[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korytarz był pusty, a drzwi prowadzące do sypialni zamknięte na dwie solidne zasuwy.Odsunął je i wszedł.Przez chwilę nic nie widział.Wewnątrz panowały ciemności, ponieważ okna były szczelnie zasłonięte ciężkimi kotarami.Gdy zorientował się, gdzie jest najbliższe okno, podszedł do niego i odsunął story.W sypialni znajdowały się trzy łóżka, co dostrzegł już ostatniej nocy.Leżeli na nich, jak wówczas, trzej mężczyźni.Tyle że wtedy było to zrozumiałe -- łóżka służą do spania, a najwłaściwszą do tego porą jest noc.Mimo że teraz było wczesne popołudnie, Bowman nie był specjalnie zaskoczony, że posłania są zajęte.Prawdę mówiąc, spodziewał się tego.Wszyscy trzej nie spali, toteż unieśli się na łokciach i oślepieni dziennym światłem, gwałtownie mrugali.Bowman bez słowa podszedł do leżącego najniżej i ujął jego prawą rękę.Była przykuta kajdankami do pierścienia przymocowanego do przedniej ściany wozu, podobnie jak mężczyzny zajmującego środkowe łóżko.Zaoszczędził więc sobie trudu sprawdzania trzeciego, cofnął się o dwa kroki i przyjrzał się więźniom uważnie, po czym powiedział:- Hrabia le Hobenaut, mąż Marii le Hobenaut, pan Tangevec, mąż Sary Tangevec, trzeciego z panów nie znam.Z kim mam przyjemność? Pytanie było skierowane do dystyngowanie wyglądającego mężczyzny w średnim wieku, który zajmował dolne posłanie.- Nazywam się Daymel.- Jest pan ojcem Tiny?- Tak - przyznał zapytany z miną świadczącą, iż ma pytającego za kata, nie za wybawcę.- Kim pan jest, na litość boską?- Nazywam się Bowman.Neil Bowman i przybyłem, by was stąd zabrać.- Nie wiem, kim pan jest - odezwał się leżący na środkowym łóżku, także niezbyt uszczęśliwiony pojawieniem się Bowmana.- I prawdę mówiąc, nie obchodzi mnie to.Niech się pan stąd wynosi, na miłość boską, i to zaraz, gdyż inaczej to będzie śmierć dla nas wszystkich.- Jest pan hrabią le Hobenaut? - upewnił się Bowman.- Doskonale.Słyszał pan, co się przytrafiło pańskiemu szwagrowi, Aleksandrowi? - A co miało mu się przytrafić? - spytał Hobenaut z dziwną mieszaniną podejrzliwości i rezygnacji w głosie.- Nie żyje.Czerda go zabił.- Co za bzdury pan wygaduje? Aleksander nie żyje? Przecież Czerda dał nam słowo.- - Wierzy mu pan? - przerwał zdziwiony Bowman.- Naturalnie.Czerda ma zbyt wiele do stracenia.- Wy też mu wierzycie? - Bowman przerwał mu ponownie, a widząc potakujące skinienia pozostałych więźniów, dodał: - Człowiek, który wierzy mordercy jest głupcem.Wy wszyscy nimi jesteście.Aleksander jest martwy - znalazłem jego grób i jego ciało.Jeśli uważacie,że kłamię, powiedzcie Czerdzie, że chcecie się zobaczyć z chłopakiem.Może pan, panie Daymel, przy okazji poprosić go, by przyszła pańska córka.- Ona nie.nie.- Nie jest martwa, jeśli o to panu chodzi.Nie ma tylko skóry na plecach, gdyż skatowano ją szpicrutą.Dlaczego? Z tego samego powodu, z którego zginął Aleksander: oboje próbowali komuś coś przekazać, jakąś wiadomość.Co to była za wiadomość?- Błagam pana, Bowman - le Hobenaut był niemal przerażony.Proszę nas zostawić.- Dlaczego się o nie tak boicie? I dlaczego one tak się boją o was? I proszę się nie powtarzać: nie odejdę stąd, dopóki się nie dowiem tego, co chcę wiedzieć.- Tego akurat już nigdy się nie dowiesz - rozległ się z tyłu głos Czerdy.Bowman odwrócił się powoli, ponieważ teraz pośpiech i tak by mu nic nie dał.Po wstrząsie, jaki przeżył, na jego twarzy nie było §ladu.Za to Czerda stojący w drzwiach z wyposażonym w tłumik pistoletem ani Masaine z nożem w ręku tuż za nim nawet nie próbowali ukrywać przepełniającego ich uczucia zadowolenia; obaj uśmiechali się złowrogo.Czerda skinął głową i Masaine sprawdził kajdanki więźniów.- Nie grzebał przy nich - zameldował Masaine.- Pewnie był zajęty wyjaśnianiem, jaki z niego cwaniak - Czerda dosłownie promieniował zadowoleniem.- A w rzeczywistości złapanie cię było dziecinnie proste.Jesteś głupi, Bowman: sześćset szwajcarskich funtów napiwku zwraca uwagę sprzedawcy.Powiem ci w zaufaniu, że ledwie się powstrzymałem, by ci się nie roześmiać w nos na trybunach, gdy udawałem, że cię szukam.Ale to zepsułoby całą zabawę, prawda? A tak na marginesie, byłeś rozpoznany, zanim wszedłeś na trybuny, ty durniu!- Mogłeś powiedzieć o tym Macy - mruknął Bowman.- Mogłem, ale Maca niestety nie jest zbyt dobrym aktorem - w głosie Czerdy zabrzmiał szczery żal.- Nie sądzę, żeby potrafił przekonująco udawać, że się bije na serio.Gdybyśmy natomiast nie zostawili strażnika, mógłby§ zacząć coś podejrzewać.No, koniec zabawy.Osiemdziesiąt tysięcy franków, Bowman.- Nie noszę takich głupich groszy przy sobie.- Dawaj moje pieniądze! - Czerda przestał się uśmiechać i wyciągnął lewą rękę.Bowman przyjrzał mu się z namysłem.- Skąd ktoś taki jak ty ma osiemdziesiąt tysięcy franków.- mruknął.Czerda niespodziewanie się uśmiechnął, zrobił krok i wbił tłumik pistoletu w splot słoneczny Bowmana, po czym z satysfakcją obserwował, jak ten zgiął się z bólu.117- Wolałbym dać ci w pysk - wyjaśnił Cygan - tak jak ty mnie, ale chwilowo wolę, żebyś nie miał ran na twarzy.Forsa, Bowman!- Zgubiłem - wycharczał Bowman, prostując się z trudem.- Co zrobiłeś?- Miałem dziurawą kieszeń.Czerda już się nie uśmiechał - był wściekły.Z ledwością powstrzymał się od uderzenia Bowmana kolbą i warknął:- Znajdziesz je w ciągu dziesięciu minut.Przekonasz się.Zielony rolls-royce zwolnił, zbliżając się do Mas de Lavignolle.Książę, nadal osłaniany przez Lilę parasolem, obserwował uważnie okolicę.- Tabor Czerdy - mruknął - dziwne.Co też w Mas de Lavignollemoże być interesującego dla naszego przyjaciela Czerdy? Człowiek taki jak on nie robi niczego bez powodu, zresztą niewątpliwie z przyjemnością się ze mną podzieli tymi powodami.Co się stało, moja droga? - Popatrz - zawołała Lila.- Spójrz tam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]