Home HomeChmielewska Joanna Zbieg okolicznosciChmielewska Joanna Zbieg okolicznosci (2)Dean R. Koonz Tunel strachuGolding William Wieza (2)Niven Larry Dzieci BeowulfaRoger Zelazny OdmieniecKing Stephen Miasteczko Salem (2)Markowski Tadeusz Umrzec, aby nie zginac (2)Card Orson Scott Dzieci Umyslu (2)Aldan Lino Ksiezyc dwudziestu rak
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Mamrocze, że skarby Sezamu.Kapitan znów zwrócił się do majstra, który nagle okazał się świadkiem wysoce użytecznym.— A ta koza to jak tu włazi?— A cholera ją wie.Zawsze sobie rogami jakąś deskę odbije.Po prawdzie, to nawet nie sprawdzamy, bo do pilnowania lepsza niż pies.Co komu szkodzi, niech sobie zbytkuje…Na dziedzińcu pojawił się podporucznik Jarzębski, promieniejący wewnętrznym, osobistym blaskiem.Do łona przyciskał wielki tobół, wysoce skomplikowany, złożony z jednego chlebaka, kilku toreb, pliku papierów, kartonowych teczek, kawałków drewna i ziemi.Podszedł do kapitana i usiłował mu coś z tego wszystkiego zaprezentować, ale trudności okazały się nie do przełamania.Pokazując jedno, zgubił drugie, spróbował schylić się po zgubione i postradał blisko połowę brzemienia.Przykucnął, pozbierał, ale nie mógł się podnieść bez ponownego gubienia.Kapitan patrzył na to wzrokiem pełnym zrozumienia, przykucnął również.Dobił do nich podporucznik Werbel, zawahał się i przystosował do sytuacji.Wszyscy trzej tkwili w kucki nad stosem dowodów rzeczowych.— To u niego było to wstrzymane przeszukiwanie — powiedział Jarzębski triumfująco.— Proszę! Zaraz, gdzie to jest…? Tu, proszę! Nic się podobno nie trzyma tak twardo jak gnidy! Wynosił chyba, bo pod ziemią było…— Co ci tam z tego wychodzi? — zainteresował się kapitan.— Ciągnie dalej czy przestał?— Ciągnął do ostatniej chwili, więcej nie zdążyłem… Masz coś dla mnie, czy mogę wracać do komendy? To jest skarb i niech się nim zajmę, dwanaście lat o czymś takim nikt nie śmiał marzyć, wy tu sprawdzajcie, co chcecie, mnie nie obchodzi, znaczy, owszem, obchodzi, tam są biliony w fałszywej walucie, trzeba zabezpieczyć, sam nie uniosę, maszyna stoi, reszta też…Kapitan Frelkowicz przerwał swojemu podwładnemu dość stanowczo, bo podporucznik Jarzębski prezentował coś w rodzaju służbowej histerii.Uniósłszy się do pozycji pionowej, zwolnił go z obowiązków na miejscu, odesłał do komendy i zalecił kierowcy zwrócenie bacznej uwagi na to, żeby podporucznik nigdzie nie wysiadał i w nic się nie wdawał po drodze.Zarazem wezwał na wczesny poranek posiłki, bo istotnie opróżnienie piwnic z materiałów przestępczych wymagało siły fizycznej i środków transportu.Podporucznik Werbel noc sobie darował, od rana zaś z wielkim zapałem oddał się poszukiwaniu diabła.Czarną kozę znał już osobiście i wszystko o niej wiedział, Murzynka jednakże przysporzyła kłopotów.Zainterpelowany w tej kwestii projektant ze zdumieniem i oburzeniem wyparł się jakichkolwiek związków z rasą inną niż biała, odżegnując się także od wyposażenia kuchni.— Co to za firma i kogo tam w niej mają, to ja nie wiem —rzekł stanowczo.— Wszystko płynne, z tym, że ja z nikim nie pertraktowałem.Żona inwestora sama chciała i w ogóle uparła się przy tym.Podporucznik Werbel uwierzył mu bez zastrzeżeń, instynkt śledczy bowiem powiadomił go, że facet mówi prawdę.Przez telefon dowiedział się, że żona siedzi przy mężu i pojechał do grójeckiego szpitala.Nie miał czasu wysyłać wezwań i czekać na przybycie świadka, szedł za ciosem w dużym pośpiechu.Poszkodowany właściciel nieruchomości wracał już do zdrowia i nie wzbraniano mu rozmowy.W odniesieniu do urządzeń kuchennych nie miał żadnego zdania, interesowały go wyłącznie armatury łazienkowe, za które zapłacił jakieś potworne pieniądze i w napięciu czekał na dostarczenie towaru.Nie poszedłby tam wcale, bo tej kozy nienawidzi i boi się jej panicznie, zaraza jakaś, upatrzyła go sobie szczególnie i czeka zawsze na niego jak umówiona, ale te armatury go gnębiły, no więc zaryzykował i proszę, z jakim okropnym skutkiem…Żona siedziała obok i przerwała zwierzenia.— A mówiłam, jechać wcześniej, jak tam jeszcze ludzie byli! Albo zapłacić chłopu za kozę i do rzeźni…— Ale jakie do rzeźni, no coś ty, mówiłem sto razy, prędzej sam by poszedł do rzeźni…Podporucznik wtrącił się w scysję małżeńską możliwie taktownie i delikatnie.Spytał o te urządzenia kuchenne.Małżonka z łatwością zmieniła temat, zgadzało się, rzeczywiście chciała sama, bo żaden chłop, obojętnie, projektant czy artysta, na kuchni się nie zna i nie powinien się wtrącać.Nic jednakże jeszcze nie zaczęła załatwiać i z żadną firmą nie rozmawiała, a już szczególnie murzyńską [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •