Home HomeAlistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony v 1 (2)Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawionyAlistair Maclean Lalka na lancuchu 1 z 2 (2)Alistair Maclean Pociag SmierciAlistair Maclean Pociag Smierci (3)Alistair MacLean HMS UlissesAlistair MacLean HMS Ulisses (2)Alistair MacLean HMS Ulisses (3)Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do MoulokinuSean Russel Wojna Łabędzi #2 Wyspa bitwy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mostlysunny.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Był to jedyny tak strategicznie zaparkowany pojazd.W razie potrzebymógł być natychmiast użyty, na przykład do pościgu.Bowman postano­wił wykorzystać sytuację.Schylony nisko, podbiegł do samochodu, dbając, by cały czas zasłaniał go przed wzrokiem Cyganów.Przykucnął przy masce i wymacał wentyl powietrza przedniego koła.Odkręcił nakrętkę i wsunął do środka zapałkę owiniętą chusteczką, aby stłumić syk uciekającego powietrza.W ciągu kilkunastu sekund spuścił powiet­rze tak dokładnie, że wóz oparł się obręczą o wewnętrzną stronę opo­ny.Miał nadzieję, że ani Czerda, ani jego towarzysze nie przyglądali się nachalnie dżipowi i żaden z nich nie zauważył dziwnego obniżenia ,się części pojazdu o mniej więcej siedem centymetrów.Na szczęście Cyganie mieli inne zmartwienia.- Coś jest nie tak - stwierdził Czerda.- Coś się nie udało.Wiecie , że nigdy się nie mylę w tych sprawach.- Ferenc, Koscis i Hoval potrafią zadbać o własną skórę - odezwał się Maca.- Ten cały Bowman może po prostu ma niezły charakter w nogach.- Nie!Bowman zaryzykował i wyjrzał spoza dżipa.Zobaczył, że Czerda wstał.- Za długo ich nie ma.I to o wiele za długo.Chodźcie, musimy ich poszukać.Cyganie podnieśli się z wyraźną niechęcią, ale nagle wszyscy trzej znieruchomieli nasłuchując.Bowman pierwszy rozpoznał dźwięk, który zwrócił ich uwagę; był to tupot nóg dochodzący od strony patio przy basenie.Na szczycie schodów pojawił się Ferenc.Zbiegł po nich, prze­skakując po kilka stopni, i pognał ku oczekującym.Poruszał się z tru­dem potykając się i zataczając.Jego świszczący oddech, twarz spływa­jąca potem, a także pistolet, który nadal ściskał w dłoni, świadczyły, że był u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej.- Nie żyją, ojcze! - zachrypiał, z trudem łapiąc powietrze.- Koscis i Hoval nie żyją!- Co ty bredzisz, na litość boską? - zaniepokoił się Czerda.- Są martwi! Mówię ci, że nie żyją! Znalazłem Koscisa, miał skręcony kark i połamane chyba wszystkie kości.Bóg jedyny wie, gdzie leży Hoval.Czerda złapał syna za klapy i potrząsnął nim gwałtownie.- Gadaj z sensem! Kto ich zabił?- Ten cały Bowman.- On?.On zabił.A co z Bowmanem? - Uciekł.- Uciekł?! Ty kretynie! Jeśli Bowmanowi uda się uciec, to Gaiuse Strome zabije nas wszystkich.Piorunem, pokój Bowmana!- I tej dziewczyny - zachrypiał Ferenc.-~-- Jakiej dziewczyny? - zdziwił się Czerda.- Aaa, tej czarnej? Ferenc przytaknął, łapiąc kolejny haust powietrza i dodał:-- Ukryła go.wcześniej.- I tej dziewczyny - zawyrokował Czerda.-- Biegiem!Cała czwórka pognała ku patio, a Bowman z mściwą satysfakcją do­padł drugiego przedniego koła.Ponieważ tym razem nie musiał się kryć i obawiać, że ktoś usłyszy syk powietrza, po prostu odkręcił wen­tyl i wyrzucił w mrok.Następnie, nadal schylony, przebiegł przez pod­jazd i wpadł na parking.Nagle pojawiła się niespodziewana komplikacja.Cecile powiedziała, że to niebieski peugeot.Świetnie.Trudno nie rozpoznać niebieskiego peugeota, ale w ciągu dnia.Teraz była noc, a światło księżyca ledwie przebijało się przez gęsty wiklinowy dach, ocieniający parkujące wozy.W nocy wszystkie koty są czarne, a samochody irytująco podobne.Bez problemu można odróżnić rolls royce'a od mini morrisa, ale w obecnej dobie unifikacji większość samochodów ma podobne kształty i rozmia­ry.Bowman stwierdził to właśnie z przerażeniem.Biegał od jednego auta do drugiego i przyglądał im się z bliska, lecz bez rezultatu.Nagle doszły do niego stłumione głosy, w których było słychać wściekłość i zaniepokojenie.Czym prędzej podbiegł do wejścia na parking.Koło wozu Czerdy zobaczył czterech Cyganów, którzy musieli przed chwilą odkryć, że ptaszki im wyfrunęły.Gestykulowali żywo i spierali się o coś zawzięcie.Najwyraźniej była to narada wojenna, która miała zdecydować, co da­lej.Bowman nie zazdrościł im, bo na ich miejscu także nie miałby poję­cia, co zrobić.Nagle kątem oka dostrzegł coś, co nawet w bladej poświacie księży­ca było feerią barw.Owo zjawisko znajdowało się na tarasie i było nader okazałe.Gdy się mu przyjrzał, stwierdził, że jest to pasiasta, dwuczę§ciowa piżama kryjąca de Croytora, który przechylony przez balustradę obserwował podjazd z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Równie dobrze mogło to być średnie zainteresowanie, lekkie obrzy­dzenie albo jeszcze coś innego.Interpretację utrudniało duże czerwone jabłko zasłaniające część twarzy księcia.Jedno nie ulegało wątpliwości - nie wyrażała jakichkolwiek gwałtownych uczuć.Bowman zostawił wielkiego księcia w spokoju i wrócił na parking.Dwa razy sprawdził rejon, o którym mówiła Cecile, i nie znalazł jej samochodu.Przeszedłwięc na zachodnią część parkingu i rzeczywiście - czwarty w pierw­szym rzędzie stał peugeot, który dał się otworzyć.W§liznął się za kie­rownicę, delikatnie zamknął drzwi i włożył kluczyk w stacyjkę.Kobiety! - pomyślał z pretensją, ale nie miał teraz czasu zastanawiać się na ten temat.Były pilniejsze sprawy.Wszystkie czynności starał się wykonywać bezszelestnie, choć wyda­wało się nieprawdopodobne, by zawzięcie dyskutujący Cyganie mogli go usłyszeć.Zwolnił ręczny hamulec, po czym wrzucił pierwszy bieg.Następnie równocześnie przekręcił kluczyk, włączył światła i nacisnął na gaz.Peugeot wyskoczył do przodu z piskiem opon.Bowman skręcił gwałtownie w lewo i skierował się ku bramie w żywopłocie.W blasku lamp dostrzegł, że Cyganie rzucili się w stronę wyjazdu z parkingu.Czerda coś krzyczał, ale poprzez ryk silnika nie sposób było nic usły­szeć, jednak sądząc z gestykulacji, kazał swoim ludziom zatrzymać samochód.Bowman jednak nie był w stanie sobie wyobrazić, jak mieli­by to zrobić.Mijając bramę, dostrzegł, iż tylko Ferenc posiada broń palną i że chce jej użyć.Stał w świetle reflektorów i mierzył w przednią szybę.Bowman nie miał wyjścia - skierował samochód prosto na niego.Na twarzy Cygana odmalowało się przerażenie.Natychmiast stracił zainteresowanie pistoletem i zajął się ratowaniem własnej skóry.Desperacko rzucił się w lewo i prawie mu się udało.Ale nie do końca - błotnik peugeota trafił go w udo i Ferenc zniknął jak za podmuchem wiatru, tylko pistolet metalicznie błysnął w świetle reflektorów.Czerda i pozostali zdążyli prysnąć na boki, toteż już bez żadnych przeszkód Bowman wyjechał na drogę i z rykiem silnika pomknął w dół.Ciekaw był, co na to wiellci książę.Być może, pomyślał, nawet nie przerwał jedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •