Home HomeCrichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)Norton Adre Mroczny muzykantCrichton Michael Norton N22 (2)Norton N22 Michael Crichton (2)Norton Andre Pani Krainy Mgiel (SCAN dal 778Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfowNorton Andre Lackey Mercedes Elfia KrewNorton Andre Sokola magia (SCAN dal 1164)Norton Andre Gwiezdny lowca (SCAN dal 773)Wprowadzenie do Logomocji. Andrzej Walat
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • urodze-zycie.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Mężczyzna miał skórę jasnobrązową, jak gdyby często przebywał na powietrzu, a bardzo ciemne włosy rozjaśniały na skroniach srebrne pasma.Spoglądał na Kelsie szarymi oczami z taką intensywnością, iż zdawało się, że gdyby tylko mógł, otworzyłby jej głowę i wygarnął z niej odpowiedzi na pytania, których istnienia Kelsie nawet nie podejrzewała.- Przeszłaś przez bramę.Rozwarłszy usta patrzyła na niego z przestrachem.Mężczyzna zwrócił się do niej w jej własnym języku!- Przez bramę? - wyjąkała.- Tam nie było żadnej bramy, jedynie kamienne głazy.Neil przewrócił mnie, kiedy próbowałam powstrzymać go przed oddaniem strzału do dzikiego kota.Miałam świętą rację.- Niemalże za­pomniany przypływ złości znów zalał ją falą gorąca.- Doglądałam swej ziemi - aż po powalone kamienie i dalej.Gdzie.gdzie jestem?Zrobiła nieznaczny ruch, by wskazać to, co znajdowało się wokół, dom, nieznajomych ludzi - tę krainę.- Jesteś w Zielonej Dolinie - powiedział mężczyz­na.- W Escore.A dostałaś się tu przez jedną z bram.Może Pani okaże ci łaskę.- Kim jesteś - zapytała wprost - i co to za bramy?- Po pierwsze, jestem Simon Tregarth, po drugie, należałoby sprowadzić kogoś z wtajemniczonych, kto by ci to wyjaśnił.jeżeli tylko on czy też ona potrafiliby to uczynić.- Jak wrócę z powrotem? - Kelsie zadała najistotniej­sze pytanie.Mężczyzna potrząsnął przecząco głową.- Nie wrócisz.W tej chwili mamy tylko jednego wtajemniczonego, a twoja brama doń nie należy.Nawet Hilarion nie może odesłać cię z powrotem.Przy wejściu pojawiła się kobieta w szarej sukni.Prze­pchnęła się do przodu, zachowując jednak pewną odległość między sobą a rozmawiającymi, jak gdyby odczuwała jakąś niechęć do mężczyzny.Zwróciła się doń obcesowo, a on, nim ponownie obrócił się ku Kelsie, wzruszył ramionami.Było oczywiste, że tych dwoje niewiele łączyło.- Ta, którą zwą Wittie, chciałaby wiedzieć, jak weszłaś w posiadanie klejnotu.Z pewnością nie przyniosłaś go ze sobą.- Miała go ona.kobieta, która umarła.Roylane.Zapadła kompletna cisza.Wszyscy wpatrywali się w nią, jakby wyrzuciła z siebie jakieś złowieszcze słowo czy może słowa.- Zdradziła ci swoje imię? - spytał natychmiast męż­czyzna, nazywający siebie Tregarthem.Kelsie uniosła podbródek, wyczuła w tym pytaniu nie­dowierzanie.- Umierając - rzuciła krótko.Tregarth odwrócił się do kobiety w szarej sukni i mówił coś szybko.Chociaż ta zdawała się go słuchać, ani na chwilę nawet nie spuściła oka z Kelsie.Coś w tym uporczywym spojrzeniu było takiego, że dziewczyna czuła się coraz bardziej niespokojna, jak gdyby każdym ruchem powieki oskarżano ją o śmierć tamtej podróżującej kobiety i jej towarzyszy.Ale Tregarth jeszcze raz skierował całą swą uwagę ku dziewczynie.- Sama wzięłaś klejnot czy za jej pozwoleniem? Kelsie zdecydowanie pokręciła głową.Zaprzeczenie to skierowane było bardziej do kobiety w szarej sukni niż do mężczyzny.- Kot go wziął - powiedziała nie dbając, czy uwierzą w to, co właśnie oznajmiła.Po czym wzbogaciła swoją wypowiedź opisem, w jaki sposób zwierzę zabrało drogo­cenny kamień właścicielce.Raptem do jej świadomości dotarło muśnięcie gęstego futra, więc spojrzała w dół i zobaczyła dzikiego kota, który zatrzymawszy się usadowił tuż przed nią, końcem ogona okrywając zarówno zdrową łapę, jak i tę skaleczoną.Jednocześnie jak gdyby dawał znać, iż również nie przystaje do tego świata.Kobieta w szarej sukni była prawdziwie zaskoczona pojawieniem się kota.Klejnot wciąż zdobił szyję zwierzęcia.W pewnym momencie kot pochylił łeb, by złapać zębami drogocenny kamień.Chociaż kobieta zrobiła krok do przodu i wydała taki dźwięk, jakby odmawiała kotu owego trofeum, zatrzymała się najszczerzej zdumiona zachowaniem zwierzęcia.- Czy to tak odbyło się wcześniej? - zapytał Tregarth.- Tak.To kot go wziął.- Kelsie pomyślała, że zro­biła roztropnie, czyniąc tę uwagę tak szybko, jak to było możliwe.Nie życzyła sobie, by myślano o niej jako o tej, która obrabowała umarłą.Chociaż nie wiedziała, czemu miałaby odebrać jej taką błahostkę.- Kot wszedł do bramy przed tobą albo razem z tobą.Mężczyzna nie uczynił z tej wypowiedzi pytania, Kelsie jednak uważała za stosowne odpowiedzieć:- Tak.Tym razem potokiem słów wybuchnęła Dahaun.Kelsie dosłyszała kilkakroć zarówno swoje imię, jak i słowo “brama".Najpierw skinął głową Tregarth, a potem Wittie, ta ostatnia niechętnie; Kelsie nie miała co do tego żadnych wątpliwości.W chwilę później dziewczyna przyglądała się, jak kobieta w szarej sukni wyjęła z ukrytej kieszeni niewielki woreczek i póty wyciągała z niego troczki, aż rozłożyła go płasko na macie okrywającej podłogę.Przyklęknąwszy rozprostowała ów kawałek materiału jeszcze bardziej, po czym obróciła się w stronę kota.Zetknąwszy się z nim oko w oko, nie wydała jednak żadnego dźwięku.Jeśli prosiła stworzenie, by zrezygnowało z pieczy nad klejnotem, to nie odniosła sukcesu.Kot cofał się bowiem, wciąż ku niej zwrócony, aż zatrzymał się w sporej odległości.Między oczami kobiety, które pod ciemnymi brwiami wydawały się niemal białe, pojawiła się pionowa zmarszcz­ka.W tej chwili Wittie coś mówiła, coś, co miało swoisty rytm i mogło stanowić część jakiegoś obrzędu.Ale kot nawet się nie poruszył.W końcu kobieta podniosła wore­czek i znów rzuciła na Kelsie ostre i groźne spojrzenie, mówiąc coś z godnością.Tregarth wysłuchał jej, po czym przetłumaczył dziew­czynie.- Rozkazuje ci się, byś sprawiła, aby twoja przyjaciółka zezwoliła oddalić się mocy.- Rozkazuje się? - warknęła Kelsie.- Nie mam żadnej władzy nad kotem.Przyjaciółka.- resztki jakiejś dawnej wiedzy wychynęły na powierzchnię jej umysłu - w ten sposób zwykło się mówić o czarownicach, które wy­sługują się zwierzętami.No więc nie wiem, gdzie się znajduje ta wasza Zielona Dolina ani Escore, ani to wszystko, co w niej jest! Nie jestem czarownicą - coś takiego nie istnieje.Na wargach mężczyzny pojawił się po raz pierwszy cień uśmiechu.- Och, ale tutaj one są, Kelsie McBlair [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •