[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Poproś ojca, żeby zdjął walizkę z pawlacza — powiedziała do Andrzeja.Pobiegli obydwaj do pokoju i po chwili wrócili.— Tata zły.— Dlaczego?— Mówi, że zajęty.— A co robi?— Nic nie robi.— Nic?— No nic.Czyta.— No to dajcie mu spokój.— Tata to nigdy nic nie robi, tylko albo czyta, albo pisze — powiedział Janek.— Ja muszę mieć oddzielną walizkę, bo ja mam różne rzeczy do zabrania.Pojadą wszystkie zwierzęta i garaż, co mi zrobił stryjek na imieniny.— No chodźcie, pomożecie mi ułożyć na łóżku wszystko, co jest do zabrania, a potem zapakujemy — powiedziała matka Janka, która od kilku dni była we wspaniałym humorze.Po pewnym czasie w pokoju dzieci zjawił się ojciec Janka.— Dajcie spokój! — krzyknął od progu.— Czy oni muszą to wszystko zabrać? Przecież jadą tylko na dwa tygodnie.I w ogóle, skąd oni mają tyle tych łachów.To niesłychane!— Jest zima — tłumaczyła matka Janka cierpliwie.— Dzieci muszą mieć swetry, wiatrówki, zapasowe buty, zapasowe skarpetki wełniane, ciepłą bieliznę, po dwie pary rękawiczek, czapki…— Już teraz rozumiem, dlaczego od pięciu lat nie mogę sobie sprawić nawet pary portek, nie mówiąc o zapasowych — powiedział ojciec.— Hej! — krzyknął nagle.— Skąd Andrzej ma granatowe spodnie narciarskie? To przecież z mojego jedynego wizytowego ubrania!— Dzieci, chodźcie do kuchni — powiedziała matka Janka szybko.— Czas na kolację.A ty mógłbyś nam zdjąć walizkę z pawlacza.Ojciec Janka wlazł na krzesło, zdjął walizkę i dość hałaśliwie postawił ją na podłodze.— Tata znów zły — stwierdził Janek.— Dobrze, że wyjeżdżamy.— No pewnie — dodał Andrzej ustami pełnymi chleba z marmoladą.— Odpocznie się trochę od niego.— Jesteście bezczelni — zdenerwowała się matka.— Wstyd mi przed babcią.Jak wy się odzywacie? To skandal.— Powiemy jej, żeśmy się nauczyli w przedszkolu — uspokoił ją Janek.— Pakować będziemy jutro — oświadczyła matka Janka.— Dzisiaj wszystko poreperuję.A wy zdecydujcie się, które książki jadą.Każdy może zabrać po jednym zwierzaku, po jednej zabawce i po dwie książeczki.— Ja muszę garaż — wrzasnął Janek.— Słyszałeś, że nie wolno — wrzasnął Andrzej.— Bo ci dam.Mały, nie bądź taki śmiały, Bo jak przyjdzie duży, To ci łeb okurzy…— Odkurzy.— Okurzy! Mama, on się kłóci.Chciałabym już być o dwa dni starsza — westchnęła matka Janka.— Ja bym chciał być o dwa lata starszy, to będę u starszaków — powiedział Janek z głębi serca.— Pójdziemy we wtorek do teatru — rozmarzył się ojciec Janka wieczorem, gdy już chłopcy spali.— Zaprosimy Zosię i Maćka na kolację.Zrobisz sałatkę śledziową, która szkodzi Jankowi.W niedzielę ugotujemy kapuśniak na żeberkach, potem pójdziemy na kawę na Stare Miasto, a wieczorem do kina… Będzie można wreszcie wyciągnąć wszystko z pawlacza i zobaczyć, co się tam dzieje, z tym, że nikt nam tego nie rozwlecze po mieszkaniu.Będzie mnóstwo wolnego czasu.— Słuchaj — powiedziała matka Janka cicho — w niedzielę… w niedzielę się wyśpimy.Rozległo się wołanie Janka.Matka zerwała się z uśmiechem i bez słowa protestu pobiegła do pokoju dzieci.— Ja chcę zabrać garaż — mazał się Janek.— Inaczej nie pojadę.— Weź garaż, kochanie, weź, co chcesz, weź sobie taczkę i grabie, i kubeł od węgla.Otuliła go kołdrą.Leżał uśmiechnięty, ciepły, zadowolony, iMinęło pół godziny.Przed matką Janka piętrzyły się zacerowane skarpetki, koszule z poprzyszywanymi guzikami, pięknie połatane podkoszulki i majteczki.Ojciec Janka pisał coś przy stole.Znów rozległo się wołanie.Ojciec uspokajająco kiwnął głową i sam udał się do pokoju dzieci.Wrócił po chwili z zatroskaną miną.— Wiesz — powiedział — ten Janek to jednak dziwne dziecko.Nie wiem, dlaczego Andrzej nigdy takich rzeczy sobie nie wymyślał.Powiedział mi, że absolutnie nie chce brać kubła od węgla do Karpacza.Musiałem mu przyrzec.Mam nadzieję, że teraz już uśnie na dobre
[ Pobierz całość w formacie PDF ]