:- Tak.Tym razem potokiem słów wybuchnęła Dahaun.Kelsie dosłyszała kilkakroć zarówno swoje imię, jak i słowo “brama".Najpierw skinął głową Tregarth, a potem Wittie, ta ostatnia niechętnie; Kelsie nie miała co do tego żadnych wątpliwości.W chwilę później dziewczyna przyglądała się, jak kobieta w szarej sukni wyjęła z ukrytej kieszeni niewielki woreczek i póty wyciągała z niego troczki, aż rozłożyła go płasko na macie okrywającej podłogę.Przyklęknąwszy rozprostowała ów kawałek materiału jeszcze bardziej, po czym obróciła się w stronę kota.Zetknąwszy się z nim oko w oko, nie wydała jednak żadnego dźwięku.Jeśli prosiła stworzenie, by zrezygnowało z pieczy nad klejnotem, to nie odniosła sukcesu.Kot cofał się bowiem, wciąż ku niej zwrócony, aż zatrzymał się w sporej odległości.Między oczami kobiety, które pod ciemnymi brwiami wydawały się niemal białe, pojawiła się pionowa zmarszczka.W tej chwili Wittie coś mówiła, coś, co miało swoisty rytm i mogło stanowić część jakiegoś obrzędu.Ale kot nawet się nie poruszył.W końcu kobieta podniosła woreczek i znów rzuciła na Kelsie ostre i groźne spojrzenie, mówiąc coś z godnością.Tregarth wysłuchał jej, po czym przetłumaczył dziewczynie.- Rozkazuje ci się, byś sprawiła, aby twoja przyjaciółka zezwoliła oddalić się mocy.- Rozkazuje się? - warknęła Kelsie.- Nie mam żadnej władzy nad kotem.Przyjaciółka.- resztki jakiejś dawnej wiedzy wychynęły na powierzchnię jej umysłu - w ten sposób zwykło się mówić o czarownicach, które wysługują się zwierzętami.No więc nie wiem, gdzie się znajduje ta wasza Zielona Dolina ani Escore, ani to wszystko, co w niej jest! Nie jestem czarownicą - coś takiego nie istnieje.Na wargach mężczyzny pojawił się po raz pierwszy cień uśmiechu.- Och, ale tutaj one są, Kelsie McBlair
[ Pobierz całość w formacie PDF ]