[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednej siedziała Karen i Kozłowski, a w drugiej - Anka i kapitan Petersen.Dodałem gazu.Wehikuł zakołysał się na falach i przyśpieszył biegu, napirrając wodę swym tępym, szerokim przodem.Motorówki, mimo że posiadały kształty przystosowane do pływania po wodzie i ostrymi dziobami zdolne były łatwiej rozbijać fale - pozostawały w tyle za wehikułem.Dwanaście cylindrów Ferrari 410 Super Amerika puszczały w ruch turbinę z taką siłą, że samochód przełamywał opór wody i sunął po jeziorze prawie jak ślizgacz.Cóż znaczyły przy nim jedno- lub nawet dwu-cylindrowe silnłki motorówek?Drugi brzeg jeziora zbliżał się z każdą chwilą, dojrzałem zatoczkę, nad którą wczoraj nocowałem.Ominąłem las trzcin, nie chcąc, aby wkręciły się w turbinę, i wyjechałem na łączkę ciągnącą się wzdłuż brzegu.Motorówki były za mną przynajmniej o pięćdziesiąt metrów, ale to nie miało żadnego znaczenia.Musieli i tak zostawić je przy brzegu i przejść pieszo dwa kilometry dzielące jezioro od wioski.A ja tę drogę mogłem przebyć swoim samochodem w ciągu minuty.Zanim dobili do brzegu, ja już wjeżdżałem w las oświetlając drogę reflektorami.Drążył mnie niepokój o chłopców w Miłkokuku.Może jednak zielona rakieta wcale nie oznaczała niebezpieczeństwa, a tylko jakieś bardzo ważne wydarzenie? Przecież właśnie tak umówiłem się z chłopcami, „Zapewne powrócił nauczyciel” - pocieszałem się.Lccz oto reflektory wyłowiły w mroku nocy zarys pierwszej zagrody.Potem w szybkim pędzie minąłem jeszcze kilka zagród po jednej i po drugiej stronie drogi i dojrzałem żywopłot okalający dom nauczyciela.W bramie przy wejściu na podwórze stali trzej moi przyjaciele.- Co się stało? - spytałem wyskakując z wozu.Dopiero teraz zauważyłem, że cała trójka ma bardzo niewyraźne miny.- Mówcie wreszcie!- Pokpiliśmy sprawę - westchnął Tell.- Pilnowaliśmy domku od frontu, a tymczasem ktoś włamał się do środka przez tylne, kuchenne okno.Być może, ukradl tajemniczy dokument.Sprzątnął go na naszych oczach.- I nie zauważyliście niczego podejrzanego?- Najpierw przyjechał Mysikrółik na junaku.Zapukał do drzwi i przekonawszy się, że nauczyciela jeszcze nie ma, odjechał.Po jakimś czasie przybyło matżeństwo niebieską skodą.Zapukali i też po chwili odjechali nad jezioro.Odtąd nikt się tutaj nie pojawił, nie słyszeliśmy żadnych szmerów.Przed piętnastoma minutami zdecydowaliśmy zrobić obchód wokół domku.Właśnie wtedy zauważyliśmy, że okiennica jest wyłamana, a szyba wyjęta.- Może to stało się przed naszym powrotem z Koziego Rynku?- Nie - zaprzeczyli.- Gdy pan odjechał do ośrodka dziennikarzy, także zrobiliśmy obchód.Wówczas z całą pewnością okiennica nie była wyłamana.Poszliśmy na tyły domku, gdzie znajdowało się kuchenne okno.Ktoś wyrwał zawiasy w skrzydle okiennicy, następnie wyjął szybę i zapewne wszedł przez okno do środka.Czego szukał w domku? Nietrudno było zgadnąć.Zrobił to ktoś, kogo zniecierpliwiło oczekiwanie na powrót nauczyciela i zapragnął posiąść tajemniczy dokument.Może zresztą obawiał się, że po powrocie nauczyciela dokument trafi nie do jego rąk, a do moich lub Petersenów? Bo jedno w tym wszystkim wydawalo mi się pewne: włamania nie dokonali ani Petersenowie, ani Kozłowski.W tym czasie byli wraz ze mną w ośrodku.Jeszcze przez jakiś czas dyskutowaliśmy w sprawie włamania, a potem usłyszeliśmy szybkie kroki.To nadbiegały Karen i Anka, a w chwilę po nich - Kozłowski i kapitan Petersen.Pokazałem im wyłamaną okiennicę i wyjaśniłem zdarzenie.- Sądzi pan, że dokument został skradziony? - pytała Karen.- Ktoś wszedł tam, aby go ukraść.Ale czy udało mu się to? Nie wiem, jak wygląda wnętrze mieszkania i czy dokument leżał na wierzchu.Tajemniczy włamywacz nie miał zbyt wiele czasu na poszukiwania.- A może złodziej siedzi tam nadal? - powiedziała Anka.Zajrzałem przez wybitą szybę i wnętrze kuchni oświetliłem latarką elektryczną.Zobaczyłem kilka sprzętów kuchennych i półotwarte drzwi do pokoju.- Trzeba się tam dostać - zdecydował Kozłowski.Zaprotestowałem:- Tak nie wolno.Należy zawiadomić milicję.Włażąc tam, możemy zatrzeć ślady po włamywaczu.Poprosiłem Tella, aby przyniósl z mego wozu skrzynkę z narzędziami.Zabiłem gwożdziem wyrwaną okiennicę.- Tak będzie najlepiej - powiedziałem, - W ten sposób zabezpieczyliśmy ślady i mieszkanie.Reszta już należy do milicji w Gibach.W ośrodku dziennikarzy znajduje się telefon.Po powrocie tam zadzwońcie do milicji.Tymczasem kapitan Petersen, wezwawszy do pomocy Kozłowskiego jako tłumacza, rozpytywał harcerzy:- Kochani chłopcy, czy nie znacie niejakiego Malinowskiego?Tell najpierw niegrzecznie parsknął śmiechem, a dopiero potem wyjaśnił:- Każdy z nas zna jakiegoś Malinowskiego.W Polsce jest dużo Malinowskich.To zależy, o jakiego Malinowskiego pan pyta.- O łobuza! O oszusta! Chcę mu porachować kości! - wykrzykiwał kapitan Petersen.Odezwał się Sokole Oko:- Może włamania dokonał właśnie Malinowski, którego pan szuka?- Malinowski? - zdumiał się Petersen.- To prawdopodobne.On jest zdolny do wszystkiego.Wyłudził ode mnie czterysta dolarów i tajemnicę skarbu templariuszy.Mógł przyjechać tutaj także szukać skarbów.Panna Karen przysunęła się do mnie.- Czy gniewa się pan jeszcze? To nie ja, to Kozłowski i inni wyśmiewali się z pańskiego wehikułu.— Już drugi raz powtarzam pani przysłowie: ten się śmieje najlepiej, kto się ostatni śmieje.Kapitan Petersen rubasznie poklepał mnie po plecach:- Kupię od pana ten śmieszny samochodzik.Dam tysiąc dolarów.- Co takiego? - oburzyłem się.- Mało? No, to dam półtora tysiąca.— Nie sprzedam go.Kozłowski odciągnął mnie na bok i szepnął do ucha:- Nie wygłupiaj się pan.Bierz pan forsę i kup pan sobie simcę.Jak się znajduje wariat, co chce kupić ten pański wehikuł, to przynajmniej pan nie bądź wariatem.- Nie! - warknąłem.Miałem dość Kozłowskiego.Wyczuł to, bo natychmiast przerwał swoje namowy i zaproponował powrót do motorówek.Odeszli.A ja wjechałem samochodem do sadu i zaparkowałem go w pobliżu namiociku chłopców.Położyliśmy się zaraz spać, oni w namiocie, a ja w wehikule.Tej nocy nie było już czego pilnować.Miałem przekonanie, że tajemniczy dokument znajdował się w obcych rękach.ROZDZIAŁ ÓSMYCO UKRADŁ WŁAMYWACZ? – MILICJA – WIEWIÓRKA DOKONUJE CIEKAWYCH OBSERWACJI – KTO MIESZKA NA WYSPIE? – ŚLADY TAJEMNICZEGO DOKUMENTUZapadła już noc.W Miłkokuku zastaliśmy domek nauczyciela zamknięty na głucho.Rankiem następnego dnia przyjechało do Miłkokuku dwóch milicjantów na rowerach.Ośrodek dziennikarzy miał telefoniczne połączenie ze światem przez pocztę w Gibach, która nocą była nieczynna.Powiadomiono więc posterunek MO dopiero wczesnym rankiem i temu przypisać należało tak póżne zjawienie się milicji na miejscu przestępstwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]