Home HomePaul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008(eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. IWharton William Ptasiek (SCAN dal 684)Blake, William Complete Poetry And Prose(1)Gibson William Mona Liza TurboDzieła ÂŚw. Jan od KrzyżaŻuławski Jerzy Na srebrnym globieRoberts Nora Marzenia 01 Smiale marzeniaCaine Rachel Wampiry z Morganville księga 9 Gorycz KrwiEsslemont Ian Cameron Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 02
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lwy.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Simon ograniczył się tylko do poruszania ustami.Żałobnicy usiedli ponownie i prze­mówił Ranessin.Zaskoczył wszystkich, przechodząc z nabbańskiego na język Westerling, rozpowszechniony w królestwie przez Johna.- Pamiętamy zapewne - zaczął Ranessin - że gdy ostatni gwóźdź zo­stał wbity w Drzewo Straceń i Usires, nasz Pan zawisł, by cierpieć w straszliwej agonii, ujrzała go nabbijska kobieta wysokiego rodu, córka potężnego rycerza, imieniem Pelippa.Widok Jego cierpienia przepełnił jej serce żalem.Kiedy za­padła Pierwsza Noc, a Usires Aedon wisiał umierający, opuszczony - gdyż uczniowie Jego zostali wypędzeni z dziedzińca Świątyni - ona przyszła do niego z wodą, którą podawała Mu, maczając swą chustę w złotej misie i zwil­żając Jego spieczone usta.Pelippa płakała, widząc ból Odkupiciela.Wtedy też powiedziała do Niego: „Biedny człowieku, cóż oni ci uczynili?" A Usires jej odpowiedział: „Nic, czego nie zniósłby Człowiek".Pelippa ponownie się roz­płakała i powiedziała: „Nie dość, że za słowa chcą cię zabić, to jeszcze wieszają do góry nogami dla upodlenia".A Usires, Zbawca, powiedział: „Córko, nie ma znaczenia, jak wiszę, głową czy nogami w dół - i tak patrzę w twarz Boga, naszego Ojca".- I tak.- Lektor popatrzył w tym momencie na zebranych -.słowa naszego Pana Usiresa możemy odnieść do ukochanego Johna.Prości ludzie z miasta mówią, że John Prezbiter nie odszedł, ale że pozostaje tutaj, aby czuwać nad swym ludem i całym Osten Ard.Księga Aedona obiecuje, że teraz wstąpi on do cudownych Niebios pełnych światła, muzyki i błękitnych wzgórz.Inni nasi bracia - poddani Johna z Hernystir - powiedzą, że odszedł on, aby dołączyć do pozostałych bohaterów wśród gwiazd.Nieważne, jak to nazwiemy.Gdziekolwiek będzie, na błękitnych wzgórzach czy gwiezdnych polach, jedno jest pewne: stoi teraz szczęśliwy przed obliczem Boga.KIEDY wzruszony do łez Lektor skończył mówić i odmówiono ostatnie modli­twy, zebrani opuścili kaplicę.Simon patrzył pełen czci, jak wystrojeni na czarno służący króla Johna wy­pełniają ostatnie posługi.Kiedy ubierali go w królewskie szaty i zbroję, wyglą­dali jak żuki krzątające się wokół martwej ważki.Simon wiedział, że powinien już odejść, to wykraczało poza podkradanie się i podglądanie, było nieomal bluźnierstwem, lecz mimo to nie mógł się ruszyć.Jakieś dziwne uczucie niere­alności zastąpiło teraz strach i smutek.Wszystko wydało mu się widowiskiem, przedstawieniem aktorskim, którego bohaterowie poruszają się sztywno, jakby ich kończyny zamarzały i rozgrzewały się na przemian.Służący ubrali króla w jego śnieżnobiałą zbroję, zwinięte rękawice wsunęli w pendent, lecz stopy pozostawili gołe.Pancerz przykryli błękitną tuniką, a na ramiona narzucili lśniący, purpurowy płaszcz.Przez cały czas poruszali się jak we śnie.Włosy i brodę Króla zapleciono w wojenne warkocze, a na skroń wło­żono żelazny diadem, symbol władzy w Hayholt.Wreszcie Noah, stary giermek Króla, przyniósł żelazny pierścień Fingil, dotąd pozostający w ukryciu.Jego szloch przerwał panującą w kaplicy ciszę.Noah płakał tak rzewnie, że Simon zastanawiał się, w jaki sposób udało mu się w tym stanie wcisnąć pierścień na królewski palec.Na koniec ubrani na czarno służący-żuki ponownie ułożyli Króla na marach.Przykrytego całunem ze złocistego płaszcza wyniesiono z zamku na ostatnią drogę.Po obu stronach kroczyło trzech ludzi, a za nim Noah z wojennym heł­mem zdobionym smoczym grzebieniem.Skulony w swej kryjówce na chórze, Simon odetchnął; westchnienie to od­zwierciedlało przeżycia godzinnego uwięzienia.Król odszedł.kiedy książę Isgrimnur zobaczył, że ciało Prestera Johna przekracza Bramę Nearulagh, a za nim formuje się dostojna procesja, ogarnęło go uczucie czegoś mglistego, co postępowało w zwolnionym tempie, tak jakby śnił, że się topi.„Nie bądź takim osłem, starcze - pomyślał.- Nikt nie żyje wiecznie, nawet jeśli Johnowi udało się wykroić dla siebie ładny kawałek czasu".Zabawna rzecz, ale Isgrimnur zawsze wiedział, że John Prezbiter umrze na swym łożu.Nawet wtedy, gdy stali obok siebie w najgorętszej bitwie, a czarne strzały Thrithingów świstały koło nich jak pioruny samego Uduna - tak, tego przeklętego Boga.Zobaczyć Johna w bitwie znaczyło zobaczyć pomazańca Bo­żego.Nietykalny wódz, człowiek, który śmiał się, gdy niebo zasnuwała krwawa mgła.Gdyby John pochodził z ludu Rimmersmenów - Isgrimnur uśmiechnął się do siebie - nosiłby z pewnością niedźwiedzią koszulę.Ale on nie żyje i trudno w to uwierzyć.Popatrz na tamtych, rycerze, lordo­wie.oni też myśleli, że będzie żył wiecznie.Boją się, większość z nich się boi.Elias i Lektor zajęli swoje miejsca za marami Króla.Isgrimnur, książę Josua i jasnowłosa księżniczka Miriamele - jedyne dziecko Eliasa - szli tuż za; nimi.Pozostałe wielkie rody zajęły swoje miejsca, tym razem bez przepychania się dla zdobycia odpowiedniej pozycji.W miarę jak procesja posuwała się Kró­lewską Aleją, dołączali do niej z tyłu prości ludzie - ogromny tłum, cichy i przejęty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •